Według badania przeprowadzonego przez konkurencję Google – DuckDuckGo – koncern z Mountain View personalizuje listę wyników wyszukiwania nawet wtedy, gdy przeglądasz internet w trybie incognito.
Bańka filtrująca i informacyjna
Nie jest wielką tajemnicą, że Google gromadzi nasze dane, aby – jak komunikuje nam na każdym kroku firma – ułatwić i polepszyć korzystanie ze swoich produktów. Najpopularniejszą usługą amerykańskiego giganta jest wyszukiwarka Google. Kiedy użytkownik rozpocznie proces wyszukiwania, odpowiedzi, które otrzyma, zostaną ściśle spersonalizowane w oparciu o jego profil, utworzony m.in. dzięki danym geolokalizacyjnym, zainteresowaniom, pochodzeniu, dacie urodzenia, płci. To wszystko dane, które zostawiamy w sieci – cała masa informacji składająca się na nasze równoległe, cyfrowe tożsamości.
Wykorzystanie profilowania przez dostawców usług internetowych, co prawda, zwiększyło naszą wygodę poruszania się po internecie, przyczyniło się jednak również do powstania zjawisk oddziałujących negatywnie na użytkowników i społeczeństwo – na przykład baniek filtrujących. Termin ten został stworzony mniej więcej w 2010 roku przez internetowego aktywistę Eliego Parisera, który w swojej książce zatytułowanej The Filter Bubble: What the Internet Is Hiding from You wskazał, że internauci mają coraz mniejszy kontakt z konfliktogennym punktem widzenia w wynikach wyszukiwania oraz są izolowani intelektualnie wewnątrz swojej własnej bańki informacyjnej.
Jako przykład Pariser podał zapytanie “BP” (British Petroleum), które jednemu użytkownikowi dostarczało informacje dotyczące wyników finansowych i inwestycji tego brytyjskiego koncernu naftowego, natomiast inny internauta otrzymywał głównie informacje dotyczące katastrofy ekologicznej w wyniku wycieku ropy naftowej na platformie wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej.
Wspomniany przykład bańki filtrującej uniemożliwia odkrywanie nowych rzeczy, gdyż obie te osoby korzystają w teorii z wolnego dostępu do internetu, jednak otrzymują rażąco różne wyniki wyszukiwania. W takim znaczeniu działania filtrujące są niejako sprzeczne z samym „duchem internetu”, który w zamyśle został stworzony jako otwarta platforma, dostępna dla wszystkich, nieposiadająca żadnych sztucznych podziałów.
Według DuckDuckGo istnieją różne metody, aby wydostać się z tej szkodliwej bańki filtrującej, jednak – jak się okazuje – najbardziej popularne sposoby nie zawsze działają tak, jak powinny.
DuckDuckGo idzie na wojnę z Google
Najpopularniejszą metodą stosowaną przez użytkowników, aby wydostać się z bańki informacyjnej, jest uprzednie wylogowanie się z konta Google lub otwarcie prywatnego okna przeglądarki (trybu incognito).
Jak wynika jednak z badania przeprowadzonego przez DuckDuckGo, obie te metody nie są do końca skuteczne i nadal – zdaniem twórców konkurencyjnej wyszukiwarki – pozwalają na pewne personalizowanie wyników wyszukiwania dla konkretnego użytkownika.
Po otwarciu okna w trybie incognito w przeglądarce Google Chrome wyświetlane są następujące informacje:
Chrome nie będzie zapisywać:
- Twojej historii przeglądania;
- plików cookie i danych ze stron internetowych;
- informacji, które wpisujesz w formularzach;
przy czym niżej zawarto ostrzeżenie, iż:
Twoja aktywność może być nadal widoczna dla:
- stron internetowych, które odwiedzasz;
- Twojego pracodawcy lub Twojej szkoły;
- dostawcy usług internetowych.
Według DuckDuckGo zapewnienia firmy Google mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prywatny tryb przeglądania oraz wylogowanie się z usług Google stanowią bardzo małą ochronę przed bańką filtrującą.
Takie taktyki po prostu nie zapewniają anonimowości, jakiej oczekuje większość osób. W rzeczywistości nie jest po prostu możliwe, aby korzystać z wyszukiwarki Google i uniknąć bańki filtrującej – oceniają przedstawiciele DuckDuckGo.
