Jak ukraść 600 koparek, czyli Iceland Big Bitcoin Heist

dodał 7 stycznia 2020 o 20:07 w kategorii Krypto, Prawo, Włamania  z tagami:
Jak ukraść 600 koparek, czyli Iceland Big Bitcoin Heist

Spokojny kraj o populacji Szczecina stał się sceną wielkiego napadu. W tej historii jest bankructwo banków, protest społeczny i 600 skradzionych komputerów wydobywających bitcoiny. I dużo pieniędzy, których wciąż przybywa. Czytajcie.

Sindri Stefansson poleciał do Szwecji tym samym samolotem, którym akurat podróżowała premier Islandii, Katrin Jakobsdottir, na oficjalne spotkanie na szczycie. Sindri zorganizował sobie nieformalną przerwę w odsiadce i zajął się nieoficjalną stroną ekonomii Islandii – sektorem kryptowalut. Islandia jest jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc na świecie do wydobywania bitcoinów. I tak jak premier Jakobsdottir omawiała ogólne sprawy gospodarcze, tak Stefansson zajął się swoją kopalnią. Kradzioną kopalnią. Dokładniej – największą kradzioną kopalnią świata.

Sindri Stefansson lubi korzystać z samolotów.
Źródło: https://www.instagram.com/p/BcFP3mYjtUf/

Światowy kryzys na wyspie sceptyków

Do 2008 roku gospodarka Islandii pozornie niczym nie różniła się od gospodarek innych krajów. Jednak światowy kryzys finansowy z lat 2007-2009 dotknął ją, jak się okazało, mocniej niż inne kraje. Islandzkie banki komercyjne nagle musiały się skonfrontować z fiaskiem ryzykownego inwestowania, a parlament Islandii pośpieszył z pomocą kryzysową. Ratowanie sektora bankowego nie spodobało się obywatelom państwa. W 2009 rząd premiera Haarde podał się do dymisji. W 2010 wyborcy Islandii wzięli udział w referendum, które miało zatwierdzić wynegocjowany przez rząd układ o zwrocie przez Islandię środków wypłaconych zagranicznym depozytariuszom.

W referendum mieli zaakceptować konieczność spłaty długu bankowego. Wyszłoby tego 12 tysięcy euro na osobę.

Islandczycy byli już bardzo zdenerwowani, gdy Haarde ustępował ze sceny politycznej. To właśnie oni, zwykli obywatele, zmusi go do dymisji. Gdy prezydent miał podpisywać ustawę o spłacie długów, przedstawili wniosek poparty przez 25% wyborców z protestem przeciwko przerzucaniu na nich bankowych zobowiązań.

W tym referendum, a rok później także w kolejnym okazało się, że ludność Islandii nie ma zamiaru spłacać bankowych długów. Obywatele wzruszali ramionami na proroctwa, że będzie im się teraz żyło gorzej i że ich waluta straci na wartości. „Najwyżej wrócimy na morze łowić dorsze” – stwierdzili.

Minęło 8 lat od ostatniego referendum i gospodarka stanęła na nogi. Rozwinięto nawet przemysł filmowy do skali niespotykanej w żadnym kraju. Została też Islandczykom szczególna spuścizna kryzysu – totalna nieufność do wszelkich instrumentów finansowych i oficjalnej bankowości.

Zapewne między innymi dlatego każdego dnia w Islandii wyrasta nowe pół tysiąca koparek bitcoina. Islandia jest jednym z atrakcyjniejszych miejsc na świecie do wydobywania kryptowaluty, a wśród wielu zalet wymienić trzeba też tani prąd i niskie temperatury. Rachunki za energię zużytą na kopanie przewyższają koszty zużycia energii przez gospodarstwa domowe. Tu działają firmy takie jak Genesis Mining, największa na świecie firma zajmująca się wydobyciem kryptowalut.

Islandzcy wydobywcy nie przejmują się ostrzeżeniami o ryzyku, jakie niesie ze sobą inwestowanie w kryptowaluty. Utworzyli nawet własną – Auroracoin. Dystrybucja Auroracoina rozpoczęła się 25 marca 2014. Jej twórca, Baldur Friggjar Óðinsson, oświadczył, że tworząc Auroracoin chce dać obywatelom alternatywę dla korony islandzkiej.

Kraj, można powiedzieć, stabilny, otwarty i godny zaufania. Taki w sam raz do dużego skoku na kasę.

