O wielbicielach z social media, którzy przenoszą się z uczuciami do reala

dodał 8 sierpnia 2018 o 07:56 w kategorii Prywatność, Socjo  z tagami:
O wielbicielach z social media, którzy przenoszą się z uczuciami do reala

Początkowo wielbiciele, ujawniający się w mediach społecznościowych, wydają się niegroźni. W końcu to tylko internet. Niestety niektórzy z nich przenoszą swoje działania do świata rzeczywistego, co nie zawsze dobrze się kończy.

Przedstawienie się jako „zawodowy stalker” może nie być najmądrzejszym wstępem do znajomości. Bieganie z nożem do miejsca, z którego ostatnio snapowała ukochana, może nie być najlepszym sposobem na rozstanie.

Znajdę cię i zabiję

Instagram pozwala obserwować, a Snapchat pozwala śledzić. Wystarczy włączyć Snap Map i można sprawdzić, gdzie znajdują się znajomi. Jeśli ktoś nie chce być śledzonym, wystarczy, że włączy Ghost Mode. Tyle że ze Snapchata korzystają często dzieciaki i zanim pomyślą o zagrożeniach, po prostu chcą pokazać znajomym, gdzie akurat są, np. po to by się nawzajem odnaleźć w tłumie.

Takim „znajomym ze Snapchata” był dla pewnej młodej Francuzki jej własny chłopak. Gdy nabrał podejrzeń, że dziewczyna go zdradza, wyśledził ją, korzystając ze Snap Map. Dziewczyna siedziała w samochodzie podejrzanego dlań faceta na parkingu pod miejską pływalnią. Chłopak postanowił zerwać związek z wiarołomną, a więzy zamierzał zerwać nożem. Pięć ciosów w domniemanego rywala miało załatwić sprawę. Wszyscy mieli mnóstwo szczęścia, że zakończyło się na powierzchownych obrażeniach.

Można ten przypadek potraktować lekko, jak zwykłą opowieść o kochankach, z których jedno było tak zazdrosne, że aż pomyliło człowieka z własnością, i wzruszyć ramionami – ostatecznie takie rzeczy zdarzały się na świecie i bez mediów społecznościowych, przez całe wieki, jak świat światem.

Ale o przypadku Natalie Bollinger, nastolatki z Broomfield (Colorado), trudno powiedzieć „ech, historia kochanków”. Natalie poznała Shawna Schwartza, gdy była dzieckiem. Jak to określiła: „wpadła na niego”, mając 17 lat, i wspomogła w jakiejś życiowej biedzie. Gość wydał się dziwny, więc szybko zakończyła z nim znajomość, ale Shawn miał inne zdanie na ten temat. Przejechał kawał drogi, żeby prześladować ją w każdy możliwy sposób. Spał w pobliżu jej miejsca pracy, nachodził, wysyłał setki SMS-ów, maili, zakładał wiele kont w społecznościówkach, by ją prześladować. Groził, że się zabije na jej oczach. Pisał o niej w postach publicznych na swoim profilu na FB: „Zabij mnie, Natalie, zabij mnie. Proszę, proszę, proszę”.

 

Natalie uprzedzała znajomych, że Schwartz może próbować nawiązać z nimi kontakt, by próbować w ten sposób wpłynąć na nią. 13 grudnia 2017 opublikowała na ten temat publiczną notkę na swoim profilu na Facebooku. 28 grudnia zaginęła. Dzień później została znaleziona martwa.

Witam serdecznie, z zawodu jestem prześladowcą

Na początku maja Jackie Stokes, założycielka Spyglass Security, opublikowała twitt, że weszła w posiadanie informacji o tym, jak osoba podająca się za „inżyniera Facebooka” prześladuje online kobiety na Tinderze. Gość przedstawił się poznanej kobiecie jako „zawodowy prześladowca”. Facebook postanowił nie lekceważyć informacji i wszczął wewnętrzne śledztwo. Tak, podejrzanym typem okazał się naprawdę pracownik FB. Alex Stamos, odpowiedzialny za bezpieczeństwo Facebooka, zadecydował o natychmiastowym zwolnieniu człowieka, który postanowił zabawiać się w ten sposób:

Ale opisywany tu inżynier nie był pierwszym, który postanowił w ten sposób wykorzystywać swoje stanowisko. W 2010 roku David Barksdale, 27-letni pracownik Google, wielokrotnie wykorzystywał swoją pozycję zawodową, by uzyskać dostęp do kont użytkowników. Naruszył w ten sposób prywatność co najmniej czwórki nastolatków.

Źródło: http://gawker.com/5637234/gcreep-google-engineer-stalked-teens-spied-on-chats

„Zaprzyjaźniał się”, a następnie świadomie nadużywał zaufania dzieciaków. To, co robił, było dziwne, niedojrzałe i pozornie nieszkodliwe, ale spróbujmy sobie wyobrazić, jak może się czuć 15-latek, który opowiada internetowemu przyjacielowi, że poznał wspaniałą dziewczynę, a potem jest szantażowany i zmuszany, by podał jej dane. Barksdale też radośnie opisywał się jako „hacker”. Google z hukiem wyrzuciło Barksdale’a z pracy, ale mimo to wniosek autora artykułu na ten temat, Adriana Chena z gawker.com, brzmi niepokojąco: „Jak na ironię, w zeszłym tygodniu (chodzi o wrzesień 2010 – przyp. red.) Google uruchomiło Centrum Bezpieczeństwa Rodzinnego, które pomaga rodzicom chronić dzieci w Internecie. Ale jak sugeruje ten niepokojący incydent, największym zagrożeniem dla prywatności dzieci mogą być sami pracownicy Google”.

Źródło: http://gawker.com/5637234/gcreep-google-engineer-stalked-teens-spied-on-chats

A może rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Zamknięcie się w szałasie w Bieszczadach jako sposób na uniknięcie wpływu mediów społecznościowych na nasze życie wydaje się w tej sytuacji rozwiązaniem doraźnym. Tylko patrzeć, jak w Bieszczady wpadną eko-aktywiści, przywiązując się do drzew, podczas gdy z drugiej strony nacierać będą wyznawcy tradycji ze sztucerami wyposażonymi w noktowizory i czujniki na podczerwień, z lewej wpadnie nieznany nam wielbiciel (płci dowolnej), domagając się atencji, a z prawej sprzedawca sprzętu survivalowego. A za nimi przyjdą urzędnicy z nowymi przepisami antyszałasowymi. Bójcie się.

Przesada? Tak. Ale nieznaczna.

Po prostu społecznościówki to taka rzeczywistość, która nie znika tylko dlatego, że przestajesz w nią wierzyć.*

* Zmodyfikowany cytat z „Vallis” Philipa V. Dicka.