12.01.2012 | 14:59

Adam Haertle

Lords of Dharmaraja sieją zamieszanie

Kilka dni temu wspomnieliśmy o wycieku kodu źródłowego produktów firmy Symantec, za który odpowiedzialność wzięła nieznana wcześniej grupa Lords of Dharmaraja. Grupa ogłaszał, że włamała się do serwerów hinduskiej ambasady w Paryżu oraz maszyn hinduskiego wywiadu wojskowego. Wraz z upływem czasu w sieci pojawiają się kolejne wykradzione informacje oraz wątpliwości związane z publikowanymi przez tę grupę danymi.

Krótko po ujawnieniu dowodów na wyciek kodu źródłowego Symanteca, grupa opublikowała notatkę Głównego Zarządu Wywiadu Wojskowego Indii (a przynajmniej dokument, który wygląda jak taka notatka). W dokumencie tym wspomniano o projekcie „RINOA SUR”. Pierwszy skrót miał oznaczać producentów urządzeń mobilnych RIM, Nokia i Apple, a „SUR” pochodzi od „surveillance”, czyli podsłuchu. Treść dokumentu sugerowała, że wymienione wyżej firmy mogły dostarczyć hinduskiemu rządowi informacji technicznych pozwalających na opracowanie backdorów umożliwiających podsłuchiwanie ich urządzeń, w zamian za swobodny dostęp do hinduskiego rynku zbytu. Apple oraz RIM odrzuciły zarzuty, a Nokia odmówiła komentarza. Z kolei eksperci wskazali na możliwe fałszerstwo, jako że nagłówek pisma należał do instytucji, która nie zajmuje się kwestiami podsłuchów.

W ostatnich dniach wypłynęły dwa kolejne znaleziska. Reuters poinformował, że otrzymał paczkę zawierającą emaile z okresu między kwietniem a październikiem zeszłego roku, z których wiele było kierowanych do Bill Reinscha, członka Amerykańsko – Chińskiej Komisji Do Spraw Ekonomii i Bezpieczeństwa (USCC). Inne wiadomości obejmowały korespondencję między pracownikami ambasady USA w Trypolisie a firmami DHL oraz General Electric, dotyczącą dostaw sprzętu medycznego do Libii jak również obaw, że firma General Electric pomaga Chinom rozwinąć przemysł produkcji silników odrzutowych.

Z kolei jedne z członków grupy, przedstawiający się jako YamaTough, przekazał serwisowi InfoSecIsland.com 68 par login/hasło, umożliwiających dostęp do kont użytkowników amerykańskich serwisów rządowych, które, zdaniem hakerów, pochodziły z  włamań do serwerów hinduskiego rządu takich jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych (mea.gov.in) czy Narodowe Centrum Informatyczne (nic.in). Bez wątpienia w razie potwierdzenia tych informacji hinduskiemu rządowi niełatwo będzie wytłumaczyć posiadanie takich danych.

Wobec licznych konfliktów na linii Chiny – Indie – Pakistan, trudno jednoznacznie przypisać autorstwo wycieków jednemu z tych krajów. Działania Lords of Dharmaraja mogą okazać się prowokacją jednej ze służb wywiadowczych. Istnieje też taka możliwość, że faktycznie mamy do czynienia z grupą hinduskich hakerów, którzy, jak samo deklarują, chcą poprawy stosunków pomiędzy Indiami a USA. Biorąc pod uwagę dotychczasowy rozwój sytuacji, możemy liczyć na kolejne odsłony tego teatru.

Powrót

Komentarz

Zostaw odpowiedź

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na literówkę lub inny błąd techniczny, zapraszamy do formularza kontaktowego. Reagujemy równie szybko.

Lords of Dharmaraja sieją zamieszanie

Komentarze