Wyniki badania
W celu zbadania problemu filtrowania treści przeprowadzono badanie, w którym uczestnicy otrzymali zupełnie różne wyniki wyszukiwania w przypadku trzech – dzielących społeczeństwo amerykańskie – tematów: “kontrola broni”, “imigracja” i “szczepienia”. W badaniu brano pod uwagę treść wyników organicznych, infoboksy: “najważniejsze artykuły” oraz “wideo”.
Okazało się, że użytkownicy z różnych miejscowości na terytorium Stanów Zjednoczonych otrzymywali unikalnie sprofilowane wyniki wyszukiwania, które różniły się od siebie głównie kolejnością wyświetlania. Jest to na pozór drobna sprawa, jednak – jak podkreślają autorzy badania – ma ona istotne znaczenie. Link, który wyświetla się na samej górze, ma zazwyczaj dwukrotnie więcej kliknięć niż ten znajdujący się pod nim, następnie trzeci ma o połowę mniej niż drugi itd. Innymi słowy, kolejność linków ma duże znaczenie, ponieważ ludzie mają tendencję do wybierania najwyżej znajdujących się linków, nie tych, które są na dalszych pozycjach (nie mówiąc już o kolejnych stronach).
Poniższy wykres ilustruje przedstawiony problem:
Jak się okazało, wyniki dla 87 osób zlokalizowanych w różnych miejscach w USA były zgoła odmienne. Uczestnicy badania zobaczyli 19 domen, które były wyświetlane w 31 różnych kombinacjach.
Zebrane podczas badania dane wskazują, że różnica pomiędzy wynikami wyszukiwania w środowisku standardowym (zalogowanym) a prywatnym (po wylogowaniu) dotyczy zazwyczaj jednej lub dwóch domen. Natomiast różnica między osobami korzystającymi z trybu incognito dotyczyła od trzech (w przypadku hasła “kontrola broni”) do pięciu (dla frazy “szczepienia”) domen w wynikach wyszukiwania. Wskazuje to na bardzo dużą personalizację osób korzystających z prywatnego przeglądania, chociaż – jak wskazuje badanie – nie jest do końca jasne, dlaczego tak się dzieje oraz jaki ma to wpływ na zachowanie użytkowników.
Według przedstawicieli DuckDuckGo rozbieżności w wynikach “nie można wytłumaczyć zmianami w lokalizacji (danego użytkownika – red.), czasem wyszukiwania, zalogowaniem do usług Google ani testowaniem nowego algorytmu wyszukiwania na małej grupie osób”.
Problem bańki filtrującej ujawnia się w przypadku najbardziej kontrowersyjnych i dzielących społeczeństwo tematów, takich jak szczepienia, dostęp do broni czy tematyka imigrantów. Wyszukiwarka zamiast oferować bardziej zniuansowane opinie będzie uwydatniać artykuły i strony internetowe, które tylko potwierdzają przekonania danego użytkownika, tym samym nie dając mu możliwości skonfrontowania swoich tez z innymi osobami czy też poznania innego punktu widzenia.
Dla przykładu, jeśli dana osoba jest zwolennikiem teorii spiskowych, wierzy, że ziemia jest płaska lub jest przekonana, iż imigracja stanowi obecnie największe zagrożenie, wyniki jego wyszukiwań będą wspierały takie przekonanie. Innymi słowy, rola otwartej na świat wyszukiwarki sprowadzać się będzie do tego, co zwykło się mówić czasami w przypadku politycznej prasy drukowanej – “przekonywanie już przekonanych”.
W dłuższej perspektywie czasowej może się okazać, że to algorytmy i formuły matematyczne bardziej niż nasza “wolna wola” będą odpowiadały za to, w jaki sposób poznajemy świat i uczymy się. Taki schemat może doprowadzić do uprzedzeń poznawczych, szczególnie w odniesieniu do innych nacji czy grup społecznych. Według badaczy zajmujących się tematyką prywatności bańka filtrująca, która jest obecna również na Facebooku, doprowadziła do podziału amerykańskich wyborców w 2016 r., promując treści sprzyjające Donaldowi Trumpowi, a także do opowiedzenia się Brytyjczyków za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Google jest jednak przeciwnego zdania.
Google wszystkiemu zaprzecza
Po opublikowaniu badania w sieci pojawiło się wiele negatywnych komentarzy i oskarżeń kierowanych w stronę Google, które już w przeszłości było oskarżane o śledzenie swoich użytkowników lub czytanie prywatnej korespondencji w Gmailu.
