O wspaniałym superkomputerze Atlas i doktorze, który wiedział, jak go używać

dodał 18 czerwca 2019 o 20:19 w kategorii Info  z tagami:
O wspaniałym superkomputerze Atlas i doktorze, który wiedział, jak go używać

Złamać system – o tym marzy każdy bywalec kasyna. Gry karciane, ruletka, automaty – od dawna miliony graczy dokonują skomplikowanych obliczeń i szacunków, by rozbić bank. Mogą im w tym pomagać komputery. Ale nie muszą.

Gdy w 1933 faszyści doszli do władzy, Richard Jarecki miał dwa latka i jego rodzice chodzili z nim na spacery na świeżo założone Jasne Błonia. Papa Jarecki był dermatologiem, a mama pochodziła z zamożnej rodziny, stabilnie rozwijającej biznes żeglugowy. Pięknie, planowo rozwijający się Szczecin międzywojnia to było wymarzone miejsce dla wychowywania dziecka. Ale malutki Richard był Żydem, synem żydowskiego lekarza i żydowskiej dziedziczki, dlatego od 1933 życie zarówno jego, jak i jego młodszego braciszka stawało się coraz smutniejsze i biedniejsze. Tuż po wybuchu II wojny światowej rodzina Jareckich zdołała uniknąć internowania, wsiąść na statek i uciec przed prawie pewną zagładą.

Szczecin tuż przed wybuchem II WW, 1938. źródło: http://bip.um.szczecin.pl/chapter_50741.asp?soid=CD9A6E44789D4CC38B20DC4803B67799

W New Jersey Jareccy dalej wiedli swoje spokojne, mieszczańskie życie. Doktor Jarecki zarabiał dość, by utrzymać rodzinę i pokierować syna na ludzi. Nastoletni Richard charakteryzował się żywym umysłem i doskonałą pamięcią i ku zadowoleniu ojca wybrał się w odpowiednim czasie na studia medyczne. Pewne ciągotki do hazardu wszyscy uważali za niewinną rozrywkę młodzieńca. O ileż to odpowiedniejsze od biegania za dziewczętami, zwłaszcza jeśli przy okazji się wygrywa!

Odrobina szczęścia na co dzień

Remik, skat, brydżyk. Czasem mały pokerek. Zarówno rodzina, jak i znajomi wiedzieli, że Richard zawsze ma rękę do kart i bardzo rzadko przegrywa. Nie wydawał się grać zawodowo, ot, lubił czasem pośmiać się w towarzystwie i wygrać niewielkie pieniądze. Równolegle bez zarzutu spełniał swoje obowiązki synowskie, pilnie studiował i wyraźnie szykował się do przejęcia praktyki po ojcu. Nie trwonił pieniędzy. To, że z czasem zaczął pojawiać się w kasynach, wydawało się logicznym rozszerzeniem kręgu rozrywki.

Kasyna – zadymione, kiepsko oświetlone, przyciągające śmietankę towarzyską i graczy wciąż od nowa stawiających po raz ostatni. Richard Jarecki bywał w nich regularnie, obstawiał, czasem wygrywał, dużo rozmawiał i kibicował graczom. Zaczynał od bardzo małych stawek, potem obstawiał, powiedzmy, po 100 dolarów. W latach 50. taka suma to było niemało dla młodego lekarza.

Jarecki dokładnie dzielił swoje życie na dzienne i nocne, żadnego z tych elementów nie zaniedbując. Okazał się bardzo zdolnym lekarzem i miał prawdziwą pasję do nauki. Był doskonałym chirurgiem, ale nie chciał ograniczać się do dłubania w ludzkim ciele – robił badania i szukał możliwości rozwoju naukowego. Okazja, by rozwinąć karierę, trafiła się w połowie lat 60. Pojawiła się propozycja, by przenieść się do Niemiec (co za ironia losu), na uniwersytet w Heidelbergu i tam kontynuować studia. Richard właśnie ożenił się ze śliczną amerykańską pielęgniarką i mógł wraz żoną myśleć o ułożeniu sobie życia całkiem po swojemu, z dala od surowych rodziców. I bliżej kasyn.

Los każdego hazardzisty jest taki sam: najpierw gra o małe stawki i wygrywa, dość często. Zaczyna wierzyć w szczęście, w system i w wielką wygraną.

