Jak pandemia zmieniła pracę dilerów, importerów i producentów narkotyków

dodał 29 kwietnia 2020 o 19:39 w kategorii Prawo, Socjo  z tagami:
Jak pandemia zmieniła pracę dilerów, importerów i producentów narkotyków

Gdy prowadzisz biznes, musisz zastanowić się, jak poprawić poziom ochrony informacji. Co powinni wiedzieć klienci, co konkurencja, co organy nadzoru? Takie działania podejmujesz również wtedy, gdy handlujesz narkotykami. Szczególnie w trakcie pandemii.

Pandemia. Pozamykani w domach ludzie próbują przetrwać okres społecznej izolacji. Włosi muzykują, Francuz przebiegł maraton na balkonie, w Warszawie ktoś zeskoczył ze spadochronem z 20 piętra. Zamknięte w domach są wielopokoleniowe rodziny, młodzi kochankowie i starsze osoby samotne. Sklepy osiedlowe dostarczają zakupy pod próg, rolnicy dowożą ziemniaki, ze swoją ofertą legalnie promują się handlarze alkoholem.

A jak dziś funkcjonują producenci, kartele, dilerzy i klienci oraz jak działa globalny rynek narkotykowy?

Papier toaletowy i makaron

Panic buying – to zjawisko na ogół obejmowało wykupywanie artykułów pierwszej potrzeby: żywności o długim terminie spożycia, mydła, oczywiście maseczek ochronnych i rękawiczek oraz papieru toaletowego. Papiernie pracowały pełną parą przez 24 godziny po 7 dni w tygodniu, by sprostać zapotrzebowaniu rynku. Wyjątkiem była Holandia, w której paniczne kupowanie opróżniło coffeeshopy.

Holandia jest jednym z niewielu krajów, w którym legalnie można kupić marihuanę w niewielkich ilościach na własny użytek. Dokładnie po 5 gramów na osobę. Mało kto wie, że limit ilościowy dotyczy też punktów, w których można ją kupić – nie może w nich być naraz więcej niż pół kilograma. Nie wiemy, jak dokładnie poradziły sobie z uzupełnianiem dostaw coffeshopy, wygląda na to, że całość towaru schodziła na bieżąco tak szybko, jak tylko było to możliwe.

W tym czasie problem osób uzależnionych, które mogłyby łamać zasady kwarantanny i stwarzać niebezpieczeństwo epidemiologiczne, dostrzegła Norwegia. Norwegia ma podejście do wszelkich substancji psychoaktywnych, a nawet mocnego alkoholu, bardzo restrykcyjne. Posiadanie butelki spirytusu jest traktowane na równi z posiadaniem twardych narkotyków i surowo karane, a właściciel zakazanej substancji może zostać skierowany na obowiązkowe leczenie odwykowe.

Jednak w momencie, gdy kraj szykował się do kwarantanny, organizacje pomocowe apelowały do uzależnionych: jeśli możecie, zróbcie sobie zapasy. Jednocześnie ostrzegały przed niebezpieczeństwami związanymi z nową sytuacją, w tym przed ryzykiem przedawkowania. Stowarzyszenie na rzecz Przyjaznej Polityki Narkotykowej* oficjalnie apelowało w tym czasie do policji o „spoglądanie przez palce” na osoby uzależnione zatrzymane z większą ilością narkotyków. Przekazywano też rady, jak w grupach osób uzależnionych ograniczać możliwość zakażenia koronawirusem, w tym rady techniczne dotyczące zachowania higieny przy np. dzieleniu się sprzętem do palenia heroiny.

Ulotka edukacyjna organizacji FHN (Stowarzyszenie na rzecz Przyjaznej Polityki Narkotykowej), zwracającej uwagę na to, że wojna narkotykowa jest w praktyce wojną z uzależnionymi

Berlin Zachodni

Życie klubowe na świecie zamarło. Wraz z lockdownem nie spadło jednak zapotrzebowanie na zabawę ani na narkotyki. O ile w Norwegii o robieniu zapasów mówiły organizacje pomocowe, o tyle w Berlinie apel o kupowanie większych ilości narkotyków wygłaszali od początku dilerzy. Rynek nieoficjalnego handlu reaguje na epidemię zgodnie z logiką. Pojawiają się nowe oferty, spersonalizowane usługi dostawcze, opracowywane są nowe sposoby przerzutu towarów w miarę ograniczania transportu i zamykania granic. Berlin oficjalnie pozamykał kluby, ale wciąż organizuje się je w podziemiu. Nie jest ich dużo, ale są dobrej jakości, z najlepszymi DJ-ami, z doświadczoną ochroną i oczywiście z pełną ofertą dragów.