Do sprawy odniósł się jeden z przedstawicieli Google, Danny Sullivan, zarządzającym kontem na Twitterze o nazwie Google Search Liaison. Normalnie służy ono do komunikacji i wyjaśniania użytkownikom, w jaki sposób działa wyszukiwarka Google, teraz jednak posłużyło do odparcia ataku i ustosunkowania się do całej sprawy.
Przez lata rozwijał się mit, że Google Search personalizuje tak bardzo, że dla tego samego zapytania różne osoby mogą uzyskać znacząco różne wyniki wyszukiwania. Tak nie jest. Wyniki mogą się różnić od siebie, ale zazwyczaj nie są spowodowane personalizacją – napisał w odpowiedzi na badanie DuckDuckGo Sullivan.
W serii kolejnych tweetów Sullivan zaznaczył, że personalizacja nie jest sama w sobie tak ważna i że istnieją różne sposoby, aby uniemożliwić Google korzystanie z danych o użytkownikach. Każdy, kto nie chce mieć spersonalizowanych wyników wyszukiwania opartych na aktywności konta, może ją wyłączyć za pomocą ustawień dostępnych w (zakładce – red.) “Aktywność w internecie i aplikacjach” – wyjaśnił Sullivan.
Według niego bańka informacyjna ma w pewnym sensie pozytywny efekt, opierający się na dostosowania wyników wyszukiwania pod konkretnego użytkownika.
Przywołał przy tej okazji przykład amerykańskich użytkowników, którzy wpisując frazę “piłka nożna”, niekoniecznie chcą ujrzeć wyniki meczów z angielskiej Premier League (oraz vice versa, Brytyjczycy raczej nie chcieliby się dowiedzieć, jak poradziła sobie drużyna Los Angeles Galaxy). Podobnie jak po wpisaniu słowa “zoo” użytkownicy – w większości – chcą dowiedzieć się, gdzie można znaleźć ten obiekt najbliżej swojego miejsca zamieszkania.
Sullivan zwrócił również uwagę na sprzęt, z którego korzystają użytkownicy, wpisując frazy w wyszukiwarce Google. Według niego wyniki mogą się nieco różnić, jeśli użytkownik korzysta ze smartfona, gdyż Google preferuje strony internetowe, które ładują się szybciej i są lepiej dostosowane do urządzeń mobilnych. Ważnym czynnikiem – przy doborze strony – jest także treść samej witryny, która musi być tak samo dobra lub lepsza niż wersja na desktopy.
Alternatywy?
Część z osób szuka alternatywy dla Google czy nawet DuckDuckGo w obliczu amerykańskiej dominacji na rynku wyszukiwarek. Na rynku znajduje się kilka europejskich alternatyw takich jak: brytyjska wyszukiwarka Mojeek, niemiecki Unbubble czy francuski Qwant zyskujący w ostatnim czasie na popularności.
W zeszłym miesiącu francuski rząd zapowiedział, że przestanie korzystać z rozwiązań firmy Google na rzecz rodzimej wyszukiwarki Qwant. Jak zaznaczono, decyzja została podjęta w ramach starań o odzyskanie europejskiego bezpieczeństwa i suwerenności cyfrowej.
Wspomniany termin suwerenności cyfrowej jest stosunkowo nowym pojęciem i można go mniej więcej opisać jako dążenie kraju do odzyskania kontroli nad własnymi danymi oraz danymi swoich obywateli. Jest to szczególnie ważne w przypadku sektora wojskowego i wiąże się z dążeniem państwa do rozwijania zdolności ofensywnych i defensywnych w zakresie cyberbezpieczeństwa bez uciekania się do stosowania technologii cyfrowych tworzonych za granicami państwa. Oprócz tego istnieje aspekt gospodarczy, który sprowadza się do sprawniejszego niż w przypadku podmiotów amerykańskich opodatkowania rodzimych firm i czerpania z nich przychodów do budżetu państwa.
