03.10.2019 | 10:15

Agnieszka Wesołowska

„Aaaaby kupić dziecko”, czyli internetowy biznes adopcyjny

Ogłoszenie w internecie: przyszli rodzice w fatalnej sytuacji materialnej szukają troskliwej rodziny dla swojego maleństwa. Ewentualnie – sierota szuka rodziców. Po jednej stronie są ludzie, którzy marzą o dziecku, po drugiej… Kto?

Ile można zarobić na dziecku? Za ile kupić i za ile sprzedać? Czy da się sprzedać nieistniejące dziecko? A może da się je sprzedać wielokrotnie? Czy imperatyw posiadania dziecka jest usprawiedliwieniem dla handlu ludźmi? Czy taki handel istnieje w Polsce? Staramy się odpowiedzieć na te pytania, bo prowadzą nas one przez wiele odcieni kluczowego hasła, jakim jest bezpieczeństwo, w tym bezpieczeństwo w sieci. Prowadzą do całkiem dużego biznesu.

źródło: https://www.ft.com/content/eb32208a-b625-11e6-ba85-95d1533d9a62

Powiedz, że to twoje

„Każdy ma prawo do szczęścia, ale nie każdy ma szczęście do prawa” – aforyzm Heisenberga znajdował się na stronie kancelarii prawnej Krzysztofa O.* Mecenas O. stał się sławny dzięki działaniu w Stowarzyszeniu przeciwko Zbrodni. W latach 90. dochodzeniami zajmowali się – jak pisał swego czasu Newsweek – „zahibernowani milicjanci, którzy nie słyszeli o prawach ofiar”. O. nie tylko prężnie prowadził organizację pozarządową, ale i szkolił policjantów jako pełnomocnik praw ofiar. Później dzięki Lechowi Kaczyńskiemu szefował warszawskiemu zespołowi pomocy ofiarom przestępstw. Gdy w 2006 założył wreszcie swoje biuro prawne, był znany w całej Polsce. Nie potrzebował ogłaszać się, by zdobyć klientów.

Zgłaszają się więc do niego pierwsi ludzie świadomi tego, jak bardzo nieprzyjazne jest w Polsce prawo adopcyjne, a pragnący dzieci. O. wyszukuje dla nich pierwszą kobietę w ciąży – jak sam opisuje – z podwarszawskiej wsi i patologicznego środowiska. Kobieta nie chce pieniędzy, spędza czas w oczekiwaniu na poród w domu O., w dobrych warunkach. Takich kobiet będzie pięć – i pięcioro ich dzieci. Kobiety nie biorą żadnego wynagrodzenia. Wynagrodzenie bierze O., twierdząc, że to na zwrot kosztów za utrzymanie położnic.

Usługa kosztuje pomiędzy 10 a 15 tysięcy złotych, a według dalszych ustaleń prokuratury nawet wielokrotnie więcej. Przy rejestracji dziecka adopcyjny ojciec zgłasza się z biologiczną matką do urzędu jako ojciec biologiczny. Podobno mecenas uprzedza klientów, że są dwie drogi i że ta „uproszczona” nie jest legalna. Dla pięciu par to nie ma znaczenia, chcą dziecka. Metoda okazuje się na tyle uniwersalna, że sprawdza się w kolejnych nielegalnych adopcjach, już bez pośrednictwa medialnego działacza-prawnika.

W ten sposób adopcję swojego przyszłego dziecka załatwiła kobieta, która była w trudnej sytuacji życiowej – bez pieniędzy, bez pewności jutra, bez wsparcia ojca dziecka. Ogłosiła się ze swoim problemem w internecie i tam ją znalazła Joanna R., która z mężem, Bogdanem, zaczęła właśnie przechodzić procedurę adopcyjną. Joanna i Mariola szybko się porozumiały. Mariola w ciąży zamieszkała u R. i tam czekała na poród. Partner Marioli, Adam, odwiedził swoją kobietę u R. i zgodził się na oddanie dziecka. Po porodzie Mariola i Bogdan R. zarejestrowali dziecko jako swoje, a po dwóch latach Joanna przysposobiła dziecko.

Po kolejnych dwóch latach Mariola i Adam przypomnieli sobie, że dziecko jest ich. Państwo R., wychowujący dziewczynkę od 4 lat, przeszli piekło w dwóch instancjach, gdzie w pierwszej wyglądało na to, że dziecko zostanie pozbawione w ogóle rodziny – jako że znani dziewuszce od urodzenia rodzice zostali uznani za oszustów, a rodzice biologiczni za niewydolnych wychowawczo i nienadających się do opieki. Ostatecznie dziewczynka została z R. Sąd uznał, że dziecko nie może płacić za głupotę i łamanie prawa przez rodziców. Jednak niewiele brakowało, by rozpoczęta w social mediach transakcja zakończyła się tragedią dziecka.

