DuckDuckGo twierdzi, że tryb incognito Google Chrome nic nie daje

dodał 11 grudnia 2018 o 18:17 w kategorii Prywatność  z tagami:
DuckDuckGo twierdzi, że tryb incognito Google Chrome nic nie daje

Według badania przeprowadzonego przez konkurencję Google – DuckDuckGo – koncern z Mountain View personalizuje listę wyników wyszukiwania nawet wtedy, gdy przeglądasz internet w trybie incognito.

Bańka filtrująca i informacyjna

Nie jest wielką tajemnicą, że Google gromadzi nasze dane, aby – jak komunikuje nam na każdym kroku firma – ułatwić i polepszyć korzystanie ze swoich produktów. Najpopularniejszą usługą amerykańskiego giganta jest wyszukiwarka Google. Kiedy użytkownik rozpocznie proces wyszukiwania, odpowiedzi, które otrzyma, zostaną ściśle spersonalizowane w oparciu o jego profil, utworzony m.in. dzięki danym geolokalizacyjnym, zainteresowaniom, pochodzeniu, dacie urodzenia, płci. To wszystko dane, które zostawiamy w sieci – cała masa informacji składająca się na nasze równoległe, cyfrowe tożsamości.

Wykorzystanie profilowania przez dostawców usług internetowych, co prawda, zwiększyło naszą wygodę poruszania się po internecie, przyczyniło się jednak również do powstania zjawisk oddziałujących negatywnie na użytkowników i społeczeństwo – na przykład baniek filtrujących. Termin ten został stworzony mniej więcej w 2010 roku przez internetowego aktywistę Eliego Parisera, który w swojej książce zatytułowanej The Filter Bubble: What the Internet Is Hiding from You wskazał, że internauci mają coraz mniejszy kontakt z konfliktogennym punktem widzenia w wynikach wyszukiwania oraz są izolowani intelektualnie wewnątrz swojej własnej bańki informacyjnej.

Jako przykład Pariser podał zapytanie “BP” (British Petroleum), które jednemu użytkownikowi dostarczało informacje dotyczące wyników finansowych i inwestycji tego brytyjskiego koncernu naftowego, natomiast inny internauta otrzymywał głównie informacje dotyczące katastrofy ekologicznej w wyniku wycieku ropy naftowej na platformie wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej.

Wspomniany przykład bańki filtrującej uniemożliwia odkrywanie nowych rzeczy, gdyż obie te osoby korzystają w teorii z wolnego dostępu do internetu, jednak otrzymują rażąco różne wyniki wyszukiwania. W takim znaczeniu działania filtrujące są niejako sprzeczne z samym „duchem internetu”, który w zamyśle został stworzony jako otwarta platforma, dostępna dla wszystkich, nieposiadająca żadnych sztucznych podziałów.

Według DuckDuckGo istnieją różne metody, aby wydostać się z tej szkodliwej bańki filtrującej, jednak – jak się okazuje – najbardziej popularne sposoby nie zawsze działają tak, jak powinny.

DuckDuckGo idzie na wojnę z Google

Najpopularniejszą metodą stosowaną przez użytkowników, aby wydostać się z bańki informacyjnej, jest uprzednie wylogowanie się z konta Google lub otwarcie prywatnego okna przeglądarki (trybu incognito).

Jak wynika jednak z badania przeprowadzonego przez DuckDuckGo, obie te metody nie są do końca skuteczne i nadal – zdaniem twórców konkurencyjnej wyszukiwarki – pozwalają na pewne personalizowanie wyników wyszukiwania dla konkretnego użytkownika.

Po otwarciu okna w trybie incognito w przeglądarce Google Chrome wyświetlane są następujące informacje:

Chrome nie będzie zapisywać:

  • Twojej historii przeglądania;
  • plików cookie i danych ze stron internetowych;
  • informacji, które wpisujesz w formularzach;

przy czym niżej zawarto ostrzeżenie, iż:

Twoja aktywność może być nadal widoczna dla:

  • stron internetowych, które odwiedzasz;
  • Twojego pracodawcy lub Twojej szkoły;
  • dostawcy usług internetowych.

Według DuckDuckGo zapewnienia firmy Google mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prywatny tryb przeglądania oraz wylogowanie się z usług Google stanowią bardzo małą ochronę przed bańką filtrującą.