Komentarze
Ba, jeszcze gorzej. Chrome też sprawdza to, co się przeglądało na incognito i prześle m.in. Facebookowi. Ciekawe efekty osiąga się z Allegro – odrzucając „okienko RODO” dostajemy reklamy losowych przedmiotów na portalu. Oczywiście jak je potwierdzimy, to „dziwnym trafem” dostajemy reklamy ostatnich rzeczy, które przegladaliśmy :)
Kiedyś nawet był błąd, że historia incognito była zapisywana jako osobna historia, niedostepna z poziomu sprawdzania historii (ale pewnie w bazie SQLite, nie sprawdzałem) i nawet między rebootami komputera wyszukiwarka podpowiadała adres strony, która była odwiedzona w incognito (ale nie w normalnym Chromie) :)
To raczej ankieta oparta na ochotnikach, niż rzetelne badanie. Nie lubię być adwokatem diabła, ale wnioski są dość pochopne, pominięto:
1. profilowanie po IP
2. fakt, że wyniki są generalnie podobne https://spreadprivacy.com/content/images/2018/11/domain-occurrences-2.png
3. różni ISP to różne instancje google cache
4. kilka wyników odstaje istotnie, ale to może być test A/B na ~10% userów
Z ciekawości uruchomiłem tryb prywatny w Chromium, stronę duckduckgo i wpisałem „gun control”. Następnie, po paru sekundach zrobiłem to samo bez trybu prywatnego. Wyniki również nie są identyczne – zamienione pozycje 9 i 10. Dodatkowo wpisałem tę frazę w wyszukiwarkę w Firefox, gdzie mam podpięte DDG i… jeszcze większe różnice, w tym zupełnie inne domeny.
Odzyskanie suwerenności cyfrowej? Dobre żarty. Pogadamy o tym, jak będziemy produkowali własne procesory x86/x64/arm… ale nie, ważniejsza jest regulacja tych „innych”.
Może na początek kup sobie na allegro GRM i używaj raz dziennie zaraz po przebudzeniu.
Ps.
Polskie procesory byłby tak samo świetne jak polskie samochody.
Nie musza byc „polskie”.Wystarczy bysmy posiadali zdolnosc potwierdzenia ze na krzemowym waflu znajduje sie dokladnie to co w dokumentacji core a jakikolwiek mikrokod wykonywany w krzemie podlegal rowniez testom na integralnosc. Oczywiscie w obecnych realiach to bardziej sfera strategicznych sojuszy niz realnych mozliwosci
„bysmy posiadali zdolnosc potwierdzenia” – to znaczy kto? Ty, ja czy Yeti zwany przez niektórych państwem.
Załóż firmę, stwórz sobie taki procesor lub wynegocjuj produkcję takowego. W każdym innym przypadku pokazujesz światu jak naiwny jesteś wierząc, że państwo dba o ciebie i o twoją prywatność.
Dotknales sedna sprawy. Nie majac tego o czym piszesz, w obszarach naprawde istotnych, mamy tylko mniej lub bardziej uzasadnione poczucie bezpieczenstwa czy suwerennosci.
Mógłbyś rozwinać akronim GRM?
GRM – Gumowy Restarter Mózgu. Budową i działaniem przypomina gumowy młotek brukarski, którym można GRM zastąpić.
Niekoniecznie „polskie” ale choćby „europejskie”. Jak na razie EU zajmuje się tylko „regulowaniem” zagranicznych producentów… tzn próbami owego „regulowania”
Na kąśliwy komentarz o „polskih procesorach” odpowiem choćby przykładem K-202. To, że potem zarówno władze PRL jak i RP niespecjalnie kładły na to nacisk, to już inna bajka.
DuckDuckGO to niech się lepiej nie wypowiada na temat anonimowości i wolnym dostępie do danych. Czemu?
1. Ich silnik jest gorszy od… Binga! Co już jest swoistym wyczynem.
2. Google cenzuruje linki np. do nielegalnych plików video z filmami kinowymi, ale jednak można dalej wejść do zgłoszenia i znaleźć link jak ktoś bardzo chce, Bing ma taką politykę, że nielegalnych filmików albo nie blokuje, albo przesuwa na dalsze pozycje, a DuckDuckGO zwyczajnie blokuje wszystko.
3. DuckDuckGO poszło w stronę wykorzystywania najpopularniejszych serwisów, czyli większość wyników ogranicza się do Slacka i Wiki, znalezienie czegoś, czego nie można zdefiniować konkretnie (czyli np. „czasem monitor mi gaśnie, ale jak w niego uderzę, to się zaświeca”), to można szukać do usranej śmierci, ale już „Maria Skłodowska” jest pierwszym wynikiem do wiki, a drugim do biografii. Dlatego np. studentom lepiej korzystać z DuckDuckGO niż z innych wyszukiwarek, ale już administratorom klepiącym skrypty w bashu, nie.
