Kradzieży książek było wiele – i nie zawsze chodziło tylko o zapomniane podręczniki z osiedlowej biblioteki. Czasem książki były warte naprawdę sporo, tak jak np. Biblia Gutenberga. A historie ich złodziei bywają fascynujące.
Pod koniec maja 2019 Europol ogłosił, że dzięki współpracy z francuską policją oraz hiszpańską Guardia Civil udało się rozbić zorganizowaną grupę przestępczą wyspecjalizowaną w kradzieży map w archiwalnych zbiorach bibliotek w całej Europie. W wyniku jednoczesnego przeszukania sześciu lokalizacji we Francji i Hiszpanii zatrzymano trzech podejrzanych, zarekwirowano trzy samochody i 6 tys. euro w gotówce. Gang czytelniczy zdołał w krótkim czasie ukraść dobra warte wiele tysięcy euro.
Cisza w bibliotece
Na Z3S piszemy często o włamaniach do banków, masowych oszustwach i spektakularnych scamach. Czasami opisujemy historie, w których nie chodzi o genialne łamanie zabezpieczeń, tylko dlatego, że ich w ogóle nie ma. Podobnie było w przypadku bibliotecznych gangsterów, którzy w kilka miesięcy na przełomie 2018/2019 wynieśli z cichych bibliotek miejskich wartościowe przedmioty. Wpadli nie dzięki zabezpieczeniom, a czujności pracowników biblioteki w Awinionie, których zainteresowało zachowanie jednego z czytelników.
Złodziejami było trzech dżentelmenów około pięćdziesiątki, działających według jednego scenariusza. Do biblioteki wchodził poważnie wyglądający badacz, legitymujący się odpowiednimi dokumentami potwierdzającymi, że jest naukowcem. Wypożyczał do obejrzenia starodruk z mapami i udawał się w ciche miejsce, by z uwagą studiować zawartość księgi. W tym czasie ktoś inny hałasował w bibliotece, odciągając uwagę obsługi, a naukowiec po niedługim czasie wychodził, grzecznie zwracając dzieło. W podręcznej torbie wynosił wyciętą z książki ilustrację.
W ten sposób zniknęło z bibliotek przynajmniej pięć map oraz innych ilustracji, każda z nich mogła osiągnąć cenę około 20-25 tys. euro. Śledczy są pewni, że były to kradzieże na zlecenie i że istnieje czarny rynek dla takich druków.
Oszalały bibliotekarz
Imponującą kolekcję cennych książek znaleźć można w londyńskim Lambeth Palace, siedzibie arcybiskupa Canterbury. Stare księgi, solidne regały, namaszczona cisza – w tej scenerii w 2011 roku znaleziono zapieczętowaną kopertę z listem-testamentem, najwyraźniej podrzuconą chyłkiem wiele lat wcześniej.
Inwentaryzacje od początku lat 70. wskazywały braki w księgozbiorze, ale nikt właściwie nie oszacował ich skali. Na liście braków znajdowało się kilkadziesiąt pozycji. Tajemniczy list pozwolił odkryć w pewnym londyńskim domu znacznie więcej książek z tego zbioru. Pudła zawierające ponad 1000 tomów ze zbiorów trzech XVII-wiecznych arcybiskupów Canterbury – Johna Whitgift, Richarda Bancroft i George’a Abbota – tkwiły samotnie na prywatnym strychu, przysypane wieloletnim kurzem. Było wśród nich nawet pierwsze wydanie „Henryka IV” Szekspira, wyceniane na około 50 tys. funtów.
Jak mogło się stać, że zbiory Lambeth Palace zostały w niezauważony przez nikogo sposób tak zubożone? Podczas II Wojny Światowej część pałacu – ta, w której mieściła się duża część wczesnej kolekcji biblioteki – została zniszczona i od tamtej pory przyjęto, że jeśli brakuje jakiejś pozycji z katalogu, to oznacza, że przepadła ona na skutek pożaru. Według szacunków straty mogły dotyczyć 10 tys. pozycji. Tym trudniej było inwentaryzować zbiory, że w tym czasie znikła też część kart katalogowych.
