Książki, biblioteki i stare, dobre porno, czyli jak kraść, to z pasją

dodał 27 lipca 2019 o 16:34 w kategorii Włamania  z tagami:
Książki, biblioteki i stare, dobre porno, czyli jak kraść, to z pasją

Kradzieży książek było wiele – i nie zawsze chodziło tylko o zapomniane podręczniki z osiedlowej biblioteki. Czasem książki były warte naprawdę sporo, tak jak np. Biblia Gutenberga. A historie ich złodziei bywają fascynujące.

Pod koniec maja 2019 Europol ogłosił, że dzięki współpracy z francuską policją oraz hiszpańską Guardia Civil udało się rozbić zorganizowaną grupę przestępczą wyspecjalizowaną w kradzieży map w archiwalnych zbiorach bibliotek w całej Europie. W wyniku jednoczesnego przeszukania sześciu lokalizacji we Francji i Hiszpanii zatrzymano trzech podejrzanych, zarekwirowano trzy samochody i 6 tys. euro w gotówce. Gang czytelniczy zdołał w krótkim czasie ukraść dobra warte wiele tysięcy euro.

Cisza w bibliotece

Na Z3S piszemy często o włamaniach do banków, masowych oszustwach i spektakularnych scamach. Czasami opisujemy historie, w których nie chodzi o genialne łamanie zabezpieczeń, tylko dlatego, że ich w ogóle nie ma. Podobnie było w przypadku bibliotecznych gangsterów, którzy w kilka miesięcy na przełomie 2018/2019 wynieśli z cichych bibliotek miejskich wartościowe przedmioty. Wpadli nie dzięki zabezpieczeniom, a czujności pracowników biblioteki w Awinionie, których zainteresowało zachowanie jednego z czytelników.

Złodziejami było trzech dżentelmenów około pięćdziesiątki, działających według jednego scenariusza. Do biblioteki wchodził poważnie wyglądający badacz, legitymujący się odpowiednimi dokumentami potwierdzającymi, że jest naukowcem. Wypożyczał do obejrzenia starodruk z mapami i udawał się w ciche miejsce, by z uwagą studiować zawartość księgi. W tym czasie ktoś inny hałasował w bibliotece, odciągając uwagę obsługi, a naukowiec po niedługim czasie wychodził, grzecznie zwracając dzieło. W podręcznej torbie wynosił wyciętą z książki ilustrację.

W ten sposób zniknęło z bibliotek przynajmniej pięć map oraz innych ilustracji, każda z nich mogła osiągnąć cenę około 20-25 tys. euro. Śledczy są pewni, że były to kradzieże na zlecenie i że istnieje czarny rynek dla takich druków.

Oszalały bibliotekarz

Imponującą kolekcję cennych książek znaleźć można w londyńskim Lambeth Palace, siedzibie arcybiskupa Canterbury. Stare księgi, solidne regały, namaszczona cisza – w tej scenerii w 2011 roku znaleziono zapieczętowaną kopertę z listem-testamentem, najwyraźniej podrzuconą chyłkiem wiele lat wcześniej.

Inwentaryzacje od początku lat 70. wskazywały braki w księgozbiorze, ale nikt właściwie nie oszacował ich skali. Na liście braków znajdowało się kilkadziesiąt pozycji. Tajemniczy list pozwolił odkryć w pewnym londyńskim domu znacznie więcej książek z tego zbioru. Pudła zawierające ponad 1000 tomów ze zbiorów trzech XVII-wiecznych arcybiskupów Canterbury – Johna Whitgift, Richarda Bancroft i George’a Abbota – tkwiły samotnie na prywatnym strychu, przysypane wieloletnim kurzem. Było wśród nich nawet pierwsze wydanie „Henryka IV” Szekspira, wyceniane na około 50 tys. funtów.

