Starszy pan, który oszukał Hermanna Göringa na półtora miliona guldenów

dodał 22 lipca 2019 o 16:34 w kategorii Prawo, Wpadki  z tagami:
Starszy pan, który oszukał Hermanna Göringa na półtora miliona guldenów

Gdy Hermann Göring stanął przed sądem, cieszył się wspomnieniem wspaniałych 12 lat władzy oraz ukochanej kolekcji najcenniejszych dzieł sztuki. Tuż przed śmiercią dowiedział się, że na jednej z transakcji oszukał go fałszerz z Amsterdamu.

Göring kolekcjonował sztukę od I Wojny Światowej, ale na niewielką skalę. Po dojściu Hitlera do władzy Göring opracował projekt, zakładający, że on, osobiście, miał tworzyć kolekcję dzieł sztuki, którą następnie miał przekazać narodowi niemieckiemu. W Norymberdze marszałek twierdził stanowczo, że nie gromadził dzieł dla korzyści własnych. Wyjątek stanowiła sztuka zdegenerowana, czyli dzieła modernistów – te gromadzono celem dalszej sprzedaży, jako że kasa była tu cenniejsza od płócien. Sprzedał m.in. Picassa, Matisse’a, a kupił za to Tycjana, Rembranta i kilka arrasów. I wspaniałego Vermeera, dzieło nieznane wcześniej krytykom.

Kulturalny pan Hermann

Jednak dzieła w jego kolekcji pochodziły (wbrew temu, co zeznawał w trakcie procesu) z rabunku oraz konfiskat od Żydów na terenie Niemiec, Austrii i reszty Europy, a także od ludności lokalnej na terenie krajów okupowanych. Marszałek Göring realizował w ten sposób maksymę swojego kolegi, doktora Josepha Goebbelsa: „Odbierzcie narodowi kulturę, a przestanie istnieć jako naród”. Przeprowadzał wymuszone transakcje, które miały przysłużyć się interesom właścicieli upatrzonych przezeń arcydzieł (np. wpłynąć na decyzję o uwolnieniu członków ich rodzin). Przyjmował również, oczywiście, hojne darowizny.

Doktor Goebels podczas przemówienia, by Bundesarchiv, Bild 119-2406-01 / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5337705

Prywatnie bardzo cenił dzieła mistrzów holenderskich. Chciał je nabyć i postanowił znaleźć na to szczególny sposób, szantażując bankiera Aloisa Miedla, człowieka użytecznego dla III Rzeszy, ale pechowo ożenionego z Żydówką i posiadającego z nią pół-żydowskie dzieci. Albo bankier pomoże mu w znalezieniu cennej kolekcji Goudstikkera, albo… Więc bankier otarł pot z czoła i pomagał. I tak kolekcja, która potem miała przejść na własność wielkiego, acz coraz bardziej głodnego narodu niemieckiego, trafiła do Karinhall niedaleko Berlina, do prywatnej rezydencji marszałka. Nieprzyjemnym zbiegiem okoliczności, jakim była nieubłaganie nadciągająca klęska Niemiec w II Wojnie Światowej, kolekcja musiała zostać zapakowana do skrzyń, a następnie do ciężarówek oraz pociągu i odjechać jak najdalej od nadciągającej Armii Czerwonej. Pech chciał, że z drugiej strony nadchodziły wojska amerykańskie oraz wolni Francuzi. Przypadek sprawił, że pociąg z dziełami sztuki rozbito pod Unterstein, a miejscowa ludność, nie zwlekając, rozkradła malowidła, rzeźby, dywany, złote monety i z największą radością świętowała, rozpijając ładunek najlepszych win i drogich koniaków. To była piękna katastrofa.

