14.10.2018 | 18:40

Agnieszka Wesołowska

Happy Meal za milion dolarów, czyli oszustwo w starym stylu

„Nie gram na loterii, bo na pewno jest ustawiona albo ktoś już ukradł najlepsze losy” – to podejście do hazardu może okazać się całkiem niegłupie, szczególnie jeśli poznacie fascynującą historię byłego policjanta, który okradł Amerykanów z ich marzeń.

W USA loterie są bardzo popularne. McDonalds też. Popularna jest też gra Monopoly. Jeśli połączycie te trzy elementy, to otrzymacie karty do Monopoly, które można wygrać w loterii McDonaldsa. Dodajcie do tego skorumpowanego pracownika loterii, który miał pilnować najważniejszych losów, a większość z nich ukradł i spieniężył, a dostaniecie świetną historię kryminalną. I to taką, która trwała 12 lat.

Jerome stara się zarobić

Tak naprawdę Jerome Jacobson nie był zbyt długo policjantem. Marzył o marines, potem o policji, ale słabe zdrowie nie pozwoliło mu na zostanie ani twardym żołnierzem, ani sprawnym gliną. Jednak rok pracy w policji zmienił go – czuł się i wyglądał jak policjant, bezkompromisowy, obsesyjnie podchodzący do porządku i przestrzegania zasad. Jego skrupulatność budziła podziw, dzięki niej dostał pracę w Simon Marketing, spółce-córce Simon Wordwide, agencji obsługującej McDonalda w zakresie narzędzia promocyjnego – McDonalds’ Monopoly. Miał zajmować się tam bezpieczeństwem, tzn. kontrolować, czy w procesie produkcji szczęśliwych kuponów – elementów gry – pracownicy Simon Marketing nie dopuszczają się matactw i kradzieży. Był naprawdę dobry w tym, co robił i wkrótce stał się jedyną osobą, która zajmowała się tą działalnością. Innymi słowy, w Simon Marketing nikt nie kontrolował kontrolującego.

Przed każdą kolejną edycją Monopoly (odbywały się dwie rocznie) Jerome Jacobson od 5 rano obserwował superkomputer Omega III, w którym przygotowywano wartościowe elementy gry McDonalda. Uważnie śledził pracę maszyn drukarskich i proces wytwarzania 500 milionów kuponów. Elementy były zabezpieczane znakiem wodnym, który miał gwarantować, że w grze wezmą udział tylko oryginalne, niefałszowane. Te, które miały zapewniać wygraną, były przezeń zamykane w dobrze zabezpieczonym skarbcu. Każdy z najcenniejszych elementów był wkładany do koperty zaklejanej metalową plombą. To Jacobson na koniec przekładał koperty ze skarbca do kamizelki, którą nosił na sobie w podróży do fabryk opakowań McDonalda.

By Dvmedis – Photo of game tokens, CC BY-SA 3.0, https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=42300624

Jego pracę nadzorowała niezależna audytorka, ale bywało, że niezbyt starannie. Jacobson latał pierwszą klasą, popisując się przez współpasażerami, audytorka zaś siedziała cicho z boku. Jacobson jadł i pił na koszt pracodawcy, a audytorka podpisywała rachunki. Jerome miał moc i lubił to okazywać, ostatecznie dzięki kawałkom papieru ukrytym w jego kamizelce ktoś gdzieś mógł wzbogacić się o milion dolarów! Jeden gest i zwycięski element gry wpada tu lub tam. Jeden gest i Jerome niczym Bóg czyni kogoś milionerem. Ponoć Jerome bawił się w Boga również wobec współpracowników, krytykując sposób ubierania kobiet i zapisując wszelkie „nieprawidłowości” u pozostałych. Pracownicy musieli go za to szczerze nienawidzić, ale pracodawcy doceniali.

Człowiek odpowiedzialny za bezpieczeństwo produkcji i dystrybucji McDonald’s Monopoly zarabiał naprawdę bardzo dobrze jak na tamte czasy. Jego pensja wynosiła 70 tys. dolarów, około 6-krotnie więcej niż zarobiłby jako policjant. Jacobson chwalił się czasem kolegom, że zainwestował w coś i że czeka na duże zyski. Opowiadał o tym tak, że byli przekonani, że włożył pieniądze w piramidę finansową.