źródło: https://www.instagram.com/p/B14jiusHLeo/

Sprzedam/kupię dziecko

Dwoje młodych ludzi w kiepskiej sytuacji postanowiło oddać swoje nienarodzone dziecko kochającym rodzicom. Ci również skorzystali z internetu, by dać ogłoszenie, choć nie pisali w nim nic o warunkach adopcji. Z miejsca zgłosiły się rodziny, a ich oferty były hojne – 100 tysięcy za dziecko, 400 tysięcy. Młodzi jednak postanowili oddać dziecko 30-letniej wrocławiance. Ta nie zapłaciła za dziecko, choć płaciła za wizyty u ginekologa. Kobieta chciała potem odebrać dziecko ze szpitala jak swoje, ale w niczym nie przypominała nastolatki, która kilka dni wcześniej na oddziale urodziła malucha. Personel szpitala powiadomił policję.

Emocje wzięły górę nad rozsądkiem, a „adopcja” okazała się być nieprzygotowana. Jednak w Polsce zdarzają się o wiele lepiej przygotowane transakcje, gdzie przedmiotem handlu jest mały człowiek, a miejscem, gdzie kojarzy się strony, jest internet. Kwoty transakcji – wbrew temu, czego można się spodziewać – nie muszą być wysokie.

750 euro – tyle kosztowało niemowlę przeznaczone dla duńskiego małżeństwa. Duńczycy dali anons, że szukają kobiety w trudnej sytuacji materialnej, która zechce oddać swoje dziecko do adopcji. Zgłosiła się Polka i w trakcie negocjacji zażądała 10 tysięcy euro. Ostatecznie cena okazała się dużo niższa, stanowiła równowartość 750 euro, czyli około 3 tysięcy złotych. Sprawa wyszła na jaw, zapadł też łagodny wyrok (za sfałszowanie danych w akcie urodzenia), dziecko na szczęście dalej ma rodzinę.

Takie ogłoszenia w Polsce nie są rzadkością. Są fora, na których ogłaszają się surogatki oraz dawcy nasienia, tam znaleźć można anonse typu „jestem w ciąży, szukam rodziców dla dziecka”. O pieniądzach nie mówi się wprost, ale bywa, że w toku negocjacji padają spore kwoty, mowa nawet o kilkuset tysiącach. Afery, o których się potem czyta, wynikają m.in. z tego, że ktoś z bliskich/sąsiadów kobiety, która była w ciąży, a potem pojawiła się w domu bez dziecka, składa uprzejmy donos. Gdy pojawia się choć cień podejrzenia, że była to umowa kupna/sprzedaży, mowy nie ma o scenariuszu takim, jaki przytrafił się Duńczykom. Gdy w przypadku kobiety spod Łodzi i pary z Olsztyna pojawiło się posądzenie o wymianę człowieka za środki płatnicze, padł zarzut handlu ludźmi, a dziecko trafiło do ośrodka. Adwokat olsztynian argumentował, że „pokrzywdzone zostały dwie rodziny”, ale o tym, że dziecko potraktowano jak towar, już nic nie mówił.

Według obserwatorów tego zagadnienia rocznie w Polsce do faktycznej sprzedaży dzieci dochodzi kilkaset razy. Odbiorcami dzieci są Polacy i obcokrajowcy. Adopcyjni rodzice z zagranicy często bowiem szukają okazji daleko od ojczystego kraju.

źródło: https://www.ft.com/content/eb32208a-b625-11e6-ba85-95d1533d9a62

Prężny rynek sierot

„Hej, rozważasz adopcję dziecka z zagranicy? To świetnie! Na świecie są miliony sierot” – tak zaczyna się artykuł na amerykańskiej stronie dla potencjalnych rodziców adopcyjnych. Autorzy zwracają uwagę, że adopcje tego typu to nie jest po prostu modny trend celebrytów. Wspominają też, że istnieją kraje, które – choć biedne – bronią praw swoich dzieci w obawie przed handlem ludźmi. Podkreślają, że adopcja z pominięciem licencjonowanego biura to proszenie się o kłopoty. Adopcja to coś więcej niż pozyskanie ślicznego małego bobaska – to odpowiedzialność za jego kulturę, dziedzictwo, czasami rodzeństwo, które posiada, a także za traumy, choroby i zmaganie się z nimi w przyszłości.