Około 1975 roku jeden z bibliotekarzy zorientował się, że pewna – stosunkowo niewielka – ilość braków może wynikać z innej niż wojenny pożar przyczyny. Powiadomiono Scotland Yard, policja przeprowadziła śledztwo, ale jedyne, co stwierdzono z całą pewnością, to braki. Nie było niczego, co wskazywałoby na ich przyczynę, żadne też cenne książki nie pojawiły się nigdzie w sprzedaży. Może ktoś wynosił je po jednym egzemplarzu? A może miał dostęp i wynosił po kilka lub kilkanaście?
Tajemnicę wyjaśnił dopiero podrzucony do biblioteki list, który zresztą przeleżał między książkami wiele lat, zanim go odkryto. W Palace pracował złodziej, opętany szczególną namiętnością do przedmiotów swojej pracy. Miał dostęp do najcenniejszych pozycji i wyniósł bez trudu te, które sobie upatrzył. Wycinał herby arcybiskupie z okładek, niektóre z opraw zniszczył trwale, jakby chciał je zastąpić nowymi, wywabiał z kart pieczęcie. Nie przeznaczył ksiąg na sprzedaż, nie wtajemniczył nikogo w swoje poczynania, rodzina bibliotekarza do końca pozostała w nieświadomości, że w jego domu skrywana była fortuna.
Choć być może nie działał aż tak ideowo – mrówcza praca pracowników biblioteki, w której porównywano dane z katalogów z różnych okresów istnienia zbiorów, pozwoliła stwierdzić, że części dzieł nadal brakuje. Czy zostały sprzedane? Komu? Pod koniec życia maniakalny bibliofil upchnął swoje zbiory pod dachem swojego domu, napisał list, podrzucił go – i odszedł na zawsze. Dziś około 10% odzyskanych książek zostało naprawionych, a 40% z nich zostało wpisanych do katalogu online biblioteki. Te, które oskalpowano z cennych opraw, prawdopodobnie nigdy więcej nie trafią do czytelników.
Gutenberg i porno
Biblia Gutenberga – święty Graal wszystkich kolekcjonerów książek. To pierwsza biblia drukowana, przepiękna księga, cudownie ilustrowana, pochodzi z połowy XV wieku. Wydrukowano jej być może około 180 sztuk, do dziś przetrwało ich – w całości bądź części – 49. W sierpniu 1969 roku z biblioteki Uniwersytetu Harvarda złodziej wyniósł jedną z takich kopii, bezcenną, ubezpieczoną na milion dolarów przepiękną Biblię.
Kradzież przebiegła banalnie – złodziej spuścił się z dachu, wszedł po linie przez okno, które po prostu rozbił, wewnątrz stłukł szklaną pokrywę gabloty ekspozycyjnej i wyszedł niezatrzymywany tą samą drogą. Żadnych alarmów, świateł, strażników – cisza w bibliotece.
Księga okazała się wściekle ciężka (70 funtów, czyli ok. 32 kg) i przybysz nie dał rady wspiąć się z powrotem z tak ogromnym obciążeniem. Zmienił plan – zamiast wspinać się na dach, postanowił opuścić się na pusty dziedziniec. Problemem okazała się za krótka lina. Włamywacz powisiał jakiś czas w powietrzu, rozważając kolejne możliwości, po czym sznur nie wytrzymał obciążenia i złodziej zleciał z wysokości około 6 metrów na Biblię i na ziemię. Biblia wyszła z tego bez szwanku, mężczyzna plasnął niczym dojrzały pomidor. Nieprzytomny poleżał kolejne godziny, aż – wraz z plecakiem, łomem i Biblią opodal – znalazł go nocny stróż, zaniepokojony dźwiękami przypominającymi jęki. I to był koniec wielkiej kradzieży – dzieło wróciło do sali ekspozycyjnej, do nowej gabloty i lepszych zabezpieczeń, a Vido K. Aras, bo tak się nazywał delikwent, trafił do szpitala. I to byłby koniec historii, ale jednak nie jest. Ludzie pełni pasji, są warci tego, by opisać ich do samego końca.