Ukraść Fort Knox

Widok Islandczyków palących w beczce kartki z nazwiskiem premiera powinien szokować bardziej niż zdjęcia rozwrzeszczanych i uzbrojonych po zęby bojowników ISIS. Islandia bowiem na co dzień jest uważana za najbardziej pokojowy kraj świata. W 2018 zanotowano tam jedno morderstwo. Temperamenty tłumi mróz, śnieg i długa, ciemna zima. Nie ma specjalnych różnic społecznych. Narkotyki to problem 1% mieszkańców. W tym niewielkim kraju jest jedno więzienie. Liczba więźniów to maksymalnie 180 osób. Życie mija spokojnie, no, chyba że rząd chce obciążyć mieszkańców finansowo za błędy bankierów.

Bohater tej części historii, Sindri Thor Stefansson, widział się zawsze po ciemnej stronie mocy. Lubił adrenalinę wynikającą z przekraczania granic prawa. Drugi z bohaterów, Hafthor Logi Hlynsson aka Haffi the Pink, podobnie odbiegał od postawy większości społeczeństwa, np. inwestował w hurtowe ilości narkotyków, uprawę marihuany i poszerzał swoją działalność o włamania i kradzieże. Gdy zestawili siły i dokonali starannej analizy swoich silnych i słabych stron, wyszło im, że mogą zająć się kryptowalutami, bo te uprawia się w sumie podobnie jak marihuanę – ostatecznie trzeba zadbać o przestrzeń, energię, wentylację i oświetlenie.

Źródło: https://www.instagram.com/haffilogi/

W ich planach ważna też była ochrona, a raczej jej brak. Ponieważ w Islandii jest niewielu przestępców, więc biznesu nie trzeba pilnować wielkim nakładem kosztów. Ten ostatni czynnik był analizowany przez Stefanssona i Hlynssona bardzo dokładnie.

Dzięki współpracy (rzekomo) z tajemniczym panem X obaj bohaterowie postanowili założyć swoją kopalnię kryptowalut. Innowacja tego biznesu polegała na korzystaniu z nieswojego sprzętu. Zamiast kraść pieniądze, zamierzali ukraść komputery wytwarzające pieniądze. To tak jakby ukraść mennicę.

Przedsięwzięciem zajął się gang miejscowych specjalistów od zadzierania z prawem. Kierował nim – według Stefanssona – tajemniczy pan X (zdaniem sądu był to sam Stefansson). Jedną z form kontaktu między przestępcami była grupa na Facebooku. Ambitny prokurator próbował potem w śledztwie wykazać, że grupa stanowiła dowód istnienia międzynarodowego pierścienia przestępczości. „Ej, no, gościu – zdenerwowali się jej członkowie –to tylko grupa!”. Słusznie argumentowali, bo naprawdę istotne informacje przechodziły przez Telegram, były szyfrowane i regularnie usuwane.

Celem grupy Stefanssona były komputery w Akureyri, starej bazie morskiej. Ich pracę nadzorowała poprzez system kamer ochrona. Jednak w nocy całości pilnował tylko jeden strażnik. Ochroniarz pewnego dnia nagle zaczął cierpieć z powodu ostrej niedyspozycji jelit, by chwilę później – jak sądził – zdrzemnąć się tylko na chwilę. Obudził się po 9 godzinach. Zdołał zadzwonić do centrali. „Czekaj na wsparcie” – usłyszał od dyspozytora i znów zasnął. Obudzili go dobijający się ze wszystkich sił policjanci.

Strażnikowi przytrafiło się to, co zdarzyło się 007, tyle że zamiast migotania przedsionków była biegunka, a potem długi sen.

Gdy spał, ekipa Stefanssona zajęła się sprzętem, którego pilnował. Wyniesiono kilkaset komputerów: płyty główne, karty graficzne i akcesoria zasilające. Wartość sprzętu – 500 000 dolarów. Chłopaki wykonali w sumie takich skoków na 2 miliony dolarów w sprzęcie.

Kryptobiznes nie lubi rozgłosu. Policja napotkała opór przy współpracy z okradzionymi, którzy byli gotowi pogodzić się ze stratami w zamian za święty spokój, dzięki któremu nie drażnili inwestorów. Sprzęt można nabyć, płacąc zań (nawet w bitcoinach), a zaufanie jest bezcenne.

Przestępców namierzono dzięki mozolnej pracy policjantów, którym chciało się analizować nagrania monitoringu i zestawiać je z nagraniami m.in. w punktach poborów opłat na autostradzie. Kierowca podejrzanej furgonetki miał twarz Stefanssona, współpasażer wydawał się być anonimowy, ale na ramieniu było widać fragment tatuażu. Od kiedy studia tatuażu umieszczają swoje prace w internecie, identyfikacja ich posiadaczy staje się o wiele łatwiejsza. Sieci społecznościowe też się przydają.