A potem dzieje się to, co znamy z literatury, filmów i życia – hazardzista, jak każdy uzależniony, zaczyna zbliżać się do dna.

Tyle że Jarecki nie był hazardzistą.

Superkomputer

Doskonały gracz, wygrywający w ruletkę w kasynach niemalże za każdym razem – Richard Jarecki – interesował współgraczy, managerów kasyn i wreszcie łaknących sensacji dziennikarzy. Porządny pan doktor wydawał się grać ryzykownie, pożyczał pieniądze – i wygrywał. Żeby grać o naprawdę duże stawki, pożyczył 25 tys. funtów od szwajcarskiego finansisty. Opłaciło się, na stole do ruletki w pół roku przemnożył tę kwotę 25-krotnie.

Po przeprowadzce do Niemiec zaczął grać w europejskich kasynach. Potem Europa zrobiła się dlań za ciasna – bywał i grywał tak samo chętnie w Stanach, Kanadzie i Australii. Grał o coraz wyższe stawki i sława wyprzedzała go. Kasyna lubią, gdy ich goście wygrywają wysoko, ale nie lubią, gdy robią to bez przerwy – można wtedy dostać zakaz wstępu. Tak też kilkakroć się stało i Jarecki musiał zmieniać miejsce gry.

Jak pan to robi?” pytali zdumieni dziennikarze. I dr Richard wreszcie zdradził im swoją tajemnicę. W latach 60. brzmiała niesamowicie, równie realnie jak „czary”: za sukcesem naukowca-hazardzisty stał superkomputer Atlas. Jarecki przekazywał do komputera dzienne wyniki ruletki i to komputer podawał mu, na jakie kolejne numery stawiać. Komputer był lepszy, niż mogli to sobie wymarzyć hazardziści, naukowcy i zapewne również pracownicy NASA – niemalże bezbłędnie wyliczał prawdopodobieństwo wygranej.

Sydney Herald, https://www.newspapers.com/

Na komputer nie było rady – Jarecki ogrywał wszystkie kasyna, do których zawitał. W sumie Jarecki zgromadził wygrane w kwocie około 1,25 mln dolarów (co dziś warte byłoby około 7-8 razy więcej). Włoski dziennik Il Giorno nazwał go najszczęśliwszym graczem na świecie, „chuderlawym naukowcem, który nie wygląda na hazardzistę„. Za sukcesem doktorka stał superkomputer i dyrektorzy kasyn mieli tylko nadzieję, że ta diabelska maszyna nie wpadnie w łapy innych graczy.

Komputer miał być dziełem naukowców z Uniwersytetu Londyńskiego. W latach 60. jednym z najpotężniejszych komputerów był CDC 6000. Chłodzony freonem, zbudowany z użyciem tranzystorów krzemowych, mógł wykonywać 3 mln operacji w sekundę. Kosztował około 8 mln dolarów.

A całego zysku z kasyn Jarecki miał mniej… Czy więc londyńscy naukowcy użyczali mu swojej maszyny w zamian za udział w zyskach z wygranych albo z sympatii dla kolegi-naukowca? Gdzie stał Atlas? Jak działał program, który tak genialnie potrafił liczyć wygrane numery? Na te pytania Jarecki nie odpowiadał.

By Hullie – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2514283

Statystyka, głupcze

Przeciętny hazardzista gra, bo chce pokonać los, pokazać, że jest mądrzejszy i ma więcej szczęścia. Richard Jarecki dość szybko zorientował się, że każda gra to czysta statystyka i wystarczy zmysł obserwacyjny i dobra pamięć, by wygrać choćby w brydża. Pierwsze wizyty w kasynie, gdzie w zadymionym powietrzu falowały muzyka, emocje i marzenia, pozwoliły zobaczyć osobie ze spokojnym analitycznym umysłem coś, czego nie dostrzegł wcześniej prawie nikt – że pozornie o wiele bardziej przypadkowa gra ma o wiele łatwiejszy do przewidzenia wynik niż gry karciane. Dla kogoś z elastyczną pamięcią i bystrym okiem w kasynie nie chodziło o szczęście, emocje czy wygraną. Jarecki szedł do kasyna po prostu po to, by zarobić. Zarobić na wadliwym systemie.