Berlińscy dilerzy twierdzą, że sprzedaż wzrosła nawet pięciokrotnie. Twierdzą też, że nie zmieniła się popularność poszczególnych grup narkotyków.

Dilerzy dostrzegają pierwsze zagrożenia. Na razie rozprowadzają towar ze starych dostaw. Jednak już wiadomo, że z kolejnymi może być problem, np. szlak przerzutowy z Hiszpanii w praktyce został już zamknięty. O ile jednak dla legalnego handlu problemy z zaopatrzeniem i transportami stanowią ogromny problem, o tyle czarny rynek do kłopotów tego typu podchodzi zupełnie inaczej. Przecież nawet bez epidemii dostawcy hurtowi wpadali w tarapaty, zamykały się kanały dostaw i trzeba było sobie radzić z nieoczekiwanymi, ale wkalkulowanymi w ryzyko problemami. Dla czarnego rynku zmiana w postaci urwania źródła dostaw nie jest niczym nowym. A skoro jest klient – znajdzie się też towar.

Skoro w tej chwili transport lotniczy w Europie praktycznie nie istnieje, dostawy będą organizowane drogą morską i/lub lądową. Jeśli trzeba będzie, dostarczanie towaru może odbywać się nawet za pomocą dronów (co zresztą nie jest niczym nowym). A sprzedaż z ulic częściowo na stałe przeniesie się do sieci, w tym do darknetu.

Dilerzy, którzy odpowiadają za zaspokojenie rynku, są kreatywni i zaangażowani, ponieważ sami mają czynsze do opłacenia i rodziny na utrzymaniu. Niepokój ich klientów o jakość dostaw w gruncie rzeczy świetnie wpływa tak na zbyt, jak i na możliwość podniesienia cen. Klient, który kiedyś szukał tańszego towaru, dziś zostanie przy swoim stałym dostawcy i nie będzie marudzić, że jego działka podrożała nawet trzykrotnie.

Europol wskazuje na jeszcze jedno niebezpieczeństwo związane z pandemią: na jako tako stabilnym do tej pory rynku narkotykowym pojawią się nowi gracze, rywalizujący o wpływy, co może zaowocować krwawą walką.

Bezpieczeństwo i higiena

Dilerzy i ich klienci są zainteresowani bezpieczeństwem transakcji. Uzależnienie od narkotyków jest niebezpieczne dla zdrowia i życia, ale nikt nie chce umrzeć z powodu zarażenia się koronawirusem. Policjanci z Berlina opowiadają, że rozpoznawali dilerów na pustych ulicach właśnie po tym, że ci od początku wyposażali się w maseczki i rękawiczki. W kanałach komunikacji z klientami pojawiły się zapewnienia o sterylności opakowań i o dezynfekcji rąk. Klienci żądali bezpiecznych dostaw do domów. Niektórzy odmawiali współpracy z kurierami pochodzenia azjatyckiego. „To rasizm” oburzali się niektórzy z dilerów.

Dilerzy i ich kurierzy zdają sobie sprawę z tego, że niebezpieczeństwo epidemiologiczne pojawia się na samym końcu transakcji – przy zapłacie. W tym biznesie płatności elektroniczne są rzadkością, a wymiana gotówki jest potencjalnym źródłem zakażenia. „Musimy mieć rękawiczki” – zapewnia diler z północnej Anglii.