Część kolekcji świta Göringa zdołała ukryć w bunkrze w
Königssee. Dzieła poleżały sobie w ciemności przez 3 miesiące, a potem znaleźli je Amerykanie. Amerykanie znaleźli też samego Göringa, który w momencie aresztowania był zarówno ich wrogiem, jak i osobistym wrogiem Hitlera, którego chciał zastąpić na stanowisku kanclerza.

Pozostała kwestia, gdzie znajduje się reszta dzieł. O dziwo, nie szukano ich długo: kryjówkę zdradził pewien dentysta (nie, nie ten, to był pewien skromny miłośnik sztuki). Skrzynie i pakunki znajdowały się w starej austriackiej kopalni soli. Niemcy zaminowali kopalnię, by uchronić arcydzieła przez zagrabieniem przez aliantów, ale miejscowi robotnicy, którzy wykonywali te prace, szybko ją rozminowali. Szkoda było kopalni.

Gdy Amerykanie znaleźli 6577 obrazów, 2300 rysunków i akwarel, 654 grafiki, 137 rzeźb, 128 egzemplarzy broni i zbroi, 122 gobeliny, 78 mebli, 79 koszy z drobnymi cennymi przedmiotami, 181 skrzyń z książkami, starali się całość skatalogować, by potem móc je oddać prawowitym właścicielom. Cóż, część dzieł wyparowała, klejąc się do rąk katalogującym je żołnierzom. Ponoć najwięcej przechwycili czerwonoarmiści, ale badacze są zgodni, że cenne przedmioty wywożone były bardzo demokratycznie przez przedstawicieli wszystkich armii, również do USA. Ddo dziś w Stanach znajduje się około 6 tysięcy malowideł ukradzionych z kolekcji Göringa. Maleńki obraz Memlinga, który w 1945 skradziono z biurka generała Patcha, dziś może być wart około ćwierć miliarda dolarów i z pewnością cieszy kolejne pokolenie anonimowej amerykańskiej rodziny. Na całym świecie dzieł, które najpierw zagrabili faszyści, a potem złodziejom ukradli alianci, jest być może nawet sześćset tysięcy.

Hermann Göring został aresztowany i stanął przed trybunałem w Norymberdze. I wydawać by się mogło, że to już koniec historii.

Amerykańscy żołnierze z jednym z obrazów w kopalni soli w Merkers. Źródło: http://art-handler.com/magazine/handling-occupied-art

Obraz z Wenecji

W kolekcji znaleziono dzieła starych mistrzów holenderskich, a odkrycie było tym radośniejsze, że jeden z tych obrazów wydawał się historykom sztuki zupełnie wcześniej nieznany. Nikt nie wiedział, skąd ten obraz pochodził, bo w rejestrach holenderskich muzeów i oficjalnych dokumentach nie było śladu po „Chrystusie i jawnogrzesznicy” Vermeera – a właśnie takie malowidło prezentowało się oczom zachwyconych odkrywców.

Śledztwo doprowadziło m.in. przez Aloisa Miedla do ciężko przestraszonego marszanda, który przyciśnięty wskazał starszego wytwornego pana, Hana van Meegerena, jako sprzedawcę nieznanego Vermeera.

Na van Meegerena padło bardzo nieprzyjemne podejrzenie handlu z nazistami oraz daleko idącej współpracy. Po wojnie to zjawisko nazywano kolaboracją, a za kolaborację orzekano najsurowsze kary. Han van Meegeren był bogaty: miał antykwariat, kilka kamienic, a pochodzenie jego majątku nie było znane. Jego dom był pełen pięknych przedmiotów, drogiej porcelany, cennych obrazów, najdelikatniejszych dywanów. Van Meegeren zeznał, że Chrystusa i jawnogrzesznicę owszem, sprzedał, ale nie Niemcom, ale pewnemu marszandowi. Sam zaś nabył ów obraz jeszcze przed wojną, we Włoszech, od zubożałej anonimowej arystokratki łatającej w pośpiechu budżet domowy. Te wyjaśnienia uznano za niezbyt satysfakcjonujące, antykwariusz trafił do aresztu. Siedział tam długo i co dnia udzielał takiej samej odpowiedzi na pytanie, skąd ma obraz i kto był jego prawowitym właścicielem.