4. Nie wiem jak teraz, ale od DuckDuckGO najbardziej mnie odstraszyło to, że szukają na siłę sformułowań użytych w zapytaniu w linkach bądź dokładnie takich w treści. Jak to kiedyś ktoś powiedział „wal się” można powiedzieć na 6 miliardów sposobów, jeżeli wyszukiwarka nie jest na tyle sprytna, by kombinować z synonimami bądź szukać pojedynczych słów w treści pod odpowiednim kątem, to w zasadzie nigdy nie znajdziemy tego, czego szukamy, bo bariera językowa, forma której używamy, będzie stwarzała problemy, zwłaszcza, że wiele problemów rozwiązuje się podobnie. Dlatego Google głównie skupia się na forach i społecznościach, pierwsze tryliard wyników jest z Reddita, a w Polsce z elektrody, DuckDuckGO prowadzi najpierw do helpa producenta (a wszyscy wiemy, jak support wygląda w praktyce). No chyba, że się coś zmieniło w tej materii?
Wystarczy na końcu zapytania w DDG dodać !g i już pyta twoją ulubioną wyszukiwarkę czyli Google.
Korzystam z DDG od kilku miesięcy po którymś z rzędu doniesieniu o praktykach Google. Mam też dość tego cichego wyciągania informacji o mnie i szukam alternatyw gdzie się da. Nie mam żadnych problemów z DDG. Znajduję czego chcę. Sami tworzymy sobie monopolistów, a potem narzekamy, że nie mamy alternatyw.
Tylko jak muszę odpytywać google przez DDG to po co mi DDG? Jak chce się przejechać rowerem, to po co najpierw mam jechać samochodem?
Poza tym, częsciej korzystam z Binga, niż z Google. Bing ma swoje plusy w moich zastosowaniach ;) (co nie zmienia faktu, że jest fatalny)
„Tylko jak muszę odpytywać google przez DDG to po co mi DDG? Jak chce się przejechać rowerem, to po co najpierw mam jechać samochodem?”
Tak przykładowo: po to żeby dojechać w ładniejszą okolicę, do której rowerem jechałbyś kilka godzin.
Pamiętajmy, że DuckDuckGo jednak *ZAPISUJE* treści wszystkich wyszukiwań. Twierdzi, że nie zapisuje adresów IP ani useragentów, ale już treść wyszukiwania może zdradzać o człowieku bardzo dużo.
Źródło: https://duckduckgo.com/privacy#s4
„We also save searches, but again, not in a personally identifiable way, as we do not store IP addresses or unique User agent strings. We use aggregate, non-personal search data to improve things like misspellings.”
i wszystko działa na serwerach Amazona który otrzymał 600 milionów dolarów finansowania od CIA
No to trzeba sobie wyłączyć Internet i już po kłopocie. Masz napisane co zbierają i po co, i że nie jest to połączone z Tobą. To chyba naturalne, że wyszukiwarka będzie zapamiętywała co jest najbardziej poszukiwane, choćby po to, żeby szybciej te dane serwować. Potem byłby lament, że to wszystko taaaak wooooolno działa, a w Google to piorunem idzie.
Ja nikomu nie bronię używać czego chce, i taki „dd” chce dalej używać Google to kto mu broni. To !g jest po to, żebyś nie narzekał jak ci DuckDuckGo wyrzuci za mało linków (mi nie wyrzuca za mało). Nie trzeba wtedy zmieniać domyślnej wyszukiwarki czy wchodzić na stronę danej wyszukiwarki, tylko dodać ten skrót. Po prostu dla wygody. Wtedy przekaże zapytanie do Google, ale bez twoich danych, które z marszu zbiera Google.
Odnośnie Twojego punktu 4):
To…jest właśnie kwintesencja wyszukiwania! DDG nie „szuka na siłę” wyrażeń zawartych w Twoich wyszukiwaniach, tylko po prostu ich szuka, podaje Ci strony gdzie padła fraza, którą próbujesz wyszukać i na tym właśnie polega wyszukiwanie organiczne.