Pierwszym znanym graczem, który tak właśnie zarabiał na ruletce był Joseph Jagger, angielski inżynier. W 1873 roku w Beaux Arts Casino w Monte Carlo wygrał fortunę, która dziś byłaby warta około 7 mln funtów. Jarecki, tak jak wcześniej Jagger, zrozumiał, że stół do ruletki to po prostu sprzęt, który się niszczy, a to sprawia, że koło gry nie jest nieprzewidywalnym mechanizmem. Gracze na ogół skupiają się na statystykach gry – na bieżąco podawanych przez kasyna – by określić prawdopodobieństwo wypadnięcia kolejnego numeru. Jarecki, tak jak wcześniej Jagger, zrozumiał, że numery mówią po prostu o tym, w którym miejscu koło jest wykrzywione, uszkodzone, wypaczone. Koła ruletki nie są niezniszczalne. Z czasem pojawiają się na nich mikrouszkodzenia, niewidoczne gołym okiem, a już na pewno nie dla graczy, nie w zadymionej (dziś w kasynach się nie pali, ale kiedyś… to były czasy!) sali, wśród emocji, hałasu i pięknych kobiet.

Czasami ciężko się skoncentrować.

Zresztą nie wystarczy koncentracja. Potrzeba cierpliwości, doskonałej pamięci, czasu. Niezbędne jest rejestrowanie dużej liczby obrotów koła – tym więcej, im precyzyjniejsza ma być statystyka. Ustalanie dominującego koloru jest łatwiejsze niż preferowanej sekcji, sekcji – prostsze niż numeru, zaś numer wymaga wielu godzin obserwacji. Po kilku godzinach widać, czy koło faworyzuje grupę kolejnych numerów, np. sekcję 33-1-20-14-31-9. Fachowcy twierdzą, że czas obserwacji, który jest wymagany do wyciągnięcia prawidłowych wniosków to 8 do 12 godzin. Wybranie konkretnego numeru, który jest jest faworyzowany przez koło, to kwestia czasu dziesięciokrotnie dłuższego – 5 tys. obrotów i do 120 godzin. Cierpliwości i powodzenia.

Wyniki obserwacji można analizować tak, jak pisano w gazetach o Jareckim – komputerowo.

Tyle że Richard Jarecki, z pomocą żony, uważnej obserwatorki, która z rzadka sama trudniła się grą, zbierał i analizował te wyniki sam. Analogowo. Tzn. sam wszystko liczył i szacował. Koszt zakupu komputera w jego głowie – zero milionów dolarów.

Jarecki od początku swojej działalności wszystkie obserwacje i analizy prowadził wyposażony w parę niezbyt sprawnych oczu (miał wadę wzroku od wczesnych lat, nosił okulary) i mózg. Równie dobrą obserwatorką była Carol Fuhse Jarecki. To, co jej mąż mówił w wywiadach, np. dla Sydney Herald, nie było prawdą: „Eksperymentowałem, dopóki nie miałem zarysu systemu opartego na poprzednich zwycięskich liczbach. Gdy liczby 1, 2 i 3 wygrały 3 ostatnie rundy, typuję, jakie liczby najprawdopodobniej wygrają następne 3”.

Jarecki kochał ruletkę, kasyna i gry, ale na swój sposób hazard w tradycyjnym znaczeniu tego słowa był mu obojętny. Jako naukowiec zarabiał dość, by utrzymać rodzinę i wykształcić dzieci. I gdy do powszechnego użytku weszły komputery, w dalszym ciągu swoje analizy wykonywał sam – bo naprawdę kochał to uczucie, gdy nad maszynami i systemem zwycięża siła ludzkiego umysłu.

Jarecki żył 86 lat, nie przestając robić tego, co tak bardzo go cieszyło, do 2018 roku. Ostatnie 20 lat życia spędził w Manili, na Filipinach. Żona twierdziła, że atmosfera tamtejszych kasyn była dlań przyjemniejsza, bez tłumów irytujących Amerykanów. Cała jego rodzina, dzieci i ich dzieci żyją zasobnie i w spokoju, zabezpieczeni na lata. Syn lubi grać w szachy, w kasynach nie bywa.