Można apelować do przyszłych rodziców, ale adopcje zagraniczne to często działania zorganizowanych grup, niemających wiele wspólnego z etyką. To biznes na duże pieniądze i traktowanie dzieci jak towaru.

Najwięcej dzieci adoptuje się z Chin i Rosji. Wśród wiodących dostawców dzieci jest też Polska. I nie są to adopcje bezkosztowe.

Rządy krajów, z których dzieci są adoptowane starają się zaostrzyć prawo w taki sposób, by uchronić się przed handlem ludźmi. Również władze państw, w których rodzice adopcyjni szukają dzieci za granicą, starają się podejść do kwestii adopcji uważniej, by przeciwdziałać handlowi ludźmi. W 2017 do takich działań przymierzał się rząd Holandii i obserwatorzy mieli nadzieję, że również inne państwa pójdą za tym przykładem. Według autorów raportu, na którym opierali się Holendrzy, znaczna część adopcji zagranicznych była powiązana z przestępstwami takimi jak handel żywym towarem i pranie pieniędzy. Pragnienie dziecka stworzyło wielki rynek adopcyjny. Pojawiły się agencje takie jak francuska Arche de Zoe, przemycająca adopcyjny towar z Czadu czy Amici Dei Bambini, handlująca w ten sposób z Kongo. Dzieci stały się produktem, który należało dostarczyć za wszelką cenę – były więc porywane z domów lub rodziny zmuszano do ich oddania. W 2012 w Etiopii zaczęto szukać rodzin 345 dzieci z 45 sierocińców. Okazało się, że 330 z nich nie było sierotami.

Dochodzi więc do sytuacji, w której osoby pragnące dziecka adopcyjnego zaczynają rozglądać się za możliwością adopcji w mediach społecznościowych.

I tu dopiero otwiera się pole dla oszustów i przestępców.

źródło: https://www.instagram.com/p/B0haKV3hpkk/

Instamatka, instadziecko, instaadopcja

Starania Samanthy Stewart z USA o dziecko były powszechnie znane. Kobieta przy wsparciu męża zgłosiła się do agencji adopcyjnej, a na Instagramie utworzyła profil @findingbabystewart, apelując tą drogą do kobiet w niechcianej ciąży, by te rozważyły powierzenie jej swojego dziecka. Do Samanthy odezwała się 16-letnia Ashley z Atlanty. Życie nastolatki było pasmem koszmarów – zgwałcona, osierocona, dręczona przez rodzinę zastępczą. Teraz jest wreszcie szczęśliwa ze swoim chłopakiem Chrisem, ale nie może zająć się swoim przyszłym dzieckiem.

Rozwija się korespondencja. Potem Samantha i Ashley SMS-ują do siebie. Czasami zamiast dziewczyny odzywa się Chris. Potem nagle Asley zarzuca kobiecie, że ta byłaby złą matką dla jej dziecka i milknie. Odzywa się znów dopiero, gdy – jak pisze – jej dziecko nieoczekiwanie urodziło się w 31 tygodniu ciąży i jest gotowa rozmawiać o adopcji. Nie prosi o wsparcie ani zapłatę, choć zachowuje się dziwnie – jak niezrównoważona nastolatka w obliczu trudnych decyzji – ale Samantha z mężem pragną już tego dziecka ponad wszystko. Czas nagli – z Ashley kontaktują się Kristen i Michael Johnson, a także Ashley i Brian Middleton. I to właśnie Kristen Johnson wpada na pomysł, by zadzwonić do szpitala i sprawdzić, czy dziecko, którego wszyscy pragną, wciąż jest na oddziale.

Dziecka nie ma. Nigdy nie było tu dziecka nastolatki Ashley, urodzonego w 31 tygodniu ciąży. Profil zapełniony jest kradzionymi zdjęciami (takich profili przedstawiających tę nastolatkę w ciąży i tego chłopaka jest zresztą kilka). Potencjalni adopcyjni rodzice byliby wyczuleni na żądania pieniędzy czy prezentów, ale nie spodziewali się, że oszust czy oszustka, który/-a dręczył ich miesiącami fałszywą nadzieją zadowolił się po prostu atencją.

Istnieje prawdziwa Ashley – Ashley King, obecnie 22 lata, mieszkanka Atlanty. Naprawdę urodziła dziecko, ale od dawna je wychowuje i nigdy nie myślała o oddaniu go do adopcji. Przychodzi jej do głowy myśl, że oszust musi ją doskonale znać, bo choć wymyślił jej traumatyczne dzieciństwo, to wiedział wszystko o dziecku, włącznie z (prawie) dokładną wagą urodzeniową jej córeczki.