Czy to, co robił, było naprawdę tak ważne? Oto jakie było prawdopodobieństwo trafienia miliona w najbardziej cennych kuponach:

Boardwalk – 1 na 513.591.720
Pennsylvania Avenue – 1 na 102.718.344
Ventnor Avenue – 1 na 102.718.344
Kentucky Avenue – 1 na 102.718.344
Tennessee Avenue – 1 na 102.718.344
Virginia Avenue – 1 na 51.359.172
Vermont Avenue – 1 na 51.359.172
Short Line – 1 na 256.795
Mediterranean Avenue – 1 na 114.132

Trafienie Jerome’a ze wszystkimi kuponami na raz było jak jeden do… bardzo dużo.

Gra

Pierwszą osobą, która wskazała, jakie możliwości może mieć osoba, która w praktyce sama zajmuje się bezpieczeństwem gry, w której główna wygrana wynosi milion dolarów, był właściciel sklepu mięsnego: „Wie pan, sąsiedzie, a gdybym ja tak wygrał jedną z nagród? Tak nie za dużo i nie za mało!”. Jacobson myślał szybko: wygrana nie powinna trafić do kogoś, kogo można z nim łatwo powiązać. Rzeźnik też nie był głupi – wskazał przyjaciela, który by wygrał, a potem dyskretnie oddał mu swoją nagrodę za pewną drobną opłatą. No i drobną opłatę otrzymałby Jacobson.

No i tak się stało. Z kamizelki do przewożenia wartościowych elementów gry zniknęła jedna karta warta 10 tysięcy dolarów, która trafiła do przyjaciela właściciela sklepu mięsnego. Przyjaciel wygrał – co za niespodzianka! – a potem podzielił się nagrodą z rzeźnikiem, zaś ten odpalił Jerome’owi 20% całej wygranej. 2 tysiące dolarów. Easy money.

Gra była popularna w Stanach i Kanadzie, no i kusiła kolejnych amatorów miliona. W Wisconsin wybuchła afera, gdy 17-latek z uniformie McDonaldsa został zaaresztowany z trzema tysiącami elementów gry w kieszeni. To wydarzenie sprawiło, że McDonalds zainteresował się bardziej bezpieczeństwem swojej gry, postawił na rozwiązania automatyczne i Jacobson został odsunięty z dystrybucji kuponów na kilka lat. Jednak w 1995 Monopoly budziła wśród klientów restauracji takie emocje, że McDonalds zwiększył skalę promocji. Wygrywające elementy gry były umieszczane w kubkach do napojów i w owijkach do kanapek, gorączka wygranej opanowała Amerykę, a Ronald McDonald (maskotka restauracji) i Bogaty Wujcio Pennybags (maskotka Monopoly) pojawili się na Wall Street. Automatyczne rozwiązania to było za mało. „Panie Jacobson, wraca pan do gry!”.

źródło https://en.shpock.com/i/Vvw0F_DiKW8li0Wt/

Wg zasad gry w McDonalds Monopoly mogli grać również klienci w Kanadzie, jednak w Simon Marketing dyskretnie zarządzono, by żadne nagrody tam nie trafiały. Jacobson zastanowił się: skoro firma marketingowa mieszała w uczciwych zasadach gry, to dlaczegóż nie miałby tego robić on, Jeremy, tyle że na własną rękę?

Działalność na dużą skalę ułatwiło szczęśliwe zdarzenie, gdy dostawca z Hongkongu wysłał mu przez pomyłkę zestaw plomb do zabezpieczania kopert. Jerome ukradł z drukarni milionowe kupony, a zrobił to, pozbywając się pilnującej go audytorki w prosty sposób. Gdy miał na sobie kamizelkę z kuponami przygotowanymi w fabryce, poszedł po prostu do toalety. „To męska toaleta – powiedział – nie możesz do niej ze mną wejść”. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, a męska toaleta męską toaletą – zresztą audytorka poza tym jednym momentem nie spuściła Jerome’a z oczu. I ta jedna-jedyna sytuacja całkowicie wystarczyła, by w łazience Jerome spokojnie wypakował z kieszeni fabryczne koperty, wyjął z nich najlepsze kupony Monopoly, następnie włożył do nich zwykłe, mało wartościowe elementy i ponownie zakleił oryginalnymi plombami. Do fabryk opakowań, a co za tym idzie, do kolejnych restauracji, miały tym sposobem trafić groszowe wygrane, a te najwartościowsze znalazły się w kieszeni Jerome’a Jacobsona. Eeeeasy money.

