Dane o waszej lokalizacji są na sprzedaż. Zanonimizowane, ale to nie przeszkadza

dodał 22 maja 2020 o 20:37 w kategorii Prawo, Prywatność, Wpadki  z tagami:
Dane o waszej lokalizacji są na sprzedaż. Zanonimizowane, ale to nie przeszkadza

Czy można kupić dane o każdym waszym kroku i każdej lokalizacji? Można. Niedrogo, jeśli kupujecie hurtowo. Dane są oczywiście zanonimizowane – jednak często zestaw lokalizacji pozwala na deanonimizację. Jak to wygląda w praktyce?

W aferze, którą opisujemy, sprzedawane dane o lokalizacji urządzeń mobilnych były teoretycznie anonimowe. Jednak ich analiza pozwalała na dokładną identyfikację. Miejsce zamieszkania, praca, rodzina, choroby – wszystko stało się dostępne. 9 maja 2020 telewizja NRK opublikowała materiał będący efektem śledztwa dziennikarskiego, w wyniku którego namierzono spokojnego obywatela, Karla Bjarne Bernhardsena. Karlowi akurat urodziło się dziecko, a potem był na wycieczce w zoo. Skąd to wiemy?

Lokalizacje telefonu Karla (źródło: nrk.no)

Kup pan bazę

Wiele używanych przez nas aplikacji mobilnych żąda dostępu do lokalizacji naszego telefonu. Teoretycznie lokalizacja powinna trafiać tylko do serwera twórcy aplikacji, jednak wielu z nich korzysta z gotowych bibliotek. Dostawcy tych bibliotek, obsługujący często setki różnych aplikacji, udostępniają je bardzo tanio lub wręcz rozdają. Z czego zatem żyją? Ze zbierania i sprzedawania lokalizacji użytkowników aplikacji, które ich bibliotekę zaimplementują.

Dane lokalizacyjne mogą być cenne. Przetwarzanie ich wpłynęło na rozwój nowej branży, która zarabia na sprzedaży tych danych. Informacje takie trafiają do podmiotów komercyjnych, agencji rządowych, a także – być może – innych nieokreślonych podmiotów, których interesują ruchy ludności oraz Karla Bjarne Bernhardsena. Sprzedawcy danych twierdzą, że dane są anonimowe. Można określić ruch ludności (np. w pandemii), ale – teoretycznie – nie można w ten sposób namierzyć właściciela telefonu komórkowego.

W 2019 r. norwescy dziennikarze skierowali do sprzedawców danych ofertę kupna informacji, motywując ją zamiarem ich wykorzystania w projekcie dotyczącym wzorców przemieszczania się ludzi i rozwoju transportu publicznego. Jedną z ofert sprzedaży otrzymali od firmy Tamoco. Za niecałe 15 tysięcy złotych dziennikarze otrzymali dane z 2019, dotyczące 140 tysięcy telefonów i tabletów.

Tamoco przesłało tabelę zawierającą czterysta milionów współrzędnych lokalizacji telefonów komórkowych w Norwegii. Wszystkie współrzędne były powiązane z datą, godziną, były też przypisane do konkretnego urządzenia, czyli pokazały dokładnie, gdzie w danym momencie znajdował się telefon lub tablet. Dziennikarze postanowili sprawdzić, czy analizując anonimowe dane z konkretnego urządzenia, można odkryć tożsamość jego użytkownika. Można.

„Zaufali nam”, źródło: tamoco.com

Po nitce do Karla

Z zestawu danych wybrano losową komórkę. Sprawdzono aktywność w dzień i w nocy – w nocy telefon rejestrował się zawsze w tej samej lokalizacji i pozostawał tam do rana. Sprawdzono to miejsce i znaleziono domek jednorodzinny. Wyszukiwanie adresu w internecie wskazało na dwie mieszkające tam osoby, kobietę i mężczyznę. Dziennikarze sprawdzili na Facebooku profile zameldowanych tam osób. Ze zdjęć wynikało, że to bliska sobie para. Mężczyzna chwalił się, że pracuje w firmie przewozowej. Dane Karla Bjarne Bernhardsena nie zostały przekazane kupującym, mimo to deanonimizacja Karla nie stanowiła większego problemu.