Jak mogło się stać, że zbiory Lambeth Palace zostały w niezauważony przez nikogo sposób tak zubożone? Podczas II Wojny Światowej część pałacu – ta, w której mieściła się duża część wczesnej kolekcji biblioteki – została zniszczona i od tamtej pory przyjęto, że jeśli brakuje jakiejś pozycji z katalogu, to oznacza, że przepadła ona na skutek pożaru. Według szacunków straty mogły dotyczyć 10 tys. pozycji. Tym trudniej było inwentaryzować zbiory, że w tym czasie znikła też część kart katalogowych.

http://www.lambethpalacelibrary.org/files/Library_Records.jpg

Około 1975 roku jeden z bibliotekarzy zorientował się, że pewna – stosunkowo niewielka – ilość braków może wynikać z innej niż wojenny pożar przyczyny. Powiadomiono Scotland Yard, policja przeprowadziła śledztwo, ale jedyne, co stwierdzono z całą pewnością, to braki. Nie było niczego, co wskazywałoby na ich przyczynę, żadne też cenne książki nie pojawiły się nigdzie w sprzedaży. Może ktoś wynosił je po jednym egzemplarzu? A może miał dostęp i wynosił po kilka lub kilkanaście?

Tajemnicę wyjaśnił dopiero podrzucony do biblioteki list, który zresztą przeleżał między książkami wiele lat, zanim go odkryto. W Palace pracował złodziej, opętany szczególną namiętnością do przedmiotów swojej pracy. Miał dostęp do najcenniejszych pozycji i wyniósł bez trudu te, które sobie upatrzył. Wycinał herby arcybiskupie z okładek, niektóre z opraw zniszczył trwale, jakby chciał je zastąpić nowymi, wywabiał z kart pieczęcie. Nie przeznaczył ksiąg na sprzedaż, nie wtajemniczył nikogo w swoje poczynania, rodzina bibliotekarza do końca pozostała w nieświadomości, że w jego domu skrywana była fortuna.

Choć być może nie działał aż tak ideowo – mrówcza praca pracowników biblioteki, w której porównywano dane z katalogów z różnych okresów istnienia zbiorów, pozwoliła stwierdzić, że części dzieł nadal brakuje. Czy zostały sprzedane? Komu? Pod koniec życia maniakalny bibliofil upchnął swoje zbiory pod dachem swojego domu, napisał list, podrzucił go – i odszedł na zawsze. Dziś około 10% odzyskanych książek zostało naprawionych, a 40% z nich zostało wpisanych do katalogu online biblioteki. Te, które oskalpowano z cennych opraw, prawdopodobnie nigdy więcej nie trafią do czytelników.

Gutenberg i porno

Biblia Gutenberga – święty Graal wszystkich kolekcjonerów książek. To pierwsza biblia drukowana, przepiękna księga, cudownie ilustrowana, pochodzi z połowy XV wieku. Wydrukowano jej być może około 180 sztuk, do dziś przetrwało ich – w całości bądź części – 49. W sierpniu 1969 roku z biblioteki Uniwersytetu Harvarda złodziej wyniósł jedną z takich kopii, bezcenną, ubezpieczoną na milion dolarów przepiękną Biblię.


By NYC Wanderer (Kevin Eng) – originally posted to Flickr as Gutenberg Bible, CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9914015

Kradzież przebiegła banalnie – złodziej spuścił się z dachu, wszedł po linie przez okno, które po prostu rozbił, wewnątrz stłukł szklaną pokrywę gabloty ekspozycyjnej i wyszedł niezatrzymywany tą samą drogą. Żadnych alarmów, świateł, strażników – cisza w bibliotece.