Vida poskładano do kupy, a potem trafił najpierw na obserwację do zakładu psychiatrycznego, zaś stamtąd przed sąd. Jego wina nie podlegała wątpliwościom, chodziło o ustalenie wymiaru kary. I tu sąd uznał, że Vido Aras nie jest zdolny do odróżnienia dobra od zła i co za tym idzie – nie może odpowiadać za swój czyn. Lekarze psychiatrzy potwierdzili, że Vido dobrze zareagował na leczenie, a tenże obiecał, że wróci do szpitala na kontynuację terapii. Sąd zwolnił oskarżonego. Vido zniknął. Pojawił się 4 lata później – na castingach filmów dla dorosłych. Szalenie poważnie traktował swoją potencjalną pracę i przesłanie jakie miała nieść. Mówił, że kontroluje swoje ciało i swoją własną biologię, naprawdę jest dzięki temu szczęśliwy i może to przekazać innym. Po licznych złamaniach, będących wynikiem włamania, nie zostało śladu i Aras na przesłuchaniach układał swoje harmonijnie zbudowane ciało, by pokazać wyjątkową sztukę self-abuse. Aras miał całą teorię na temat nieskończoności i recyklingu siły życiowej, chciał, by również inni stawali się lepszymi ludźmi.
Aras, teraz o pseudonimie Dr Infinity, wystąpił m.in. w filmie Every Inch a Lady,* występując w stroju takim, jaki miał na sobie podczas kradzieży w Harvardzie, a następnie robiąc to, co uważał za swoją misję. „Kochany, będziesz gwiazdą” – jęknęła z fascynacją główna kobieca postać w tym filmie.
Vito Infinity Aras żył długie lata. Twierdził, że jego kradzież Biblii była aktem politycznym, a także performansem, anarchistycznym oświadczeniem, protestem. Twierdził, że Biblię chciał po prostu przeczytać i udostępnić innym. Twierdził, że stanie się Doktorem Infinity, było logiczną konsekwencją poszukiwania prawdy w życiu. Jest też możliwe, że gdy spadł, mocno poprzestawiało mu się w głowie, inaczej dalej zajmowałby się porządnym złodziejstwem, a my opisywalibyśmy proces doskonalenia jego rzemiosła. Cóż, niektórzy ludzie nigdy nie szaleją. Jakże przeraźliwie nudne muszą mieć życie.**
—
*Kolega mówił, że pełna wersja tego filmu znajduje się na xhamster, a scena z Dr Infinity jest około 53 minuty filmu. Nie linkujemy, bo to porządna strona i piszemy tylko o bezpieczeństwie.
**Charles Bukowski, Some People
Tekst powstał głównie dlatego, że w redakcji wszyscy lubimy książki. Inicjatorem napisania go był naczelny, jeden z czołowych polskich specjalistów ds. bezpieczeństwa, Adam Haertle. Osoby oburzone historiami o książkach na stronie o security mogą poczytać porządne, bezpieczniackie artykuły Adama.
Osoby, które cierpią na nadmiar książek w domu, mogą je nieodpłatnie przesłać potrzebującym dzięki akcji poczytajmi.pl. Fanpage akcji regularnie informuje o obdarowanych instytucjach.
Tag „parada oszustów” został użyty z braku lepszych pomysłów na tagi.
Komentarze
Nie umiał odróżnić dobra od zła i nie poszedł siedzieć. Zrobił coś złego, ale nie karajmy go. „Dobry plan”.