Np. na tym filmie https://www.youtube.com/watch?v=SrsCEbi5N7Y jest podany przykład wyszukiwania zapytania „is climat change a hoax”, gdzie google serwuje Ci linki ze strony NASA i innych w sumie wiarygodnych źródeł, jednak w żadnym z nich nie pada wyrażenie IS CLIMAT CHANGE A HOAX, tym samym lansując „swoje” strony, które najprawdopodobniej pakują grube dolary, żeby znaleźć się na szczycie listy. DDG podaje Ci strony, gdzie faktycznie pada tak skonstruowane zdanie.
Jak możesz mieć pretensje, że wyszukiwarka szuka dokładnie tych słów, które próbujesz wyszukać? xD
Czytanie ze zrozumieniem rzecz trudna w dzisiejszych czasach.
Jaka jest różnica:
1. Jeżeli klikam start wyrzuca bluescreen.
2. Wyrzuca mi blue screen gdy wcisnę start.
3. Bluce screen po wciśnięciu startu pojawia się.
4. Pojawia się po wciśnięciu start bluescreen.
Co muszę wpisać w wyszukiwarkę, żeby znaleźć rozwiązanie problemu? Google i Bing skupiając się na społecznościach i operując synonimami mogą cię nakierować na strony z podobnymi frazami, co może naprowadzić cię na podobny problem z podobnym rozwiązaniem. Którą wersję mam wpisać w DDG żeby znaleźć cokolwiek? 1.? 3.? Czy jak znajdzie słowo „bluescreen” to połączy to ze „start” albo z np. interfacem Metro? Bo ilość przypadków, z których Win wywala bluescreen to jest nieskończona ilość.
Jakbyś poćwiczył czytanie ze zrozumieniem zrozumiałbyś, że wyraźnie napisałem – DDG bardzo dobrze radzi sobie z wyrażeniami konkretnymi (wchodzisz, wpisujesz „DVD” i masz najbardziej rzetelne, konkretne informacje), ale w momencie kiedy szukasz czegoś, co nie jest KONKRETNE, nie da się tego sprecyzować, a jednak cholera – trzeba znaleźć (zwłaszcza w języku angielskim, gdzie u nas jednak ta liczba synonimów i możliwości kombinacji zdań jest skończona – a po angielsku? Szkot napisze jedno zdanie na milion różnych sposobów od Brytola, a Amerykanin „ya writin right” to już w ogóle…), to nie ma wyboru gorszego od DDG.
nie wpisuj całych zdań tylko same słowa kluczowe np. w tym przypadku „start blue screen” „start bsod” „start freeze” „start error”
tylko sprawa wygląda tak, że Facebook, Google uczciwie przyznają że współpracują. i każdy wie żeby nie wpisywać w tych serwisach „jak zbudować bombe”.
natomiast usługi takie jak Cloudflare, Protonmail, DuckDuckGo, VPN twierdzą że same zagwarantują prywatność, a użytkownicy o nic nie muszą się martwić. namawiają do bezgranicznego zaufania. a nawet jak teraz mówią prawdę, to co będzie jak kiedyś dostaną propozycję nie do odrzucenia?
dlatego trzeba samemu zadbać o swoją prywatność i anonimowość. to co się liczy to technologia niezależna od jakiegokolwiek podmiotu. trasowanie cebulowe, kryptografia asymetryczna.
polecam się zapoznać https://i.imgur.com/mjJvodb.jpg
„tylko sprawa wygląda tak, że Facebook, Google uczciwie przyznają że współpracują.” – przyznaja, ze wspolpracuja z NSA? Ze profiluja amerykanow od uzywanych prezerwatyw po preferencje polityczne? Uczciwie?! Te lemingi coraz glupsze…
tak
tutaj jest napisane że profilują cię na podstawie wszystkiego co im powiesz
https://consent.google.com/privacyreminder/signedout
https://www.facebook.com/about/privacy
tutaj że przekażą wszystkie twoje dane organom ścigania
https://support.google.com/transparencyreport/answer/7381738?hl=en
https://www.facebook.com/safety/groups/law/guidelines/
i każdy o tym wie więc o czym tu dyskutować?
meritum mojego komentarza to honeypoty które reklamują się jako 100% privacy a tylko robią krecią robotę. „ukrywanie ip strony za cloudflare” „anonimowy email protonmail” „bezpieczne vpn”. lepiej do tego się odnieś
Stary… mogę trochę tego co Ty bierzesz?
biorę cyberwojnę na poważnie
a tak na serio z czym się nie zgadzasz? nabrałeś się na anonimowe vpny i inne protonmaile?