Family business

Pierwsza główna wygrana trafiła jako anonimowy dar do szpitala dziecięcego St. Jude w Tennessee. New York Times, którego dziennikarzowi marzył się artykuł o hojnym ofiarodawcy, nie udało się odkryć tożsamości donatora. Potem niemała wygrana, bo 200 tysięcy dolarów, trafiła znów do rzeźnika z Atlanty. Tym razem jednak nie przez podstawionego przyjaciela i to był pewien problem. Jacobson zgodził się na podobny układ, bo rzeźnik miał „wygrać”, podstawiając swoją siostrę, a Jerome miał za to dostać skromne 45 tysięcy. Jednak rzeźnik nie oparł się pokusie pokazania się w mediach w trakcie świętowania Wielkiej Wygranej, zaś dola, jaka za to spłynęła do Jacobsona, wyniosła tylko 4 tysiące dolarów. Bardzo niedobrze, to zaczynało przypominać działalność Robin Hooda. Wtedy Jacobson spotkał na swojej drodze Gennaro Colombo, młodego Włocha, szczerego pasjonata oszustw wysokiej klasy.

Colombo miał rozmach mafioza, fantazję i żadnych skrupułów. W momencie spotkania Jacobsona utrzymywał się ze skromnej działalności, jaką był zdelegalizowany klub ze striptizem, działający pod postacią organizacji religijnej, czyli Kościoła Nawalonych Króliczków*, gdzie co dnia po dwugodzinnym (mniej więcej, z grubsza, nieco mniej może) czytaniu Biblii następowało chlanie w otoczeniu nagich kobiet. Gennaro pochodził ze starej sycylijskiej rodziny z jedynie słusznymi tradycjami. Chciał zostać Ojcem Chrzestnym i aktorem filmowym, chciał też zdobyć nieco kasy szybko, łatwo i przyjemnie.

Widzieliście tego gościa z kluczem do samochodu? To właśnie Colombo, jowialny, zjednujący sobie serca i portfele, a w dodatku robiący piorunujące wrażenie na kobietach. Akurat wygrał fajne auto w Monopoly, niesamowite szczęście!

Wkrótce Gennaro (czyli Jerry) wygrał nieoczekiwanie milion dolarów. Milion wygrał też teść Jerry’ego. Wygrał też i szwagier. Obaj, bardzo porządni ludzie, odesłali swoje wygrane do Jacobsona, a pośredniczył w tym Jerry Colombo. Potem wygrała przyjaciółka żony Colombo, Gloria. Z nią był kłopot, bo niespecjalnie umiała kłamać i przy odbieraniu nagrody kręciła jak potłuczona. W biznes weszła żona Colombo, Robin, która wkrótce odkryła, że pieniędzmi Jacobsona obraca jej mąż, finansując różne wesołe działalności gospodarcze. Tymczasem Jerome Jacobson wolał nie wprowadzać swojej żony w biznes, ale wprowadził swojego przyrodniego brata, bratanka oraz kuzyna. Troszkę dla nich zostało, a troszkę poszło do Jerome’a.

I tak dalej.

Freeze, FBI!

Jacobson i Colombo zrobili z wygrywania na kradzionych elementach gry stały, pewny, dobrze kręcący się biznesik. Co rusz ktoś wygrywał, kwitły romanse, wznosiły się domy. Jednak pewnego pięknego dnia wielki Colombo zderzył się ze znacznie większą rozpędzoną ciężarówką. Żył podłączony pod kroplówki i maszynę robiącą pik-pik-pik jeszcze przez dwa tygodnie. Potem był koniec spółki, a biedna Robin płakała jak dziecko, trzymając wielką, martwą dłoń swojego męża, gdy medycy odłączali sprzęt.