Kajetan P. zrobił coś dużo gorszego, ale zanosi się na uznanie go za niepoczytalnego, i prawdopodobnie uniknie przez to kary.
Wiem i to mnie właśnie martwi. Z resztą nie tylko on, najłatwiej jest zrobić z winnego wariata, albo skazać go, ale stwierdzić, że nie może odbyć kary, gdyż jest zbyt chory. Oczywiście, nie przeszkadza mu to wcale w prowadzeniu bujnego życia towarzyskiego. A potem wszyscy zdziwieni: No skąd się to zło bierze ? Na pewno z gier komputerowych.
Kajetan P. czy Kamil D.?
No nie do końca uniknie, bo zgnije w psychiatryku. Nie wyjdzie z niego do końca życia, mimo że rodzinka dobrze ustawiona (prokuratura) – od tak okrutnego zabójstwa nie da się wymigać, to za gruba sprawa. Nie wiem co gorsze, zgnić w mamrze czy u czubków?
A skad latwiej wyjsc za XX lat? Oczywiscie, ze od czubkow. Bo wystarczy kilka dobrych opini lekarskich.
Czy nie wyjdzie to się jeszcze okaże. „Czasu pobytu w zakładzie nie określa się z góry; sąd orzeka zwolnienie sprawcy, jeżeli jego dalsze pozostawanie w zakładzie nie jest konieczne.” Dlatego wybierany jest jako wygodna alternatywa dla wyroku. Co prawda w ciągu 5 lat od wyjścia może tam wrócić, ale najpierw trzebaby go znaleźć, a ma chłopak chęć do podróżowania co zresztą udowodnił.
Nie wyjdzie, jest absolutnym, całkowitym świrem.
Jest krystalicznym złem – mógłby być modelowym wariatem w podręczniku z psychiatrii lub psychologii klinicznej.
Te morderstwo to miało być jego samodoskonalenie. Po tym jak odciął kobiecie głowę, chciał jechać na pustynię do Afryki żeby się „duchowo rozwijać” – tak sobie psychol wymyślił.
Jest nie tylko wariatem, ale do tego jest niebezpieczny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie weźmie odpowiedzialności za wypuszczenie tego świra.
Nie chcę Cię martwić, ale jakby nie „Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób” kilku świrów już by wyszło. Także co do zasady masz rację, ale w tym kraju nie byłbym pewien czy komuś za kilka lat coś się nie odwidzi.
ten przykład świadczy tylko że niektórych oskarżonych można sądzić wcale a niektórych 10 razy za to samo przestępstwo
jeśli jesteś z układu, kasty, łapówki, wykorzystają twoje żółte papiery do tego by ukręcić sprawę, wsadzą na chwilę jak Kajetana, pooglądasz sobie telewizor pare miesięcy, posiedzisz w parku, po czym zwolnią cię z zakładu bo wyzdrowiałeś
jak będziesz spoza kasty wykorzystają żółte papiery by bezpodstawnie lub na podstawie pomówienia zamknąć cię w psychuszce na dożywocie lub sprać mózg tabletkami tak że po wyjściu nie będziesz potrafił włączyć komputera
> Nie wyjdzie
Nie wiadomo. Może wyjdzie, może nie, zależy to od opinii biegłych psychiatrów i decyzji sądu.
> jest niebezpieczny
Możliwe, ale to się może zmienić.
> Nikt przy zdrowych zmysłach nie weźmie
> odpowiedzialności za wypuszczenie tego świra.
Psychiatra wydając opinię nie bierze odpowiedzialności za przyszłe czyny pacjenta, tylko orzeka o stanie zdrowia psychicznego w danej chwili.
Co prawda niektórzy z biegłych próbują określać prawdopodobieństwo tego co pacjent zrobi czy nie zrobi w przyszłości, ale to wróżenie z fusów.
> jest absolutnym, całkowitym świrem.