Takie taktyki po prostu nie zapewniają anonimowości, jakiej oczekuje większość osób. W rzeczywistości nie jest po prostu możliwe, aby korzystać z wyszukiwarki Google i uniknąć bańki filtrującej oceniają przedstawiciele DuckDuckGo.

Wyniki badania

W celu zbadania problemu filtrowania treści przeprowadzono badanie, w którym uczestnicy otrzymali zupełnie różne wyniki wyszukiwania w przypadku trzech – dzielących społeczeństwo amerykańskie – tematów: “kontrola broni”, “imigracja” i “szczepienia”. W badaniu brano pod uwagę treść wyników organicznych, infoboksy: “najważniejsze artykuły” oraz “wideo”.

Okazało się, że użytkownicy z różnych miejscowości na terytorium Stanów Zjednoczonych otrzymywali unikalnie sprofilowane wyniki wyszukiwania, które różniły się od siebie głównie kolejnością wyświetlania. Jest to na pozór drobna sprawa, jednak – jak podkreślają autorzy badania – ma ona istotne znaczenie. Link, który wyświetla się na samej górze, ma zazwyczaj dwukrotnie więcej kliknięć niż ten znajdujący się pod nim, następnie trzeci ma o połowę mniej niż drugi itd. Innymi słowy, kolejność linków ma duże znaczenie, ponieważ ludzie mają tendencję do wybierania najwyżej znajdujących się linków, nie tych, które są na dalszych pozycjach (nie mówiąc już o kolejnych stronach).

Poniższy wykres ilustruje przedstawiony problem:

Jak się okazało, wyniki dla 87 osób zlokalizowanych w różnych miejscach w USA były zgoła odmienne. Uczestnicy badania zobaczyli 19 domen, które były wyświetlane w 31 różnych kombinacjach.

Zebrane podczas badania dane wskazują, że różnica pomiędzy wynikami wyszukiwania w środowisku standardowym (zalogowanym) a prywatnym (po wylogowaniu) dotyczy zazwyczaj jednej lub dwóch domen. Natomiast różnica między osobami korzystającymi z trybu incognito dotyczyła od trzech (w przypadku hasła “kontrola broni”) do pięciu (dla frazy “szczepienia”) domen w wynikach wyszukiwania. Wskazuje to na bardzo dużą personalizację osób korzystających z prywatnego przeglądania, chociaż – jak wskazuje badanie – nie jest do końca jasne, dlaczego tak się dzieje oraz jaki ma to wpływ na zachowanie użytkowników.

Według przedstawicieli DuckDuckGo rozbieżności w wynikach “nie można wytłumaczyć zmianami w lokalizacji (danego użytkownika – red.), czasem wyszukiwania, zalogowaniem do usług Google ani testowaniem nowego algorytmu wyszukiwania na małej grupie osób”.

Problem bańki filtrującej ujawnia się w przypadku najbardziej kontrowersyjnych i dzielących społeczeństwo tematów, takich jak szczepienia, dostęp do broni czy tematyka imigrantów. Wyszukiwarka zamiast oferować bardziej zniuansowane opinie będzie uwydatniać artykuły i strony internetowe, które tylko potwierdzają przekonania danego użytkownika, tym samym nie dając mu możliwości skonfrontowania swoich tez z innymi osobami czy też poznania innego punktu widzenia.

Dla przykładu, jeśli dana osoba jest zwolennikiem teorii spiskowych, wierzy, że ziemia jest płaska lub jest przekonana, iż imigracja stanowi obecnie największe zagrożenie, wyniki jego wyszukiwań będą wspierały takie przekonanie. Innymi słowy, rola otwartej na świat wyszukiwarki sprowadzać się będzie do tego, co zwykło się mówić czasami w przypadku politycznej prasy drukowanej – “przekonywanie już przekonanych”.

W dłuższej perspektywie czasowej może się okazać, że to algorytmy i formuły matematyczne bardziej niż nasza “wolna wola” będą odpowiadały za to, w jaki sposób poznajemy świat i uczymy się. Taki schemat może doprowadzić do uprzedzeń poznawczych, szczególnie w odniesieniu do innych nacji czy grup społecznych. Według badaczy zajmujących się tematyką prywatności bańka filtrująca, która jest obecna również na Facebooku, doprowadziła do podziału amerykańskich wyborców w 2016 r., promując treści sprzyjające Donaldowi Trumpowi, a także do opowiedzenia się Brytyjczyków za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Google jest jednak przeciwnego zdania.

