szukaj

16.07.2015 | 14:48

avatar

Adam Haertle

Lifehacking wysokich lotów czyli dożywotnie podróże lotnicze pierwszą klasą

Wyobraźcie sobie, że możecie polecieć gdziekolwiek, kiedykolwiek, zawsze pierwszą klasą i nie musicie za to płacić ani złotówki. To nie sen – na świecie jest kilkadziesiąt osób z takim złotym biletem a linia lotnicza, która go sprzedawała, pluje sobie w brodę.

Jako że nie samą elektroniką żyje człowiek, dzisiaj opowiemy Wam historię z kategorii lifehacking, czyli sposób ułatwiania lub uatrakcyjniania sobie życia. Naszym głównym bohaterem będzie nieograniczony, dożywotni bilet lotniczy pierwszej klasy.

Pomysł świetny, ale katastrofalny

Ogromna linia lotnicza American Airlines w roku 1981 wpadła na prosty pomysł jak poprawić swoją płynność finansową i zyskać zastrzyk kapitału. Zaczęła sprzedawać AAirpass, czyli odpowiednik lotniczego biletu miesięcznego. W jego najdroższym wariancie pozwalał on na dożywotnie, nieograniczone korzystanie z przelotów pierwszą klasą na wszystkich lotach tej linii. Bilet taki kosztował 250 tysięcy dolarów i można było do niego dokupić bilet dla osoby towarzyszącej za jedyne dodatkowe 150 tysięcy (biletów tego rodzaju nie ma już w sprzedaży od roku 2003).

Co prawda cena wydaje się dość wysoka, ale warto dodać, że posiadacze biletu mogli, zgodnie z regulaminem, zbierać w ten sposób mile oraz otrzymali również dożywotni przywilej korzystania z Admirals Club, czyli saloników VIP American Airlines oraz gwarancji odprawy bez kolejki. Mogli także dokonywać dowolnej liczby rezerwacji, nigdy nie płacili za ich anulowanie, nie ponosili także absolutnie żadnych kosztów w rodzaju opłaty lotniskowej, podatków czy innych pozycji tak lubianych przez linie lotnicze.

Gdy American Airlines wprowadzało ten produkt na rynek, firma myślała, że bilet kupią duże korporacje dla swoich szefów. Faktycznie, w gronie ok. 70 osób, które zdecydowały się na taki wydatek, był prezes Della i kilku znanych sportowców, ale trafili się także klienci, którzy potrafili szybko policzyć, że robią interes życia – kosztem linii lotniczej.

10 milionów mil? Cóż to dla mnie

Jeśli oglądaliście film W chmurach z Georgem Clooneyem w roli głównej, możecie pamiętać jak wielkim wydarzeniem było zebranie przez niego 10 milionów mil lotniczych. Takie liczby nie robiły wrażenia na posiadaczach złotych biletów – salda ich kont w systemach lojalnościowych przekraczały kilkakrotnie wynik bohatera granego przez Clooneya.

Mike Joyce kupił swój bilet w roku 1994 gdy otrzymał kilka milionów dolarów odszkodowania za wypadek samochodowy. W tym samym roku w ciągu 25 dni odbył 16 podróży z Chicago do Londynu. Skoro mógł lecieć za darmo, za darmo otrzymać posiłek i nocleg na wygodnym fotelu, to czemu nie skorzystać z okazji? Tylko jeden miesiąc jego podróży kosztował linie lotnicze ok. 125 tysięcy dolarów. Jak w wypowiedzi dla gazety podsumował to sam podróżny: „Kocham Rzym, kocham Sydney, kocham Ateny. Kocham też Vegas i San Francisco.”