Dalsze dochodzenie pozwala ustalić tożsamość oszustki – to przypadkowa znajoma z Facebooka („hej, dodaj mnie do znajomych!”), która potem zaczęła obserwować Ashley na Instagramie. Na razie jednak nie ma oskarżenia, procesu ani kary – Gabby, bo tak ma na imię oszustka, nie wykorzystała swoich kont ani fałszywej tożsamości do uzyskania korzyści majątkowych.

To nowa kategoria oszustw – nie chodzi o pieniądze, chodzi o skrzywdzenie przypadkowych ludzi. Podobne doświadczenie miała też para z Kentucky, państwo Ginterowie, którzy chcieli adoptować dziecko samotnej 18-latki, a zadeklarowali chęć adopcji, gdy usłyszeli, że dziewczyna rozważa wciąż aborcję. Ginters zaoferował dziewczynie mieszkanie, wyżywienie i opiekę do czasu porodu. Nie zadbali o jedno – sprawdzenie dokumentów, z których wynikałoby, że osoba, której chcą pomagać oraz jej przyszłe dziecko w ogóle istnieją. Podobny błąd zrobili Rocky i Beth, a tak byli podekscytowani, że przyśpieszą kolejkę oczekiwania na dziecko, że ograniczyli się do emocjonalnych rozmów z przyszłą matką, nie wiedząc, że ta rozmawia z trzema innymi parami.

Wciąż jednak istnieje oszustwo, które stanowi podstawę wszelkich scamów świata – takie, w którym chodzi o pieniądze. Tak działała Elizabeth Jones, przekonując Matta i Laurę Trayte, że jest w ciąży i że chce oddać swoje dziecko dobrym ludziom. Matt i Laura, jak i inne opisane tu amerykańskie pary, dali ogłoszenie na Facebooku, że chcą adoptować dziecko. Elisabeth nie miała obiekcji, by spotkać się z przyszłymi rodzicami adopcyjnymi. Zjadła z nimi obiad, przyjęła mnóstwo prezentów. Potem Traytowie postanowi spotkać się z adwokatem, by zorganizować wszystko formalnie.

Elisabeth poroniła. Obiecała akt zgonu nienarodzonego dziecka. Potem wzruszyła ramionami i przyznała, że nigdy nie była w ciąży. Została skazana, a sąd tym chętniej podjął decyzję o karze więzienia ze względu na jej przeszłość. Przeszłość zawodowej złodziejki, która unowocześniła swój warsztat.

Jeśli i wy chcecie obserwować, jak ludzie szukają dzieci do adopcji przez internet, sprawdźcie na Instagramie hashtagi takie jak #hopingtoadopt,
#adoptionisworthit lub #adoptionjourney.

źródło: https://www.instagram.com/p/B1_9oI5gEvO/

* Podaję inicjał, bo choć prawnik O. występował otwarcie pod własnym nazwiskiem przez wiele lat mimo ciążących na nim zarzutów, to – po osądzeniu przez szwedzki sąd – w polskich mediach jego dane zostały częściowo zanonimizowane. Dodam też, że Krzysztof O. był nazywany mecenasem i dlatego używam w artykule tego tytułu, choć nie był adwokatem ani radcą.

Powrót

Komentarze

  • 2019.10.03 12:33 Michał

    Chyba pierwszy Pani słaby tekst, który tu widzę. Brak fabuły czy jakiejś jednej tezy, od przypadku do przypadku. Przechodzi Pani od najciekawszego moim zdaniem wątku, czyli masowych porwań do wyłudzeń na instagramie.

    Odpowiedz
    • 2019.10.03 17:21 wk

      @Michał

      E, nie, po prostu to jest przekrój przez czubek góry lodowej ogromnego tematu, którego wspólnym mianownikiem jest oszukiwanie ludzi bardzo chcących mieć dziecko i gotowych na popełnienie przestępstwa, by je pozyskać, co powoduje wyjątkowo niską zgłaszalność oszustw. Mam nadzieję na większą ilość artykułów poruszających to tabu.

      Odpowiedz
  • 2019.10.04 13:52 Hybryda

    http://przeczywistosc.pl/adopcje-zagraniczne-przemilczany-skandal/

    Dla zainteresowanych tematem. Polecam ogólnie cały blog.