Nie przeczytawszy opinii psychiatrów i psychologów w jego sprawie, nie można nic pewnego powiedzieć.
> Jest krystalicznym złem – mógłby być modelowym
> wariatem
Pomieszanie z poplątaniem. Słowa „zło” czy „dobro” tu nie pasują, bo to kategorie moralne. Psychiatria zajmuje się medycyną, a nie etyką działania.
> Nie wiem co gorsze, zgnić w mamrze czy u czubków?
Przyhamuj trochę. Chorzy w szpitalu psychiatrycznym to pacjenci, a nie czubki.
Dodam, że opieka psychiatryczna dla skazanych to fikcja. A tu przykład człowieka, który nie będąc zdrowym psychicznie zabił dwie bliskie osoby, a 4 lata później został wypuszczony ze szpitala. No, raczej nie na podstawie widzimisię sędziego. I wbrew powszechnej nagonce przychylam się do ostatniego wniosku: pacjenci, a nie czubki. Wymagający leczenia, a nie kary. https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C488669%2Cprokuratura-dzis-wniosek-o-areszt-wobec-50-latka-ktory-zabil-oskorowal
@all
Moi drodzy interlokutorzy i trolle, posłuchajcie: dobrze się Wam teoretyzuje, bo żyjecie pod kloszem, bezpieczni, z dala od przemocy. Takim jak Wy łatwo się teoretyzuje! Zawsze macie złote rady i zawsze wiecie jak należy postąpić. Jestem ciekaw, czy gdybyście weszli na domówkę gdzie ktoś znienacka wyskakuje z kosą, też byście sadzili te swoje mądrości… Sorry za szczerość, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – stare ale niestety, ciągle jare. Nie obrażam się na Was, jesteście po prostu nieświadomi realnego zagrożenia, nigdy go nie doświadczyliście, co najwyżej o nim piszecie albo się oń ocieracie…
Tak myśli Wasz Drogi Duży Pies, który nie obraża się na Was za wasze ograniczenia :)
Co do samych „lekarzy-psychiatrów”:
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=eksperyment+rosenhana
@Duży Pies:
nie masz zielonego pojęcia gdzie Twoi interlokutorzy byli, co widzieli, czego w życiu – na własnej skórze – doświadczyli, co im groziło i z jakich niebezpieczeństw wyszli. Z jakimi niebezpiecznymi ludźmi się zetknęli i czego z ich strony zaznali.
Więc przestań już się puszyć swoją policyjną profesją jako czymś niby unikalnym, bo na kilometr to śmierdzi kompleksem niższości. Mam nadzieję, że się mylę w tym przypuszczeniu – a jeżeli nie, to ufam że tak naprawdę nie służysz w policji, bo byś był jej zakałą – nawet jeżeli odnosiłbyś sukcesy w pracy.
Fiat iustitia, pereat mundus!
@howgh!
Thanks for all xD
Unsuccessful troll is unsuccessful http://img.myconfinedspace.com/wp-content/uploads/2009/09/Unsuccessful-Troll-Is-Unsuccessful-499×416.jpg
Problem polega na tym, że osoby, które większość czasu zachowują się normalnie traktujemy jako normalnych. To nie do końca tak. Jedyną szansą jest skanowanie mózgu, którego jednak się nie stosuje, albo stosuje, ale dopiero po uznaniu kogoś za winnego, czyli wtedy, kiedy już nic nie da się zrobić. Jest możliwe odróżnienie osoby ze skłonnościami do popełniania przestępstw od normalnego człowieka, jednak wymaga przedefiniowania pewnych pojęć i opieraniu się na faktach, nie domysłach.
Musimy oddzielić zawód od człowieka, ponieważ zarówno nauczyciel, ksiądz, listonosz czy menedżer może popełniać przestępstwo, ale skazując kogoś bierzemy pod uwagę nie jego czyny, tylko to kim jest, bo przecież wiadomo, że jeśli sędzia ukradł pieniądze to nie chciał, ale Sebuś spod sklepu to rasowy kryminalista.