A kto normalny używa Chroma? Zresztą w licencji, którą się akceptuje jest wszystko wyraźnie zapisane.
Przecież wiadomo to nie od dziś. Chrome i prywatność – litości. Nawet mam odznaczone „aktywność w internecie i aplikacjach” i dalej mam profilowane wyszukiwanie. Najśmieszniejsze, że gdy się loguję z komputera, z którego logowałem się parę tyg wcześniej to wysyłają alert czy to na pewno ja. Za to logując się na drugim końcu polski nie dostaję takiego alertu.
A dlaczego nikt nie wspomina o startpage? Polecają ją anarchiści.
Używam startpage, ale nie ufam im tak samo. Google’a, facebooka zablokowałem jakiś czas temu w ublocku. Zastanawia mnie z kąd oni mają pieniądze.Na stronie nie ma nawet nr konta na wsparcie.
Nie zdziwiłbym się jak by za tym stało BND, ale do wyszukiwania normalnych rzeczy nie związanych z polityką nadaje się z prostego powodu – profilowanie google, oraz nie udostępnią nic „naszym”.
A google i tak swoje wie, chciażby z youtube’a. Przez to lepiej dozować śmieci każdej z korpo po trochu i wspomagać się torem.
Kiedyś przez tora na startpage dla jaj wpisałem wulgaryzmy Hitlera, Lutra, Himmlera i kazali mi odblokować javascript…
Ale ogólnie całkiem spoko się sprawdza przez tora bo idzie wygenerować link do wersji polskiej i sobie latać anonimowo.
zgadzam się, bardzo trafny komentarz.
moim zdaniem Tor to podstawa anonimowości. bez Tora anonimowość nie istnieje. a korzystając z Tora można wchodzić nawet na cia.gov i służby mają niewielkie pole do manewru.
to zarazem bardzo skuteczny papierek lakmusowy – od razu można się przekonać które serwisy rzeczywiście pozwalają na anonimowość, a które wymuszają rejestrację z clearnetu/włączenie javascripta pod pozorem jakichś wymówek.
Startpage nigdy nie robiło żadnych utrudnień i nie kazało włączać javascripta.
DuckDuckGo niestety nie przechodzi tego testu, trzeba mieć włączony javascript do wyszukiwania obrazów. od razu sygnał że coś kręcą i z dużym prawdopodobieństwem wszystko jest zapisywane i wykorzystywane przeciwko użytkownikom.
WCX i a hahary żyją
z tym, że używanie tora to jak rozebranie się i bieganie nago po centrum miasta. Wszyscy wiedzą że biegniesz tylko nie wiedzą po co i gdzie (aż jestem poruszony moja kreatywnością:)) ), ponoć w Polsce dziennie z tora korzysta ok 300 osób.
https://metrics.torproject.org/userstats-bridge-country.html?start=2018-12-01&end=2018-12-02&country=pl
Dobrze zaznaczyłem filtracje wyników po „Bridge users by country”?
To już raczej nie anonimowość
bridge to tzw. mostek, opcjonalne ustawienie
ze standardowej wersji korzysta około 18 tysięcy osób https://metrics.torproject.org/userstats-relay-country.html?start=2018-09-19&end=2018-12-18&country=pl&events=off
teoretycznie jest możliwa korelacja czasowa albo lista podejrzanych, ale to nie argument za używaniem clearnetu, tylko ewentualnie VPN, anteny kierunkowej, nierejestrowanego modemu przed Torem
„a hahary żyją” – czy mógłbyś jaśniej wytłumaczyć to?:”Ale ogólnie całkiem spoko się sprawdza przez tora bo idzie wygenerować link do wersji polskiej i sobie latać anonimowo.”
Czyli po wejściu na torbrowser wchodzę na startpage i generyje link? Co to znaczy generować link do polskiej wersji?
Może lepiej zostawić telefon w domu i pójść na spacer, to nas google nie wysledzi
A o Google Street View słyszał?
Problem stanowią supercookies które ciężko usunąć, a o których się milczy. Dwa przykłady. Jeden usuwam wszystko zamykając przeglądarkę. Drugi usuwam wszystkie dane zapisane w przeglądarce ( porównywalne do uruchomienia nowej instalacji, łatwiej osiągnąć na telefonie w ustawieniach). Wyniki wyszukiwania są różne.