    Odpowiedz
    • 2019.10.04 14:15 Agnieszka Wesołowska

      Temat światowego, nie tylko polskiego, eksportu dzieci jest przerażający. Przejrzenie mediów społecznościowych to nie droga do spłycenia tematu, a przeciwnie – rozszerzenie go. W społecznościówkach trwa prawdziwy casting ludzi, którzy ubiegają się o adopcję jakiegokolwiek dziecka. W wielu krajach przy adopcji międzynarodowej nie sprawdza się rodzin tak, jak robi się to w adopcji krajowej. Jest popyt, więc musi znaleźć się podaż. Towar należy dostarczyć. Ja opisałam krótko i bardzo przekrojowo to, co widać gołym okiem i do czego wykorzystywany jest internet. Pomyślmy, co dzieje się tam, gdzie nie wszyscy zaglądają.

      Odpowiedz
      • 2019.10.05 18:10 Znawca zycia

        Moja siostra adoptowala w Polsce dziecko z domu dziecka. Proces trwal 5 lat wlacznie z niezapowiedzianymi nalotami w mieszkaniu i sprawdzaniu czystosci oraz trzezwosci.

        Odpowiedz
      • 2019.10.07 09:45 Greg

        Adopcje, czy to za pieniądze, czy też jako oszustwo to nie wszystko. Idąc głębiej pojawiają się problemy handlem dzieci w celach seksualnych (dla pedofili z $$$ itd) oraz na narządy. „Towar” często pochodzi z krajów trzeciego świata ale także jest możliwy z krajów „wysoko rozwiniętych”.
        Jeśli natomiast rozszerzymy przedział wiekowy do nastolatków to kwestia porywania/handlowania dziećmi w różnych celach jest jeszcze większy i dotyczy wszystkich krajów, w tym cywilizowanej Europy i Stanów.

        Odpowiedz
        • 2019.10.07 09:58 Agnieszka Wesołowska

          W ogóle handel ludźmi to niezwykle intratny biznes.

          Odpowiedz
  • 2019.10.05 13:01 trauma w uj

    klinton podesta i pizzagejt jesli pojsc glebiej

    Odpowiedz
  • 2019.10.06 01:20 gosc

    Generalnie to chyba jeden z grubszych tematów.
    Począwszy od sprzedawania dzieci.
    Tylko od +18 lat
    https://www.youtube.com/watch?v=o4Xyd_Y7KeI
    Az do filmów popularno naukowych o Afryce gdzie porywa, sprzedaje, kupuje ludzi do pracy w polu i akcje mające wykupić chociaż część ludzi i problemy z tym związane ze to nie rozwiązuje problemu.
    Juz nie wspominając o Polsce, choć u nas się częściej szantażuje, a nie porywa.
    https://www.youtube.com/watch?v=IIvwVcqAyEs
    Wniosek:
    Pieniądze nie rozwiązują problemu, czasem nawet pogłębiają problem.
    Naszym skarbem jest wiedza, zdobywając wiedze będziemy mogli pomoc sobie nawzajem i innym. To jest nasza cegła do budowania lepszego świata.

    Odpowiedz
  • 2019.10.06 01:41 gosc

    „Generał musi wiedzieć jak zwyciężać, …”
    – Sztuka wojenna Sun Zi

    Odpowiedz
  • 2019.10.06 12:56 michu

    Nie lubię takich tematów. Bardzo mnie przygnębiają, bo czytając takie informacje czuję się bezradny. Jak można handlować dziećmi? Nie wiadomo komu się je oddaje, co je spotka. Żadnej kontroli. Jakim trzeba być bydlakiem, żeby się nie interesować potem ich losem? Nie rozumiem. To jest kres upadku, ostatnie stadium moralnej i empatycznej przemiany z człowieka w nawóz.

    Odpowiedz
    • 2019.10.06 21:41 Duży Pies

      „Bardzo mnie przygnębiają, bo czytając takie informacje czuję się bezradny”
      .
      Wiesz co? Najlepiej zabetonuj się w domu i nie wychodź na zewnątrz. Wyłącz też neta żeby nie docierały do ciebie przygnębiające informacje. Nie wiem jak można być takim tchórzem…
      Gdzie są młodzi cyber-wojownicy, którzy chcą choć trochę zmieniać na lepsze świat?

      Odpowiedz
      • 2019.10.07 18:42 michu

        Kompletnie nie rozumiesz o co mi chodzi wobec czego twoja wypowiedź jest… jaka jest.

        Odpowiedz

Zostaw odpowiedź do gosc

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na literówkę lub inny błąd techniczny, zapraszamy do formularza kontaktowego. Reagujemy równie szybko.

„Aaaaby kupić dziecko”, czyli internetowy biznes adopcyjny

Komentarze