Ale Jacobson podniósł się po tej stracie i zaczął rekrutować nowych wspólników. Chodziło o to, by wciąż ktoś wygrywał, ktoś nikomu nieznany, a potem żeby grzecznie oddawał wygraną Jerome’owi. I jakoś szło. Opinia publiczna podejrzewała, że McDonalds coś manipuluje i jego wygrane biorą podstawieni przez koncern ludzie. McDonalds zaś podejrzewał, że jednak to nie są ludzie koncernu.

FBI weszło w to wszystko, gdy Robin Colombo, wdowa po Gennaro, trafiła do więzienia za drobne szwindle i oszustwa z kartami kredytowymi. Ale nie, to nie od Robin policjanci dowiedzieli się, że dwie pierwsze wielkie wygrane trafiły poprzez jej ojca i brata, przez ręce jej męża, do Jacobsona. To – najprawdopodobniej – zdradziła FBI rodzina Colombo w zemście za to, że Robin próbowała od nich odseparować swojego syna a ich wnuka.

W 2000 roku agent FBI Dent przekazał rzeczniczce McDonaldsa, Amy Murray, że podejrzewa się, iż William Fisher, ojciec Robin Colombo, pierwszy wielki wygrany (prócz szpitala dziecięcego, oczywiście), był oszustem. Zaczęło się śledztwo na wielką skalę. Wkrótce trafiono na farmera, dobrego ojca dzieciom, wiernego męża żonie, który pechowo wpadł w tarapaty finansowe i nagle, cóż za niespodzianka, wygrał ogromną sumę w McDonalds Monopoly. FBI podsłuchała rozmowy, które prowadził z nim Jerome Jacobson, obiecując godziną zapłatę za wystąpienie w roli zwycięzcy w grze – wszystko dlatego, że „prawdziwy właściciel zwycięskiego kuponu” rzekomo rozwodził się z żoną, straszliwą zołzą, i nie chciał się z nią dzielić wygraną. Materiał filmowy z odbioru „wygranej” trafił jako materiał dowodowy do Denta. Po pieniądze zgłosił się też przyjaciel farmera i jego szwagierka. Jacobson wszystko z nimi ustalał, Dent nagrywał i śledził. Gdy McDonalds, uprzedzony już przez FBI o całej aferze, opóźniał wysłanie czeku z nagrodą, owa szwagierka wymiękła i w nerwach zdradziła wszystko swojemu pastorowi.

Teraz wystarczyło wszystkich przyskrzynić i na konferencji prasowej, w błysku fleszy, ogłosić zwycięstwo!

Tylko że ujawnienie całej skali oszustwa mocno nadwyrężyłoby pozycję koncernu. Początek XXI wieku był niedobry dla McDonaldsa. Gdy w 2004 roku Morgan Spurlock kręcił „Super size me”, od kilku lat mówiło się już, że McDonalds to śmieciowe żarcie, zagrożenie dla zdrowia i życia Amerykanów, a Ronald McDonald to Wujek Samo Zło.

W 2000 roku w Europie biznes mocno podupadł z powodu choroby wściekłych krów. Korporacja miała bardzo ciężki okres za sobą i zapewne nielekki przed sobą, więc afera z oszustwem to ostatnie, co byłoby McDonaldsowi potrzebne. Poza tym właśnie odbyła się nowa kampania promująca Monopoly.

Zatem będzie bez konferencji prasowej i fleszy?

Tak czy inaczej sprawę należało zamknąć, a wraz z nią wszystkich podstawionych w ostatnim czasie zwycięzców, z farmerem, jego przyjacielem i siostrą jego żony włącznie. I Jerome’a Jacobsona też.

Ale jak to?!

Jednak w lipcu 2001 roku, gdy aresztowano wszystkich namierzonych przez Denta, była i konferencja prasowa i flesze. Prokurator prowadzący sprawę, John Ashcroft, oświadczył, że osoby zaangażowane w tego typu oszustwa muszą się dowiedzieć, że łamanie prawa to nie jest gra. Prasa z całego świata prześcigała się w doniesieniach na ten temat.

http://news.bbc.co.uk/2/hi/americas/1503270.stm

Skandal gruchnął na całego, osoby próbujące wygrać w loteriach były wyśmiewane, wygrana w McDonald Monopoly została określona jako możliwa tylko w zakresie zdobycia wysokiego poziomu cholesterolu.