Pierwsze przesłuchanie było typowe dla praktyk policyjnych w Islandii – odbyło się spokojnie i w miłym otoczeniu. Policjanci jednak zdenerwowali się faktem, że po tym pierwszym spotkaniu nastąpiła kolejna kradzież i na kolejne spotkania z podejrzanymi przygotowali się inaczej. Podczas gdy część śledczych systematycznie analizowała połączenia telefoniczne, transakcje (np. wypożyczanie samochodów) oraz dokładnie przeszukiwała podejrzanych, ich krewnych, ich domy i auta, druga część wyniosła z pokoju przesłuchań kanapę i zdjęcia misiów. Pojawiły się praktyki przesłuchań znane z mniej pokojowej części świata.

Stefansson jednak nie po to wybrał przestępcze życie, by złamać się tylko dlatego, że posadzono go na twardym krześle i zadawano wiele pytań. Wcześniej poinstruował wspólników, by wyczyścili ze swoich telefonów i komputerów wszelkie ślady rozmów. Policjanci chcieli wyśledzić kradziony sprzęt, więc zaczęli szukać miejsc, w których nagle pojawiło się wysokie zużycie energii. W zimnym i ciemnym kraju okazało się to sporym wyzwaniem – przez długi czas bowiem natrafiali tylko na domowe hodowle roślin. Szukali więc na jachtach i kutrach. Sprawdzili ślady prowadzące aż do Chin. Nic.

Ostateczny dowód na winę grupy znalazł się w iPhonie Stefanssona. On jeden nie usunął śladów konwersacji i pogrążył tym wszystkich. Aresztowano go. I tu pewnie historia mogłaby się skończyć, gdyby nie to, że rzecz działa się w Islandii.

Złapcie mnie

Stefansson uciekł z więzienia. Zrobił to – w zasadzie – całkiem legalnie. Siedział już 3 miesiące, czekając na proces, gdy odbyła się rozprawa w celach formalnych. Chodziło o wniosek prokuratora o przedłużenie aresztu Stefanssona na kolejne 10 dni. Sąd postanowił wydać decyzję dopiero kolejnego dnia, by przeanalizować sprawę, ale nie wydał postanowienia o wydłużeniu na owe 24 godz. aresztu. Podejrzany był – zgodnie z literą prawa – wolny. Co prawda, nikt go formalnie nie wypuścił, ale on też nie czekał na zezwolenie. Po prostu wyszedł ze swojego pokoju przez okno, złapał pod więzieniem stopa i dotarł do lotniska, gdzie wsiadł w pierwszy samolot do Szwecji. Na mocy Północnego Porozumienia Paszportowego podróże między Szwecją a Islandią odbywają się bez konieczności przedstawiania dokumentów. 30-latek po prostu wszedł na pokład samolotu, a potem z niego zszedł w Sztokholmie. Kilka rzędów dalej siedziała premier, Katrin Jakobsdottir. Przypadek, ale dzięki niemu obsługa tym bardziej nie zwracała uwagi na trzymającego się na uboczu pasażera.

W Sztokholmie nasz bohater wsiadł do pociągu do Danii. Przesiadł się i pojechał do Niemiec. Stamtąd dojechał samochodem do Amsterdamu. Tam spotkał się m.in. z Haffi the Pink. Panowie musieli się dobrze bawić, bo pozowali do zdjęcia i potem wrzucili je na Instagram, opatrując hasztagiem #teamsindri.

Sindri z lewej

Ta podróż oczywiście długo nie potrwała, Stefansson został prawie zaraz aresztowany przez policję holenderską i raz-dwa odesłany do ojczyzny. „Dobrze być w domu” – komentował na Instagramie. Jest też prawdopodobne, że w całej podróży chodziło o coś więcej niż efektowną przygodę i że w trakcie pobytu w Danii, Niemczech i Holandii Sindri coś konkretnego załatwiał. Np. coś, co powinno działać podczas jego nieuniknionej odsiadki.

W grudniu 2018 cała ekipa została osądzona i skazana. Stefansson na 4,5 roku, pozostali na kary od 2,5 roku do 15 miesięcy (Haffi jest już na wolności, co dokumentuje na Instagramie). Pana X, wielokrotnie wspominanego przez przestępców, nikt nigdy nie widział. Podobnie jak nikt nigdy nie namierzył 600 skradzionych komputerów.

Pewnie sobie gdzieś pracują.

Sindri Stefansson po powrocie z Amsterdamu,
źródło: https://www.instagram.com/p/BkIuWkHArgg/