Takie zestawy niezbędne do zachowania higieny dla uzależnionych rozdaje FHN, źródło FB

Ten sam człowiek opisuje zwiększone zakupy w wykonaniu stałych klientów i odpływ tych, dla których narkotyki były tylko jednym z elementów rozrywki. Wraz z lockdownem niektórzy zrezygnowali z imprez, a zatem zapotrzebowanie na część dragów spadło. To wpłynęło na zwiększenie innych aspektów bezpieczeństwa transakcji: ryzyko wpadki zmalało. Pewien procent klientów to grupa godna zaufania na tyle, że nawet można posłużyć się płatnościami bezgotówkowymi, co dodatkowo wpływa na zmniejszenie ryzyka epidemiologicznego.

Ilość osób uzależnionych od heroiny nie zmalała od epidemii koronawirusa. W Wielkiej Brytanii liczbę konsumentów heroiny szacuje się na około 300 tysięcy, a rynek heroiny na około 5 miliardów funtów. Drugie tyle to rynek pozostałych narkotyków.

Według oficjalnych policyjnych danych ilość pospolitych przestępstw związanych z narkotykami spadła podczas lockdownu o około 30%, zanotowano nawet kilkunastoprocentowy spadek w pozostałych rodzajach przestępczości (oprócz przemocy domowej). Czy oznacza to faktyczną tendencję spadkową, czy też – tak jak w Polsce – policja ma inne rzeczy do roboty?

OPSEC wg dilera

Na pewno policje świata stają w obliczu nowych zachowań przestępców. Handlarze zeszli z ulic, wyszli ze szkół, firm czy z klubów i przechodzą na zupełnie nowy sposób pracy. Dilerzy wykazują się kreatywnością: przebierają się w uniformy pracowników sieci handlowych, firm kurierskich, unikając tym samym niewygodnych pytań „a dokąd pan idzie i co pan robi”.

Pokochali sport: tam, gdzie jest to dozwolone, przemierzają ulice w strojach biegaczy i cyklistów, z małymi sportowymi plecaczkami z dostawą. Jeżdżą na skuterach i rowerach w strojach dostawców żywności. Nie cofają się przez przebraniem się w uniformy medyczne – ostatecznie nikt nie będzie kontrolować pielęgniarza po dyżurze w szpitalu. Wykorzystuje się też zupełnie nowych kurierów. Narkotyki dostarczają m.in. taksówkarze, których obroty spadły wielokrotnie. Dziś niektórzy z nich częściej niż klientów wożą towar, bywa więc, że i narkotyki.

Materiały policyjne z zatrzymania kurierów udających dostawców żywności

Wycofano z ulic dzieciaki, rozprowadzające wcześniej towar wśród swoich rówieśników. Przyczyna jest banalna – w Wielkiej Brytanii, tak jak i w Polsce, bardzo młody człowiek rzucałby się na ulicy w oczy i natychmiast zostałby zatrzymany z pytaniem, dlaczego nie ma go w domu.

Pewna, stosunkowo niewielka liczba klientów dilerów to osoby spoza normalnego życia społecznego – są bardzo charakterystyczne i łatwo zauważalne. Do takich klientów dilerzy również muszą dotrzeć i w stosunku do nich nie mogą za bardzo windować cen. Przyczyna jest prosta: o ile elegancki użytkownik narkotyków z klasy średniej ma źródło dochodu i nie będzie się kłócić o 10 funtów, o tyle „typowy” ćpun spoza marginesu wraz z lockdownem stracił źródła swojego utrzymania – prostytucję, drobne kradzieże, żebractwo. Taki klient na głodzie nie zawaha się przed okradzeniem swojego stałego dostawcy, więc o takiego klienta należy zadbać z całą ostrożnością.

Część takich problematycznych klientów wykruszy się, ale w to miejsce pojawią się inni, przez jakiś czas mniej kłopotliwi odbiorcy i dla nich trzeba będzie organizować nowy towar oraz łańcuch ostrożnych dostaw.

Gra jest warta świeczki. Według VICE już w tej chwili ceny hurtowe wzrosły – z 35 tysięcy funtów do 40 tysięcy za kilogram kokainy oraz z 20 tysięcy do 25 tysięcy za kilogram heroiny. Ceny wzrastają jeszcze nie z powodu problemów z dostawami, a ze względu na nowe ryzyko wpadki. W Wielkiej Brytanii skoki cen nie są jeszcze tak widoczne jak w USA.