Dyrektor McDonaldsa, Jack Greenberg, powiedział na antenie TV, że firma natychmiast zerwała stosunki z Simon Marketing.

Simon Marketing zaś było w straszliwym szoku, a następnie upadło. Do tej pory firma ta funkcjonowała dzięki zleceniom od McDonaldsa, w 2000 miała dzięki nim 768 milionów dolarów obrotu, co stanowiło 70% sprzedaży przedsiębiorstwa. Właśnie zakontraktowała produkcję zabawek do Happy Meal. „Gdzie były kontrole w Simon, które by temu zapobiegły?” – zapytywali dramatycznie audytorzy z firm zewnętrznych. Trochę słabo wyglądało to, że Jerome Jacobson był jedynym pracownikiem Simona, który obsługiwał zwycięskie gry McDonaldsa. Na tym stanowisku nigdy nie było zmian i nikogo w Simon Marketing nie obchodziło, że może być powinny. Co więcej, nie obchodziło to też nikogo w McDonalds. McDonalds pozwała Simon Marketing. Na próżno. Pozew próbowała złożyć także grupa klientów McDonalds w Kanadzie. Nie wyszło. Zresztą, gdy zapadał wyrok 15 lat więzienia dla Jacobsona, w kierunku Dwóch Wież w Nowym Jorku leciały dwa samoloty, a pył, który pozostał po upadku Twin Towers, zasłonił wszystko, również sprawę afery z McDonalds Monopoly.

Dla Stanów Zjednoczonych Ameryki rozpoczęła się nowa epoka, daleka od drobnych oszustw na loterii organizowanej przez koncern.

Jerome Jacobson/AP, źródlo: https://wildabouttrial.com/news/criminal-justice-news/how-an-ex-cop-rigged-mcdonalds-monopoly-game-and-stole-millions/

__

* The Church of Fuzzy Bunnies – „Kościół Nawalonych Króliczków” – autorka przyznaje, że to nie jest dokładne tłumaczenie, ale obrazowe.

Powrót

Komentarze

  • 2018.10.14 19:48 R.

    „Pracownicy musieli go za to szczerze nienawidzić, ale pracodawcy doceniali.” – dotad tylko doczytalem. To oznacza, ze wszyscy z gory byli w to zamiszani, a Jerome byl tylko i wylacznie pionkiem na odstrzal. Wszystko byloby nadal super (czyli wyprowadzanie koporszmalu do prywatnych kieszeni), gdyby nie jakis nadgorliwy gosciu z FBI. A to pech.

    Odpowiedz
    • 2018.10.14 20:47 Agnieszka Wesołowska

      Nie, i lepiej by było poczytać dalej :)

      Odpowiedz
      • 2018.10.14 21:21 R.

        Przeczytalem i w zaden sposob to nie zmienia mojego pogladu. Trzeba byc dzieckiem, aby wierzyc, ze jakis pionek bedzie wyprowadzal miliony przez 12 lat pod okiem kierownictwa.

        Odpowiedz
        • 2018.10.15 13:02 Trew Wert

          Dokładnie, to była cała ekipa ludzi w tej firmie, a nie jeden pionek.

          Odpowiedz
        • 2018.11.05 16:29 Zen

          Znam to z drugiej strony. Agencji reklamowej nie zależy na przekrętach i wyprowadzaniu kasy z promocji, bo mają dość duży % zysku na prowadzeniu takich kampanii. Jednorazowy przekręt, wtopa agencja i idzie pod wodę, a mogła przez dekady zarabiać na dobrym kliencie. Pamiętam problemy, jak czasem wartościowych nagród było kilka, a osób, które zgłosiły chęć brania udziału niewiele więcej. Problem był, gdy to były ciągle te same osoby, z tych samych miast, a nikt nie chciał, by były jakiekolwiek (bezpodstawne) oskarżenia.