Osoby zaburzone są zaburzone od dziecka, ale w Polsce nie można nikogo umieścić w zakładzie psychiatrycznym do momentu, kiedy nie popełni przestępstwa, a do tego zakłady nie są przystosowane do opieki nad osobami, którym tylko czasem odbija i chcą zabijać, ale większość czasu mają tylko na przykład skłonności do alkoholu, ale już bez wielkiej agresji. Z moich obserwacji wynika, że takie osoby jakiś czas przed popełnieniem przestępstwa zachowują się dziwnie, ale w tym momencie nie można nic zrobić. Badanie SPECT czy fMRI nie jest standardem, a ono mogłoby wykryć czy taka osoba rzeczywiście ma ochotę zrobić komuś krzywdę.
Tak więc chciałbym, żeby osoby które są złe, po prostu nie wyglądają na złych były w jakiś sposób nadzorowane i izolowane w razie potrzeby, niestety praktyka pokazuje, że całe rodziny stają za nimi murem kryjąc ich, wmawiając choroby psychiczne i w inny sposób umniejszając szkodom którym wyrządzili, niestety bez rewolucji w myśleniu społeczeństwa nic z tym problemem nie zrobimy.
Badaniem SPECT czy fMRI nie przekonasz sądu że dany człowiek jest nienormalny. Mam poważne wątpliwości co do diagnozy po tym badaniu. Jeśli dobrze śledzisz nauki matematyczno-przyrodnicze, to zapewne znasz zagadnienie „genu agresji” o którym rozpisywały się poważne tytuły naukowe (np. „Nature”, „Scientific American”). Po latach okazało się że go jednak nie ma, że nie można tego jednoznacznie sklasyfikować i dano sobie z tym spokój. Mózg jest megafascynujący, także dlatego że jest taki zaskakujący. Przeczytaj sobie „Płeć mózgu”, książka już mająca kilkanaście lat, ale jest ciekawa.
„Z moich obserwacji wynika, że takie osoby jakiś czas przed popełnieniem przestępstwa zachowują się dziwnie”
po fakcie każdy mądry
„Badanie SPECT czy fMRI nie jest standardem, a ono mogłoby wykryć czy taka osoba rzeczywiście ma ochotę zrobić komuś krzywdę”
skoro opierasz się na faktach a nie domysłach, to pewnie wrzucisz link do przynajmniej jednego badania na ten temat
Istnieje badanie, które jest opisane tutaj:
https://www.dw.com/en/scientists-find-brain-differences-in-pedophiles/a-16305968
Dotyczy pedofilów i stwierdza, że w ich mózgach aktywuje się ośrodek przyjemności, zamiast po prostu odpuścić. Różnice w pracy mózgu widać tutaj:
https://www.google.com/search?q=psychopath+vs+normal+brain&client=firefox-b-d&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjJ7tCW0N7jAhUz4KYKHfQeCnEQ_AUIESgB&biw=1920&bih=944
Tak więc owszem, można odróżnić od siebie mózgi, bo tam gdzie jeden mówi dość, tam drugi mówi zapraszam. Gdyby stworzyć bazę mózgów osób w różnym wieku z różnymi zaburzeniami wtedy nawet osoba niezorientowana w temacie byłaby w stanie odróżnić dwa obrazki.
Obecnie rentgen też jest standardem i nikt nie kłóci się, że jeśli na zdjęciu noga jest złamana to nie jest, bo nie wierzy w zdjęcie. Poza tym obraz można pokazać innemu lekarzowi po to, aby wydał inną opinię. W przypadku badań psychiatrycznych nie jest to już takie proste, bez ponownego badania pacjenta.