Google wszystkiemu zaprzecza

Po opublikowaniu badania w sieci pojawiło się wiele negatywnych komentarzy i oskarżeń kierowanych w stronę Google, które już w przeszłości było oskarżane o śledzenie swoich użytkowników lub czytanie prywatnej korespondencji w Gmailu

Do sprawy odniósł się jeden z przedstawicieli Google, Danny Sullivan, zarządzającym kontem na Twitterze o nazwie Google Search LiaisonNormalnie służy ono do komunikacji i wyjaśniania użytkownikom, w jaki sposób działa wyszukiwarka Google, teraz jednak posłużyło do odparcia ataku i ustosunkowania się do całej sprawy.

Przez lata rozwijał się mit, że Google Search personalizuje tak bardzo, że dla tego samego zapytania różne osoby mogą uzyskać znacząco różne wyniki wyszukiwania. Tak nie jest. Wyniki mogą się różnić od siebie, ale zazwyczaj nie są spowodowane personalizacją – napisał w odpowiedzi na badanie DuckDuckGo Sullivan.

W serii kolejnych tweetów Sullivan zaznaczył, że personalizacja nie jest sama w sobie tak ważna i że istnieją różne sposoby, aby uniemożliwić Google korzystanie z danych o użytkownikach. Każdy, kto nie chce mieć spersonalizowanych wyników wyszukiwania opartych na aktywności konta, może ją wyłączyć za pomocą ustawień dostępnych w (zakładce – red.) “Aktywność w internecie i aplikacjach” – wyjaśnił Sullivan

Według niego bańka informacyjna ma w pewnym sensie pozytywny efekt, opierający się na dostosowania wyników wyszukiwania pod konkretnego użytkownika.

Przywołał przy tej okazji przykład amerykańskich użytkowników, którzy wpisując frazę “piłka nożna”, niekoniecznie chcą ujrzeć wyniki meczów z angielskiej Premier League (oraz vice versa, Brytyjczycy raczej nie chcieliby się dowiedzieć, jak poradziła sobie drużyna Los Angeles Galaxy). Podobnie jak po wpisaniu słowa “zoo” użytkownicy – w większości – chcą dowiedzieć się, gdzie można znaleźć ten obiekt najbliżej swojego miejsca zamieszkania.

Sullivan zwrócił również uwagę na sprzęt, z którego korzystają użytkownicy, wpisując frazy w wyszukiwarce Google. Według niego wyniki mogą się nieco różnić, jeśli użytkownik korzysta ze smartfona, gdyż Google preferuje strony internetowe, które ładują się szybciej i są lepiej dostosowane do urządzeń mobilnych. Ważnym czynnikiem – przy doborze strony –  jest także treść samej witryny, która musi być tak samo dobra lub lepsza niż wersja na desktopy. 

Alternatywy?

Część z osób szuka alternatywy dla Google czy nawet DuckDuckGo w obliczu amerykańskiej dominacji na rynku wyszukiwarek. Na rynku znajduje się kilka europejskich alternatyw takich jak: brytyjska wyszukiwarka Mojeek, niemiecki Unbubble czy francuski Qwant zyskujący w ostatnim czasie na popularności.

W zeszłym miesiącu francuski rząd zapowiedział, że przestanie korzystać z rozwiązań firmy Google na rzecz rodzimej wyszukiwarki Qwant. Jak zaznaczono, decyzja została podjęta w ramach starań o odzyskanie europejskiego  bezpieczeństwa i suwerenności cyfrowej

Wspomniany termin suwerenności cyfrowej jest stosunkowo nowym pojęciem i można go mniej więcej opisać jako dążenie kraju do odzyskania kontroli nad własnymi danymi oraz danymi swoich obywateli. Jest to szczególnie ważne w przypadku sektora wojskowego i wiąże się z dążeniem państwa do rozwijania zdolności ofensywnych i defensywnych w zakresie cyberbezpieczeństwa bez uciekania się do stosowania technologii cyfrowych tworzonych za granicami państwa. Oprócz tego istnieje aspekt gospodarczy, który sprowadza się do sprawniejszego niż w przypadku podmiotów amerykańskich opodatkowania rodzimych firm i czerpania z nich przychodów do budżetu państwa.