Steven Rothstein, bankier inwestycyjny, kupił bilet w roku 1987 w celach służbowych, jednak szybko rozsmakował się w nieograniczonej możliwości podróżowania. Gdy jego znajoma wspomniała o nowej wystawie w Luwrze, Steven leciał po nią z Chicago do San Francisco i stamtąd do Paryża tylko po to, by zajrzeć do Luwru i tego samego dnia wyruszyć w drogę powrotną. Tylko w lipcu 2004 poleciał do Nowej Szkocji, Nowego Jorku, Miami, Londynu, Los Angeles, Maine, Denver i Fort Lauderdale – i to do niektórych miejsc więcej niż jeden raz. Jak udało mu się zaplanować te wszystkie podróże? Robił to za niego dedykowany agent linii lotniczej. Układał loty, rezerwował po kilka terminów naraz i w przypadku, gdy Steven leciał sam, rezerwował drugie miejsce obok na fałszywe nazwisko, by posiadacz złotego biletu miał jeszcze więcej przestrzeni do dyspozycji. W sumie Steven odbył ok. 10 tysięcy lotów, które kosztowały American Airlines ponad 20 milionów dolarów. W samym Tokio był 120 razy, 70 razy odwiedził Australię i 500 razy Wielka Brytanię. Zebrane 14 milionów mil rozdał napotkanym podróżnym w potrzebie.

Steven Rothstein i jego paszport

Steven Rothstein i jego paszport

Gdy inny klient firmy, broker obligacji Willard May stracił pracę, zaczął wozić ludzi za pieniądze jako swoich współpasażerów. W ten sposób przez wiele miesięcy zarabiał na życie. Jacques Vroom, kiedyś pracujący przy obsłudze zamówień z katalogów wysyłkowych, dzięki złotemu biletowi nigdy nie przegapił meczu swojego syna w szkolnej lidze na drugim końcu Stanów. Stewardzi rozpoznawali go na pokładzie i bez pytania przynosili jego ulubione kanapki z łososiem i lampkę szampana.

Czas spojrzeć na koszty firmy

American Airlines musiała być naprawdę bardzo dochodowa firmą, skoro dopiero w roku 2007 postanowiono przyjrzeć się kosztom generowanym przez złotych klientów. Specjalnie powołany departament kontroli zaczął szukać możliwych naruszeń zawartych umów, by wypowiedzieć je klientom generującym największe straty dla firmy. Problem polegał jednak na tym, że umowy były bardzo liberalne i nie zawierały prawie żadnych wykluczeń lub ograniczeń.

Rothstein i Vroom, dwaj najczęściej latający klienci, co roku kosztowali firmę ponad milion dolarów każdy w podatkach, opłatach lotniskowych i kosztach niesprzedanych biletów. Sam Rothstein w ciągu niespełna 4 lat zarezerwował podwójne bilety na 3009 lotów, z których anulował drugie miejsce w 2523 przypadków. Analiza jego rezerwacji wskazywała, że często podróżuje wspólnie z zupełnie przypadkowymi osobami. Najwyraźniej rezerwował drugie miejsce na wypadek, gdyby spotkał kogoś na lotnisku. Gdy nie trafiał na nikogo, kogo chciałby zabrać do pierwszej klasy, po prostu anulował bilet w ostatniej chwili. Linia lotnicza nie mogła go już sprzedać, lecz takie zachowanie nie było zakazane w umowie.

Z kolei Vroom podróżował praktycznie wyłącznie z przypadkowymi pasażerami, często latając do Japonii lub Europy i nawet nie zostając na miejscu na noc. American Airlines podejrzewały, że sprzedaje swoje drugie miejsce na wolnym rynku. Kilkakrotnie podejmowano próby nakłonienia jego współpasażerów do złożenia przeciwko niemu zeznań, jednak każdy obstawał przy tym, że podróż otrzymał w prezencie.