Księga okazała się wściekle ciężka (70 funtów, czyli ok. 32 kg) i przybysz nie dał rady wspiąć się z powrotem z tak ogromnym obciążeniem. Zmienił plan – zamiast wspinać się na dach, postanowił opuścić się na pusty dziedziniec. Problemem okazała się za krótka lina. Włamywacz powisiał jakiś czas w powietrzu, rozważając kolejne możliwości, po czym sznur nie wytrzymał obciążenia i złodziej zleciał z wysokości około 6 metrów na Biblię i na ziemię. Biblia wyszła z tego bez szwanku, mężczyzna plasnął niczym dojrzały pomidor. Nieprzytomny poleżał kolejne godziny, aż – wraz z plecakiem, łomem i Biblią opodal – znalazł go nocny stróż, zaniepokojony dźwiękami przypominającymi jęki. I to był koniec wielkiej kradzieży – dzieło wróciło do sali ekspozycyjnej, do nowej gabloty i lepszych zabezpieczeń, a Vido K. Aras, bo tak się nazywał delikwent, trafił do szpitala. I to byłby koniec historii, ale jednak nie jest. Ludzie pełni pasji, są warci tego, by opisać ich do samego końca.

Vida poskładano do kupy, a potem trafił najpierw na obserwację do zakładu psychiatrycznego, zaś stamtąd przed sąd. Jego wina nie podlegała wątpliwościom, chodziło o ustalenie wymiaru kary. I tu sąd uznał, że Vido Aras nie jest zdolny do odróżnienia dobra od zła i co za tym idzie – nie może odpowiadać za swój czyn. Lekarze psychiatrzy potwierdzili, że Vido dobrze zareagował na leczenie, a tenże obiecał, że wróci do szpitala na kontynuację terapii. Sąd zwolnił oskarżonego. Vido zniknął. Pojawił się 4 lata później – na castingach filmów dla dorosłych. Szalenie poważnie traktował swoją potencjalną pracę i przesłanie jakie miała nieść. Mówił, że kontroluje swoje ciało i swoją własną biologię, naprawdę jest dzięki temu szczęśliwy i może to przekazać innym. Po licznych złamaniach, będących wynikiem włamania, nie zostało śladu i Aras na przesłuchaniach układał swoje harmonijnie zbudowane ciało, by pokazać wyjątkową sztukę self-abuse. Aras miał całą teorię na temat nieskończoności i recyklingu siły życiowej, chciał, by również inni stawali się lepszymi ludźmi.

Aras, teraz o pseudonimie Dr Infinity, wystąpił m.in. w filmie Every Inch a Lady,* występując w stroju takim, jaki miał na sobie podczas kradzieży w Harvardzie, a następnie robiąc to, co uważał za swoją misję. „Kochany, będziesz gwiazdą” – jęknęła z fascynacją główna kobieca postać w tym filmie.

Vito Infinity Aras żył długie lata. Twierdził, że jego kradzież Biblii była aktem politycznym, a także performansem, anarchistycznym oświadczeniem, protestem. Twierdził, że Biblię chciał po prostu przeczytać i udostępnić innym. Twierdził, że stanie się Doktorem Infinity, było logiczną konsekwencją poszukiwania prawdy w życiu. Jest też możliwe, że gdy spadł, mocno poprzestawiało mu się w głowie, inaczej dalej zajmowałby się porządnym złodziejstwem, a my opisywalibyśmy proces doskonalenia jego rzemiosła. Cóż, niektórzy ludzie nigdy nie szaleją. Jakże przeraźliwie nudne muszą mieć życie.**

*Kolega mówił, że pełna wersja tego filmu znajduje się na xhamster, a scena z Dr Infinity jest około 53 minuty filmu. Nie linkujemy, bo to porządna strona i piszemy tylko o bezpieczeństwie.

**Charles Bukowski, Some People

Tekst powstał głównie dlatego, że w redakcji wszyscy lubimy książki. Inicjatorem napisania go był naczelny, jeden z czołowych polskich specjalistów ds. bezpieczeństwa, Adam Haertle. Osoby oburzone historiami o książkach na stronie o security mogą poczytać porządne, bezpieczniackie artykuły Adama.

Osoby, które cierpią na nadmiar książek w domu, mogą je nieodpłatnie przesłać potrzebującym dzięki akcji poczytajmi.pl. Fanpage akcji regularnie informuje o obdarowanych instytucjach.

Tag „parada oszustów” został użyty z braku lepszych pomysłów na tagi.