Spowodował atak epilepsji przez Twittera, wpadł przez swoją głupotę

dodał 21 marca 2017 o 14:30 w kategorii Prawo, Prywatność  z tagami:
Spowodował atak epilepsji przez Twittera, wpadł przez swoją głupotę

Czy można fizycznie zaatakować kogoś używając tylko wiadomości przesyłanej elektronicznie? Tak, jeśli ofiara cierpi na epilepsję światłoczułą. Takiego ataku, i to dwukrotnie, doświadczył pewien amerykański dziennikarz Newsweeka.

Gdy Kurt Eichenwald opublikował swój artykuł o konflikcie interesów Donalda Trumpa z bezpieczeństwem narodowym USA, zapewne spodziewał się ataków ze strony zwolenników obecnego prezydenta USA. Prawdopodobnie nie spodziewał się jednak, że spróbują zaatakować jego najsłabszy punkt, jakim była odmiana epilepsji, w której napady mogą być wywołane przez szybko zmieniające się bodźce świetlne.

Dwa ataki

Pierwsza próba ataku miała miejsce w październiku 2016. Dziennikarz otrzymał na Twitterze wiadomość, do której załączony był film. Gdy go uruchomił, zobaczył mrugające światło i latające memy z Pepe. Na szczęście zdążył upuścić trzymanego w ręce iPada na podłogę, dzięki czemu do napadu epilepsji nie doszło. Swoje przeżycia opisał w artykule a dwa miesiące później nastąpił kolejny, podobny atak – tym razem skuteczny. Dzięki mrugającej grafice (opatrzonej komentarzem „zasługujesz na napad”) Eichenwald stracił przytomność na osiem minut a skutki napadu odczuwał jeszcze przez wiele miesięcy. Sprawca ataku został dość szybko zidentyfikowany przez FBI i własnie postawiono mu zarzuty. Ciekawa jest dokumentacja wskazująca, w jaki sposób został zidentyfikowany. Poniżej zamieszczamy statyczną wersję obrazu użytego przez atakującego.

Namierzanie sprawcy

Do ataku doszło za pomocą wiadomości skierowanej do dziennikarza na Twitterze, więc to właśnie do tej firmy agenci najpierw skierowali swoje pytania. W odpowiedzi dostali całkiem spory zestaw informacji.

Był tam adres email, adres IP oraz numer telefonu skojarzone z kontem które wysłało feralną wiadomość. Adres IP należał do sieci komórkowej, do której był także przypisany numer telefonu. Sprawca użył anonimowego prepaida (zestawu telefon + karta do kupienia w każdym większym sklepie), zatem AT&T nie dysponowało jego danymi osobowymi. Jak jednak informuje akt oskarżenia, zapisy bilingów anonimowego numeru wskazywały na powiązanie z pewnym iPhonem. Okazało się, że numer telefonu prepaida powiązany jest z… kontem iCloud. Apple przekazało na prośbę agentów następujące informacje:

W ten oto sposób agenci poznali imię, nazwisko i adres prawdopodobnego sprawcy ataku. Potrzebowali jednak potwierdzenia, że dobrze trafili. Najpierw na koncie iCloud znaleźli zdjęcia podejrzanego z jego prawem jazdy – dzięki czemu mogli potwierdzić tożsamość posiadacza konta.

Na tym samym koncie znaleziono zrzut ekranu z Twittera z feralnym wpisem, który wywołał napad epilepsji.

Na koncie znaleziono także:

  • zrzut ekranu strony Wikipedii dotyczącej zaatakowanego dziennikarza, zmodyfikowanej tak, by zawierała jego datę śmierci dzień po przeprowadzonym ataku,
  • zrzut ekranu z kilku różnych źródeł, w tym forum dla epileptyków, opisujących rodzaje bodźców mogących wywołać napad,
  • pliki GIF użyte w ataku,
  • komunikację z osobami gratulującymi ataku.

Wygląda zatem na to, że sprawca ataku może mieć problem w przypadku próby uniknięcia odpowiedzialności… Niestety nie był to odosobniony przypadek podobnych ataków – już w 2008 nieodpowiedzialni internauci próbowali umieszczać animowane GIFy  mogące powodować napady epilepsji na forach dla epileptyków. Idiotów na świecie nie brakuje.