Antykwariusza uznano za niewinnego w sprawie handlu z Niemcami, ale podejrzewano go o konszachty z włoskimi faszystami. Pewne (sfałszowane) dowody sprawiały, że i policja i opinia publiczna miały van Meegerena za osobistego przyjaciela Hitlera, a jego wersja o biednej hrabinie sprzedającej anonimowo warte krocie dzieło nie trzymała się kupy.

Van Meegeren zdecydował się wtedy powiedzieć prawdę, a ta zaskoczyła wszystkich. Antykwariusz zeznał, że w trakcie okupacji faktycznie handlował z Niemcami, sprzedając Chrystusa i jawnogrzesznicę.

Tyle, że to nie był obraz Vermeera, a jego tajemniczy właściciel nie pochodził na pewno z okolic Wenecji – no, chyba że tej północnej*.

Jak fachowo fałszować obrazy

Han van Meegeren musiał udowodnić, że nie kłamie i że autentycznie wyglądające płótno starego mistrza to współczesny wyrób. Absolutnie nikt nie chciał mu uwierzyć, ponieważ obraz, którego dotyczyło śledztwo, faktycznie wyglądał jak dzieło Johanna Vermeera.

Oto Chrystus i jawnogrzesznica. Źródło:
http://banksystreet.blogspot.com/2014/05/han-van-megeren.html
Oto oryginalny obraz prawdziwego Vermeera. Źródło:
https://niezlasztuka.net/o-sztuce/mistrz-swiatlocienia-ludzkich-dusz-johannes-vermeer-van-delft/

Co więcej, płótno, na którym został namalowany, bez wątpienia pochodziło z XVII wieku. Farba pokryta była siateczką drobnych pęknięć, charakterystycznych dla starych obrazów. Zastosowane barwniki były pochodzenia naturalnego, to nie były współczesne, syntetyczne pigmenty. Nawet ślady pędzli – to były pędzle z borsuczego włosia, dokładnie takie, jakich używał Vermeer.

Han van Meegeren zaproponował, by specjaliści prześwietlili jego płótno, a z łatwością wykryją, że pod „oryginalnym” Vermeerem znajduje się inny obraz, mało wartościowy, ale niewątpliwie XVII-wieczny. Specjaliści wzruszyli jednak ramionami – artyści sprzed wieków nierzadko malowali dzieło na dziele, jeśli tylko pierwowzór ich nie zadowalał lub długo nie znajdował nabywcy.

Amsterdamczykowi nie zostało więc nic innego, jak przekonać specjalistów najlepiej jak potrafił – namalował nowego, „oryginalnego” Vermeera. Młody Chrystus lub Uczeni w Piśmie – taki jest tytuł ostatniego van Meegerena-Vermeera.

To nie był dobry czas dla starszego pana. Ostatnie jego lata były dlań bardzo burzliwe i smutne. Udając kogoś, kim nie był, nabawił się rozstroju nerwowego. Opuściła go żona. Trafił do więzienia i przyznał się właśnie do fałszerstwa, które rzuci cień na całe jego życie i które sprawi, że ostatecznie zbankrutuje. Mało kto wie, ale jest uzależniony od morfiny i brakuje mu kobiet, które przewijały się przez jego bogaty dom, coraz to nowe, coraz inne. Maluje obraz, który nie jest jego największym dziełem, ale jest już bardzo zmęczony.

Han van Meegeren przy ostatniej pracy
By Photographer Koos Raucamp – GaHetNa (Nationaal Archief NL), Copyrighted free use, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=36983448

W tym samym czasie powstaje specjalna komisja, która ma zająć się ustaleniem, czy Chrystus i jawnogrzesznica to Vermeer czy Meegeren. Przeprowadzone zostają dokładne badania. Powstają zdjęcia RTG, w podczerwieni, w ultrafiolecie, analiza spektrograficzna, mikrochemiczna. Obraz ogląda wielu znawców z całej Europy.