Kajetan P. nie zabił bez powodu, zabił na zlecenie. Kluczem jest MALTA i język którego tłumaczką była ofiara (nie włoski).
takiej teorii jeszcze nie słyszałem, ale pasowałby do https://en.wikipedia.org/wiki/The_Manchurian_Candidate
A jakiego języka tłumaczką była ta kobieta? Czy to nie na lekcję włoskiego oskarżony się z nią umówił?
I na czym polega w tej sprawie to drugie dno, o którym piszesz?
Nie ma drugiego dna, dałeś się wkręcić jak pierwszoklasista.
Kajetan to po prostu człowiek chory psychicznie.
A co jeśli to nie była choroba psychiczna, tylko on chciał świadomie popełnić to przestępstwo, chociaż teraz się tego wypiera i udaje, że nie pamięta ?
Przecież nie wiadomo, czy jest chory psychicznie, czy nie – wyrok z uzasadnieniem chyba jeszcze nie został ogłoszony?
Zresztą: nawet bycie chorym psychicznie nie oznacza od razu, że był częściowo lub całkowicie niepoczytalny w chwili popełnienia czynu. To głównie poczytalność próbują ustalić biegli psychiatrzy, bo ona ma zasadnicze znacznie dla sądu.
Do rozważania hipotezy „drugiego dna” potrzebne by były przynajmniej jakieś poszlaki.
W sumie, gdyby naczelny lubił orchidee czytalibysmy o cyberbezpieczenstwie i orchideach. A tak o niecyberprzestepstwach. Ciekawe skądinąd ze motywacje w cyber i niecyber sa dokladnie takie same.
Wpływające na siebie i łączące się ze sobą Forensic, IT Forensic, Security, CyberSecurity & HomelandSecurity to nieskończony, bezkresny ocean!
Właśnie czytam wydaną kilkanaście dni temu w Polsce „Kliknij tutaj, aby zabić wszystkich. Bezpieczeństwo i przetrwanie w hiperpołączonym świecie” (Bruce Schneier).
Nie ma się co rozpisywać, każdy bezpiecznik powinien książkę Schneiera przeczytać.
No i namówił ;)
Ale w recenzji wystarczyło by napisać „autor: B. Schneier”.
O, Bruce Schneiera nowa książka. To już wiem co będę czytać.
Nie wiem, czy lubi orchidee. Zapytam.
good job
Rewelacyjny artykuł. Gratuluje!
W tej 53minucie to rzeczywiscie jest scena zaskakująca…
Mówiłam!
No i wydało się, że p. Agnieszka Wesołowska jest kolegą – trzeba popracować nad OpSec ;-)
(„mówiłam” vs „kolega mówił”)
Mówiłam, bo oczywiście kolega mi mówił, to przecież logiczne!
„a jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka” ;-)
Tak będę zeznawać!
Wygląda na to, że w Polsce działają sataniści, praktykujący rytualne mordy, kanibalizm i podobne obrzędy.
Długi czas głośno było o skórze młodej kobiety, Katarzyny Zowady z Krakowa, fachowo wygarbowanej i ponoć używanej jako ubiór, następnie porzuconej w rzece.
https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/plaszcz-z-ludzkiej-skory-znalezli-w-wisle-przelom-w-sprawie-bestii,67,1417
Potem o zaginięciu innej młodej kobiety, Ewy Tylman, o co poejrzewano znanego jako satanistę i homoseksualistę jej kolegę.
W pobliżu mostu św. Rocha w Poznaniu, na którym Tylman została porwana, wyłowiono z Warty worki z kawałkami ciała mężczyzny.
https://natemat.pl/175429,szukali-ewy-tylman-znalezli-meska-dlon-i-trzy-ciala-wokol-nas-jest-wiecej-trupow-niz-moglibysmy-podejrzewac
W innym miejscu znaleziono odarte ze skóry ciało młodej kobiety.
To najbardziej nagłośnione przypadki ostatnich lat.
Kajetan Poznański wpisuje się w schemat.