Mały obraz systemu w wirtualnej maszynie (podstawka + kopia różnicowa), przywracanie całego systemu do ustawień początkowych przy uruchomieniu – powinno pomóc.
Problem bańki filtrującej ujawnia się w przypadku najbardziej kontrowersyjnych i dzielących społeczeństwo tematów?
Kto wam takich bzdur naopowiadał?
Proponuje wpisać w wyszukiwarkach grafiki hasło nozomi – nawet z przeciętnym safe search, a potem porównać pierwsze …. 400 wyników z gugla, binga, DDG a nawet qwant czy yandex. Potem radzę przeczytać ponownie kłamstwa ekipy gó..a i zastanowić się jaki zniekształcony obraz świata mogą mieć korzystający z gó..a
Działa dokładnie jak Twonk z opowiadania Kuttnera…
Tradycyjnie polecę książkę w temacie.
Przeczytajcie „Zmyl trop. Na barykadach prywatności w sieci” (H. Nissenbaum & F. Brunton, Wydawnictwo Naukowe PWN), opis tu: https://ksiegarnia.pwn.pl/Zmyl-trop-Na-barykadach-prywatnosci-w-sieci,615926794,p.html
Jest tam trochę pomysłów jak się nie dać sprofilować Googlowi. Jednak wymagają one wyrobienia nowych nawyków i pewnej dyscypliny przy wyszukiwaniu. Nie ma nic za darmo na tym świecie…
.
Prawdziwym problemem jest precedens na Antypodach, wymuszający osłabienie lub kompromitację technik szyfrowania w prezencie dla rządowych agencji. Precedens który prawdopodobnie będzie powielany. Uważam to za jedno z najważniejszych wydarzeń kończącego się 2018 roku na cyberscenie. Dżin został właśnie wypuszczony…
Wydaje mi się, że tak naprawdę trudno powiedzieć cokolwiek pewnego o tej australijskiej ustawie. Niby firmy dostają obowiązek współpracy w odczytaniu komunikacji, a z drugiej strony wprost zakazane jest wprowadzanie „systemowych słabości”…
Poza tym uważam, że gorszy jest od dawna już istniejący w Wielkiej Brytanii obowiązek podania hasła pod karą więzienia do lat 5. To poważne naruszenie zasady, że nie można być zobowiązanym do dostarczania dowodów przeciwko sobie.
Dodam od siebie zmiane mac adress na bramie(router) i SSID na taki sam co u kumpli, gdy mają tego samego lokalnego dostawce i ten sam IP WAN w internecie. Wgrywałem im openwrt na router „gratis” :D Ja nie używam fajfonów, ale pewnie geolokalizacja w guglu mocno głupieje jak się łączą do sieci.
Tak się zabawnie składa, że kupioną przeze mnie niedawno Fantastykę (nr 4 / 61) otwiera opowiadanie „Hrönir”, które bardzo pasuje do tego tematu. Oczywiście, to tylko s/f ale polecam serdecznie, bo przedstawiona tam wizja daje dużo do myślenia.
Duckowi jeszcze sporo do google brakuje, z podkreśleniem SPORO, OK sprawy prywatności są priorytetem ale to jeszcze musi być more user-friendly.
Możecie mi wyjaśnić po co Wam google? Z mojego doświadczenia (wyszukiwania pl i en) jedynie tematy plotkarskie na google dają lepsze wyniki. Wiedza encyklopedyczna zdecydowanie lepiej wyłazi na Bing. Deweloperka też bo Bing podpowiada od razy w wynikach składnię szukanych funkcji bo przykłady kodu co w wielu sytuacjach załatwia sprawę. Grafika w ogóle nie ma porównania na Bing wyniki są prezentowane w wygodniejszej formie. Wideo? Bing oferuje lepiej działający podgląd.
Przy anglojęzycznych zapytaniach w ogóle nie mam wątpliwości czego użyć. Przy polskojęzycznych bardzo specjalistycznych (np. medycyna) czasem Google daje lepsze wyniki, ale przez większe skupianie się na synonimach i plotkach często kieruje do śmieciowych stron gdy szukam konkretów.
Ducka używam czasem ale tylko do angielskich zapytań. W wiedzy encyklopedycznej sobie dobrze radzi w pozostałych kwestiach gorzej, ale się poprawia. Przy polskich zapytaniach radzi sobie wyraźnie gorzej od Bing i Google.