Wspierajmy lokalny biznes

Ze względu na problemy z transportem rolnicy, rozprowadzający swoje plony po całym świecie, bardzo w czasie pandemii ucierpieli. Hodowcy koki to również rolnicy – oni także skarżą się na potężne straty. W Peru, ze względu na lockdown, ceny koki oferowanej globalnym gangom spadły o 70%. Lokalna organizacja producentów apeluje do rządu o pomoc. Chodzi o jedyne źródła utrzymania dla około pół miliona rolników.

Ekstrakt z koki, jeden z produktów National Coca Company

Oficjalnie rolnicy sprzedają kokę państwowej National Coca Company (ENACO), która produkuje z liści farmaceutyki i napoje. Jednak oficjalna sprzedaż to – w normalnych czasach – około 3% całego obrotu liśćmi koki. Nawet gdyby ENACO podwoiła skup, to dalej będzie kropla w morzu potrzeb peruwiańskich farmerów. Jednak miejscowy policjant z jednostki antynarkotykowej, Ramirez, złości się na narzekania producentów: „Gdy jest im dobrze, sprzedają plony kartelom, gdy jest im źle, wyciągają rękę do rządu. Co ich zdaniem rośnie na ich polach? Ananasy?”.

Policjanci, do których dotarł Reuters, potwierdzają: są zupełnie nowe, znaczące problemy z dostawami, opóźnienia, można odczuć niezadowolenie dilerów i kurierów działających w różnych obszarach sprzedaży, pojawia się też niebezpieczeństwo utraty wpływów na rynku i klientów. Cecil Mangrum, detektyw ds. Narkotyków z Departamentu Policji w Los Angeles, pozwolił sobie nawet na komentarz, że chciałby, aby istniała strona internetowa, na której można by zgłaszać nieuczciwe praktyki handlarzy, sztucznie zawyżających ceny narkotyków – zwłaszcza w zakresie cen metamfetaminy.

Oczywiście, część kosztów produkcji naprawdę wzrosła. Według statystyk przemyt z Meksyku do USA odbywał się przede wszystkim w samochodach osobowych – a teraz tego rodzaju ruch graniczny został wstrzymany. Urwały się lub ograniczyły dostawy półproduktów niezbędnych do produkcji metamfetaminy i fentanylu. Latynoskie kartele ściągały je z Chin, Indii i Niemiec – teraz te działania są bardzo utrudnione. Pojawiły się też problemy z kadrami, bo specjaliści, którzy dojeżdżali do pracy z USA przez granicę, teraz pozostają w domach.

Skomplikował się też proces prania pieniędzy, ponieważ ogólnie spadła sprzedaż dóbr poza artykułami pierwszej potrzeby. Kartele prały środki m.in. w sieciach odzieżowych – a ta sprzedaż teraz zamarła.

Tak prano środki do tej pory

Eksperci komentują, że choć nastąpiło chwilowe spowolnienie handlu narkotykami, to czarny rynek jest przyzwyczajony do konieczności elastycznego reagowania na kryzysy i wkrótce cała sytuacja się unormuje. Gdy spada – tak jak to odnotowano w Wielkiej Brytanii czy Francji – konsumpcja narkotyków rekreacyjnych, takich jak kokaina, MDMA, ketamina i LSD, zwiększa się konsumpcja heroiny czy fentanylu.

Warto też zastanowić się, co się stanie na rynku narkotyków, gdy epidemia przestanie zagrażać ludzkości, a dobrze przystosowani producenci i dilerzy zaczną jeszcze sprawniej handlować w społeczeństwie, które bardzo będzie chciało sobie odbić czas izolacji i postu.

Postscriptum

Szykujemy jeszcze tekst o handlu narkotykami w zmienionych warunkach w Rosji** i przymierzamy się do tekstu o nowych problemach tego rynku w Polsce. Osoby, które mają na ten temat ciekawe informacje, nie zawsze pochodzące z oficjalnych źródeł, prosimy o kontakt. Zapewniamy anonimowość, jeśli nasze źródło będzie takowej oczekiwać.

*Foreningen for human narkotikapolitikk

** Tekst o Rosji już jest, zajrzyjcie tu.