Król jest nagi

W wyniku przeszukania nieruchomości malarza znalezione zostają 4 gotowe, nigdy niewystawione obrazy, kilka niedokończonych płócien, piec do podsuszania obrazów, farby, pigmenty, borsucze pędzle itp. Komisja ekspercka wydaje niepodważalną opinię – niedawna własność Hermanna Göringa to fałszerstwo. Spękania są zbyt równe, warstwa farby zbyt trwała, na powierzchni znajdowały się fenol i formaldehyd, nieznane w czasach Vermeera. Dawni nabywcy Meegerenów występują z roszczeniami o zwrot pieniędzy – kupowali starych mistrzów, a nie współczesne podróbki! Z roszczeniami występuje też państwo holenderskie, które domaga się zaległych podatków.

Han van Meegeren staje przed sądem i opowiada historię swojego życia: od dzieciństwa wykazywał ogromny talent malarski, co jego dobrze wykształcony ojciec tępił z największą surowością i gniewem. Jako młody twórca był gnębiony przez krytyków, którzy twierdzili, że potrafi jedynie kopiować, a w jego płótnach nie ma niczego oryginalnego. Zajmował się restauracją starych płócien, a robił to tak dobrze, że te dzieła uznawane były za falsyfikaty. Potem na złość naśladował starych mistrzów, a kopie spotkały się z uznaniem ekspertów. Wtedy zrozumiał, że kariery artystów zależne są tylko od kaprysów odbiorców i pseudo-znawców, nie od prawdziwej wartości dzieł i zdolności twórców.

Więc zaczyna tworzyć Vermeery – pierwsze powstają w jego pracowni na początku lat 30. Nabywcy jeszcze nie nabierają się na ich prawdziwość. W 1936 powstaje Chrystus w Emaus. Powstaje też odpowiednia legenda obrazu – pojawia się w niej pani Mavroeke, spadkobierczyni zubożałego włoskiego rodu, prosząca o pomoc w zbyciu kilku płócien z rodowej kolekcji. Paryski krytyk wzrusza ramionami nad dziełem – słaba imitacja. Jednak jego opinia ginie przy entuzjastycznej recenzji „nowego Vermeera” niejakiego Abrahama Brediusa. „To wspaniały moment w życiu miłośnika sztuki, kiedy nagle znajduje się przed dotychczas nieznanym dziełem wielkiego mistrza, nietkniętym, na oryginalnym płótnie i bez jakichkolwiek napraw, tak, jakby dopiero co opuściło pracownię malarza! Ale cóż za obraz! Ani piękna sygnatura „I. V. Meer” (I. V. M. w monogramie), ani pointillé w chlebie błogosławionym przez Chrystysa nie są potrzebne, aby przekonać nas, że mamy tutaj – jestem skłonny powiedzieć – arcydzieło Jana Vermeera van Delft, i co więcej, jedną z jego największych prac (1,29 m na 1,17 m), nieco inną od wszystkich jego obrazów, ale w każdym calu Vermeera”**. Sprzedano za 520 000 guldenów.

Chrystus w Emaus, by Han van Meegeren – Museum Boijmans van Beuningen, Rotterdam. Boijmans.nl De valse Vermeers van Van Meegeren, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=65203226

Potem maluje dwa „autentyczne” dzieła Pietera de Hoocha. Potem kolejne Vermeery. Cokolwiek teraz sprzeda, będzie już miało opinię „w każdym calu Vermeera”.