W roku 2008 linia American Airlines wypowiedziała umowy Rothsteinowi i Vroomowi oraz pozwała ich o poniesione straty. Obaj odpowiedzieli pozwami przeciwko firmie. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że Vroom regularnie otrzymywał czeki od osób, z którymi podróżował. Sam oskarżony twierdzi, że były to opłaty za usługi konsultingowe. Tak czy inaczej, sprzedawanie biletów czy anulowanie rezerwacji nie były nigdy zabronione w zawieranych umowach. Oba procesy zostały zawieszone w momencie, gdy linia lotnicza ogłosiła postępowanie układowe z wierzycielami. Postępowanie zostało już zamknięte, jednak nie znamy dalszego losu sprawy.

Rothsteinowi na pamiątkę zostały tylko zdjęcia z podróży i list od prezesa American Airlines, w którym zapewnia on, że firma przetrwa a umowa będzie zawsze honorowana. Wszystkim posiadaczom złotego biletu gratulujemy dobrej inwestycji.

Źródło: LA Times

Powrót

Komentarze

  • avatar
    2015.07.16 17:39 Adam

    Lepiej to by chyba tylko polak wymyślił… ;)

    Odpowiedz
  • avatar
    2015.07.16 18:49 nim

    Haha nie ma to jak ograć system :D

    Odpowiedz
  • avatar
    2015.07.16 18:52 Misi333k

    dziwi mnie że tylko 70 klientów, naprawdę bardzo smutne jest to, że umowy wypowiedziano, a skoro sprzedaż biletów nie była zabroniona to na jakiej podstawie wypowiedziano umowy, coś czuję że milionowe odszkodowania dotarły do owych panów lub jakaś modyfikacja umowy w celu zawarcia ugody :D

    Odpowiedz
    • avatar
      2015.07.17 11:06 Bocian

      no raczej nie dali się wy*uchać, może dogadali się jakoś polubownie lub wprowadzili aneksy do umowy. No cóż, tego nie wiemy :)

      Odpowiedz
  • avatar
    2015.07.20 14:19 Cmdr Costam

    „leciał po nią z Chicago do San Francisco i stamtąd do Paryża tylko po to, by zajrzeć do Luwru i tego samego dnia wyruszyć w drogę powrotną.”
    Nie latam tak wysoko jak ten Żyd z opowieści ale w taką bzdurę nie uwierzę do czasu wymyślenia czasoopóźniacza.

    Odpowiedz
    • avatar
      2015.07.20 15:02 Adam

      Czemu bzdurę? Tego samego dnia, którego dociera do Paryża, zdąży skoczyć do Luwru i wsiąść do powrotnego samolotu.

      Na upartego to zakładając dobrą kombinację lotów i w 24h może się wyrobić od wylotu z Chicago do wejścia na pokład lotu powrotnego. Przykład poniżej innymi liniami, ale pokazuje, że to wykonalne.
      ORD SFO 4,5h
      przesiadka 1h
      SFO CDG 11h
      CDG – Louvre 45 minut.
      Bilety do muzeum kupione wcześniej, 2h zwiedzanie
      Na lotnisku powiedzmy +45 minut w obie strony.
      Wylot powrotny 5h po przylocie.
      4,5+1+11+2*0,75+2+2*0,75 = 21,5h

      Loty Alaska 1158, AF83 i AF80 gdybyś chciał sprawdzać (https://www.kayak.pl/flights/CHI-SFO/2015-08-31/SFO-PAR/2015-08-31/PAR-SFO/2015-09-01/fd8ad56c88d07b04ecca671fac098725c)

      Odpowiedz
    • avatar
      2015.07.21 14:42 Jedre

      Żydek pewnie zaglądał do Luwru za pomocą TV w samolocie ;-)

      Odpowiedz
  • avatar
    2015.08.04 13:54 Glover

    Linie poskarżą się do Trybunału Praw Człowieka o nieludzkie traktowanie.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na literówkę lub inny błąd techniczny, zapraszamy do formularza kontaktowego. Reagujemy równie szybko.

Lifehacking wysokich lotów czyli dożywotnie podróże lotnicze pierwszą klasą

Komentarze