Nie stanowiło też problemu ustalenie, co Karl robił przez poprzednie 200 dni. Dziennikarze nie tylko ustalili, że Karl zmienił pracę, ale znaleźli nawet ślad jego pierwszej podróży do siedziby nowego pracodawcy – na rozmowę kwalifikacyjną. Widzieli także, jak spędził kilka minut, szukając siedziby firmy. Odwiedzał rodziców. Jadł lunch. Spędził weekend z całą rodziną w domku letniskowym. Był w zoo. Zapisy lokalizacji pozwalają ustalić, że najpierw odwiedził małpiarnię, potem poszedł na lody, odwiedził sklep z upominkami, a wizytę zakończył odwiedzinami u dzikich kotów.

Karl jest całkiem zwyczajnym, nieposiadającym żadnego specjalnego majątku Norwegiem. Nie wykonuje pracy powiązanej z bezpieczeństwem publicznym, nie przetwarza poufnych danych. A gdyby było inaczej? W jakim niebezpieczeństwie znalazłby się on, jego rodzina, jego wiedza, jego majątek? A co jeśli nawet dla zwykłego faceta, Karla, ta sytuacja również stanowi poważne niebezpieczeństwo?

Dobrowolnie podana przez Karla publiczna informacja o jego życiu

Dane wrażliwe i to czasem bardzo

Analiza kupionych danych pozwoliła na zidentyfikowanie 8300 unikatowych urządzeń, których lokalizacja była powiązana ze szpitalami i klinikami. Dane były często na tyle dokładne, że bez problemu można było odróżnić pacjentów, którzy przebywali np. na oddziale chirurgicznym od tych, którzy znaleźli się na oddziale psychiatrii. W danych można znaleźć nie tylko moment przybycia do szpitala i czas pobytu, ale widać nawet, kiedy dany pacjent przemieszczał się do pomieszczeń, w których przeprowadzana jest diagnostyka obrazowa.

To nie jedyny rodzaj danych, który relatywnie łatwo można wydobyć ze zbioru zakupionych informacji. Dzięki bazie z Tamoco można namierzyć także klientów schronisk socjalnych przeznaczonych dla ofiar przemocy domowej, wykorzystywania seksualnego czy prześladowania.

Zrzut ze strony tamoco.com

Co na to RODO

Tamoco w swoich materiałach informacyjnych deklaruje, że dostarcza dane anonimowe. W teorii nie gromadzi danych osobowych, takich jak nazwiska, numery telefonów i adresy. W praktyce – według norweskiego Urzędu Ochrony Konsumentów – nikt nie wie, do czego te informacje są wykorzystywane i komu są sprzedawane. I nie jest wiadome, czy i kiedy przestają być przetwarzane. Urząd w tej chwili stara się o możliwość kontroli ośmiu firm z tej branży. Twierdzi, że firmy te do nielegalnego inwigilowania użytkowników urządzeń mobilnych używają m.in. aplikacji poświęconych zdrowiu i urodzie, lecz prawdopodobnie analogicznych aplikacji są setki, jak nie tysiące.

Norweski Inspektorat Danych otwiera śledztwo dotyczące usług lokalizacyjnych, a Ministerstwo Cyfryzacji komentuje, że takie wykorzystywanie – legalne czy nie – nie powinno mieć w ogóle miejsca.

Sytuacja w Polsce

Nie mamy najmniejszych złudzeń, że ćwiczenie, przeprowadzone przez norweskich dziennikarzy, można bez problemu powtórzyć w Polsce. Kilka miesięcy temu Sylwia Czubkowska, wtedy jeszcze w Gazecie Wyborczej, opisała skalę imigracji ukraińskiej w Polsce. Pomiaru dokonano za pomocą firmy Selectivv. Oto fragment oferty z jej strony WWW:

Jak zatem widać, firma ta może nie tylko wyświetlać reklamy osobom aktualnie znajdującym się w konkretnej lokalizacji, ale także używać lokalizacji przeszłych czy też synchronizować reklamy online z wizytami w konkretnych lokalizacjach. Tego rodzaju dane są bez problemu dostępne na rynku reklamowym.

Jak tego uniknąć? Niestety nigdzie nie znajdziemy informacji o tym, które aplikacje są wykorzystywane do zbierania informacji o naszej lokalizacji w celu jej późniejszej odsprzedaży. Rzekome oderwanie lokalizacji od danych osobowych pozwala firmom prowadzącym ten proceder na omijanie konieczności informowania nas o zbieranych danych. Poza tym – kto czyta regulaminy? Czekamy na badaczy, którzy przyjrzą się rynkowi danych lokalizacyjnych w Polsce. Trzymamy kciuki.