          Gość zarabiał te 70k$, a pierwszy przekręt przyniósł mu 2k$. To jest mega pazerność…

          Odpowiedz
      • 2018.10.14 22:16 Duży Pies

        Miła Pani, ciekawy artykuł!
        Wszystko co podpada pod nauki prawne i kryminalistykę, w tym wałki i fraudy, jest warte opisania i przeczytania. Dobra robota!
        To ja dla odmiany, coś z miłych rzeczy:
        a) mam nadzieję że jest już Pani po seansie „Kleru”, jeśli nie to obowiązkowo!
        b) z ciekawych filmów o przekrętach, polecam „Ocean 8” – to bajka dla dorosłych ale fajnie się ją ogląda;
        c) Polecam też „Desperatki” (ang. „Set It Off) z 1996 r. Film stary ale jary, mam do niego sentyment, ma specyficzny klimat filmów z tamtej dekady;
        d) Z poważniejszych filmów polecam „Kryptonim Angel”, „Tajne źródło” (ang. „Mark Felt: The Man Who Brought Down the White House”) z 2017 r. oraz „Ostateczna operacja (ang. „Operation Finale”) z 2018 r. Wszystkie 3 filmy oparte na faktach, myślę że w tematyce Pani bliskiej, filmy dobrze nakręcone/wyprodukowane, zrobiły na mnie wrażenie. Polecam!
        .
        ps. I proszę nie karmić trolla.

        Odpowiedz
        • 2018.10.14 23:28 Agnieszka Wesołowska

          Ad PS – dyć przestałam! (a, b – znam, c – nie znam, d- dzięki!)

          Odpowiedz
  • 2018.10.14 23:13 Egon

    Chyba się zapiszę do tego kościoła…

    Odpowiedz
  • 2018.10.15 02:54 X

    Czytałem oryginalny artykuł na podstawie którego powstał ten tekst. Rozumiem skrót, bo artykuł był bardzo długi. Jednak kilka faktów zostało przeinaczonych, a część ważnych spraw przemilczana.

    Odpowiedz
    • 2018.10.15 09:11 Agnieszka Wesołowska

      A o jakie przeinaczenia chodzi?

      Odpowiedz
  • 2018.10.15 10:44 Konrad

    Artykuł bardzo ciekawy, ale napisany bardzo nieprofesjonalnie, słabym stylem. Jeszcze te słabe wstawki, która miały powiać humorem. Bardzo źle mi się go czytało.

    Odpowiedz
    • 2018.10.23 17:30 Edeq

      Bardzo nam przykro z tego powodu. Mamie na ramie sie wyplakac.

      Odpowiedz
  • 2018.10.15 12:22 Marcin

    W pierwszym linku do loterii (ukradł i spieniężył) jest błąd. Usuńcie po millions ref=scroll i będzie dobrze.

    Odpowiedz
    • 2018.10.15 12:35 Agnieszka Wesołowska

      Done! :)

      Odpowiedz
  • 2018.10.15 12:27 walF

    Artykuł ciekawy, ale momentami jakby pisany przez dziecko na kolanie.

    Odpowiedz
    • 2018.10.15 12:36 Agnieszka Wesołowska

      A w których momentach?

      Odpowiedz
  • 2018.10.15 13:05 Tomasz Miroszkin

    Nie wierzę w loterie od czasu gdy we wtorek wieczorem zobaczyłem na Youtube losowanie TOTO z środy. Poszukajcie sobie, znana sprawa do dzisiaj nie wyjaśniona.

    Odpowiedz
  • 2018.10.15 14:27 Wojtek

    W IT to się zowie single point of failure.

    Fajnie się czytało.

    Odpowiedz
  • 2018.10.16 18:38 Marcin

    Pani artykuły czyta się bardzo przyjemnie – świetny styl i sposób prowadzenia historii ;) Przeczytałem wszystkie i czekam na więcej!

    Odpowiedz
  • 2020.02.06 21:54 Bartek

    Jest o tym teraz film na HBO https://www.hbo.com/mcmillions

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź do Bartek

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na literówkę lub inny błąd techniczny, zapraszamy do formularza kontaktowego. Reagujemy równie szybko.

Happy Meal za milion dolarów, czyli oszustwo w starym stylu

Komentarze