Van Meegeren staje się bogatym człowiekiem, nabywa nieruchomości, kupuje (prawdziwe) dzieła sztuki, urządza wytwornie dom. W czasie drugiej wojny światowej maluje Błogosławieństwo Jakuba oraz Chrystusa i cudzołożnicę. Ten ostatni obraz trafia do kolekcji Hermanna Göringa. Autor jest zresztą temu przeciwny. Potem wpada w kłopoty, które już wszyscy znają.

To wszystko, Wysoki Sądzie. Wierzcie lub nie, ale zgromadzona w sądzie publiczność zgotowała malarzowi owację.

Oszukany Pan Hermannn

Hermann Göring zachwycił się Chrystusem i cudzołożnicą, dziełem które zaprezentował mu Miedl. Ale marszałek życzył sobie świadectwa autentyczności. Han van Meegeren najpierw zlał się zimnym potem, a następnie wyprodukował list, w którym opisywał skomplikowaną i niezręczną sytuację poprzednich posiadaczy obrazu, których tożsamość musi zostać w tajemnicy aż do dwóch lat od czasu transakcji z nowym nabywcą. Marszałek łyknął tę bzdurę bez dalszych pytań i zostawił piękne płótno u siebie. Po jakimś czasie zapłacił za nie innymi obrazami (150 prawdziwych cennych obrazów za fałszywkę z 1942 roku), które Miedl spieniężył i opłacił pośrednika/autora kwotą 1 mln 650 tys. guldenów.

Gdy holenderska i światowa prasa huczały od doniesień o sprytnym holenderskim malarzu, Hermann Göring czekał na swój pewny koniec. Ciążyły na nim zarzuty o zbrodnie przeciwko ludzkości. Nie przejmował się swoimi – jak twierdzono – zbrodniami, bo nie zwykł przejmować się prawem, którego sam nie stanowił. Ze swoich osiągnięć był dumny, uważał, że żył „jak należy”. Orzeczona kara śmierci ponoć zrobiła na nim wstrząsające wrażenie, bo nie mógł też znieść myśli, że jego, żołnierza, sierżant z Teksasu powiesi jak koniokrada.

Hermann Göring podczas samodegradacji, autor nieznany – Helsingin Sanomat May 22, 1945., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=14746681

Zanim jednak sam ze sobą skończył, uprzedzając kata, z przyjemnością rozmawiał o swoich wielkich dokonaniach – m.in. o wspaniałej kolekcji sztuki. Zarzekał się z dumą, że wśród jego skarbów nie było ani jednej fałszywki. Uprzejmy Amerykanin, który rozmawiał z nim o kolekcji, wyciągnął gazetę, w której opisywano sprawę van Meegerena. Marszałek Wielkiej Rzeszy Niemieckiej czytał o swoim nabytku, za które oddał 150 płócien wartych w sumie ponad 1,5 miliona guldenów po złodziejskich wojennych cenach i łykał powietrze jak wielka ryba.

Pan Marszałek zmarł 15 października 1946 roku, śmiercią samobójczą, przyśpieszając o kilka godzin to, co i tak było nieuniknione. Han van Meegeren zmarł w grudniu 1947 roku. Nie zdążył odsiedzieć kary zaledwie rocznego więzienia. Obrazy, które stworzył, zostały wystawione na sprzedaż celem pokrycia jego długów. Tworzył je w różnych stylach i dziś fałszywki van Meegerena są dalej fałszowane. Na wiedzę, co jest, a co nie jest oryginalnym fałszerstwem van Meegerena wpływ miał także jego utalentowany syn, również malarz, Jacques. Niektóre z jego dzieł znaleźć dziś można w Rijksmuseum w Amsterdamie.

*Amsterdam nazywany jest Wenecją Północy

** Cytat za Wikipedią z artykułu „New Vermeer”, Abraham Bredius, Burlington Magazine 1937.

Przy pisaniu artykułu korzystałam z książki „Fałszerz. Han van Meegeren, człowiek, który oszukał Göringa”, Przemysława Słowińskiego, Videograf, 2012. Pozostałe źródła zalinkowane.