szukaj

22.10.2023 | 18:25

avatar

Anna Wasilewska-Śpioch

Wieprz, VPN-y i atak klonów, czyli jak Rosja cenzuruje internet

Czy Rosjanie mogą bez przeszkód korzystać z globalnej sieci, używając VPN-ów? Od czego zaczęła się w Rosji cenzura i jak daleko sięgnęła? Czemu służy tworzenie coraz to nowych klonów Wikipedii? Przeczytajcie poniżej.

Blokowanie stron w imię walki z pedofilią to najprostsza droga, by wdrożyć do prawa środek, jakim jest cenzurowanie internetu. Cel wydaje się szczytny, ale raz wprowadzone rozwiązanie może później posłużyć do kontrolowania również innych treści, np. politycznych – tak w 2012 r. autorka tego tekstu skomentowała na łamach Dziennika Internautów powstanie rejestru zakazanych stron w Rosji. Wszystko odbyło się pod płaszczykiem ochrony dzieci – rejestr miał obejmować strony z dziecięcą pornografią, propagujące zażywanie narkotyków oraz zachęcające do samobójstwa. Już wtedy jednak do ustawy, która reguluje jego działanie, trafił zapis o możliwości ocenzurowania „dowolnych innych informacji, których rozpowszechnianie w Rosji zostało sądownie zakazane”. Od początku czuwał nad tym Roskomnadzor (ros. Роскомнадзор), czyli Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej. Jak długo trzeba było w takiej sytuacji czekać na zablokowanie stron niektórych przeciwników Władimira Putina, w tym Aleksieja Nawalnego i Garriego Kasparowa? Półtora roku.

Cenzura mówi nieprawdę – grafika Reporterów bez Granic

Jako przeciwwaga dla Roskomnadzoru powstała Roskomswoboda (ros. Роскомсвобода), pozarządowa organizacja działająca w zakresie ochrony praw cyfrowych, śledząca zaostrzanie się cenzury. Aż dziw, że dopiero w grudniu ubiegłego roku wpisano ją do rejestru „agentów zagranicznych” (ros. иностранный агент, иноагент). Ten stworzono w odpowiedzi na protesty przeciwko powrotowi Putina na Kreml w 2012 r. Pierwotnie miały do niego trafiać podmioty otrzymujące fundusze spoza Rosji. Dziś wystarczy, by resort sprawiedliwości doszedł do wniosku, że ktoś pozostaje „pod zagranicznym wpływem”, czego dowodem może być np. krytyka posunięć rosyjskich władz.

Jak daleko sięga wojenna cenzura

Roskomnadzor nie przejmuje się jawnością, nie zadbał więc o możliwość przeglądania rejestru zakazanych stron wpis po wpisie, a udostępniana przez niego wyszukiwarka pozostawia wiele do życzenia. Lukę tę wypełnia Roskomswoboda, dokładnie monitorując wdrożone i cofnięte blokady. Ustaliliśmy dzięki temu, że w chwili pisania tego artykułu rejestr zawierał 1 538 614 wpisów (dotyczących zarówno całych domen, jak i bardzo konkretnych materiałów na wskazanych stronach), 519 973 z nich miało status zablokowanych. Intuicja podpowiada, że po wszczęciu działań wojennych w Ukrainie cenzura przybrała na sile – i rzeczywiście, w interesującym nas okresie lista stron, do których próbowano odciąć dostęp, wydłużyła się o 790 700 pozycji, a 293 605 z nich pozostaje nieosiągalnych do dziś. Ich faktyczna liczba może być znacznie wyższa, ponieważ mimo upływu lat Rosja nie wprowadziła jednolitych norm w zakresie blokowania internetowych zasobów. Wielu operatorów – z braku innych możliwości technicznych – ogranicza do nich dostęp na podstawie adresów IP, cenzurując więcej treści, niż nakazał Roskomnadzor. Ten od września 2020 r. wymaga i to pod groźbą dotkliwej kary, by dostawcy internetu wdrożyli TSPU (z ros. технические средства противодействия угрозам – techniczne środki przeciwdziałania zagrożeniom), czyli w praktyce sprzęt rosyjskiej produkcji z funkcją głębokiej inspekcji pakietów, który pozwala na blokowanie punktowe. Jednak według Roskomswobody jego stosowanie jeszcze bardziej zaciemnia obraz, dochodzi bowiem do cenzurowania i celowego spowalniania stron nieujętych w rejestrze.

Wraz z początkiem wojny Prokuratura Generalna wydała decyzję pod nic niemówiącym numerem 27-31-2020/Id2145-22, na podstawie której zaczęła się blokada materiałów opisujących zdarzenia w Ukrainie niezgodnie z linią propagandową Rosji. Z czasem dołączyło do niej kilkadziesiąt innych decyzji. Co konkretnie nie spodobało się rosyjskim oficjelom, pokazuje raport OONI (ang. Open Observatory of Network Interference) przygotowany we współpracy z Roskomswobodą. W pierwszym roku wojny zablokowano 494 domeny należące do 28 kategorii, w tym aż 139 serwisów informacyjnych, przede wszystkim ukraińskich, ale nie tylko. Na cenzurowanym znalazły się m.in. BBC, Euronews, Deutsche Welle (DW), Bild, Voice of America, Radio Swoboda (wchodzące w skład Radia Wolna Europa) czy Polska Agencja Prasowa, a także rosyjskie media niezależne, takie jak Meduza, Mediazona, telewizja Dożd´ (ros. Дождь) i szereg innych.

Kategorie domen zablokowanych w Rosji od 1.01.2022 do 15.02.2023, źródło: OONI

Najbardziej ucierpiały te ostatnie, ponieważ spadek zasięgów niekorzystnie odbił się na ich finansowaniu. Niektóre zawiesiły dotychczasową działalność i skupiły się na sieciach społecznościowych – inna sprawa, że Twitter (obecnie X), Facebook i Instagram również zostały w Rosji zablokowane, uchował się tylko Telegram. Część stron przeniosła się na zagraniczne serwery lustrzane. DOXA poszła jeszcze dalej i nawiązała współpracę z Mullvadem, uzyskując dla swoich czytelników 10 tys. bezpłatnych kont VPN, a Bumaga udostępniła własną tego typu aplikację – PaperVPN.

Jak rosyjskie władze tępią VPN-y

Jeśli czytacie z3s nie od dziś, to zapewne wiecie, że o VPN-ach nie mamy zbyt dobrego zdania, musimy jednak przyznać, że w rosyjskich warunkach jest to jedna z nielicznych dróg do zapoznania się z informacjami odbiegającymi od rządowej linii propagandowej. Roskomnadzor zdaje sobie z tego sprawę i metodycznie ogranicza do nich dostęp. Już w 2021 r. zostały zablokowane: w maju – VyprVPN i Opera VPN (który tak naprawdę jest tylko serwerem proxy), we wrześniu – ExpressVPN, ​od dawna budząca kontrowersje Hola, KeepSolid VPN Unlimited, Speedify,​ IPVanish, NordVPN (choć ten akurat niezbyt skutecznie) i nieuwzględniony w oficjalnym komunikacie Red Shield,​ a w grudniu na dokładkę – Betternet,​ Lantern, X-VPN, Cloudflare WARP,​ Tachyon VPN i PrivateTunnel.

W styczniu 2022 r. przestał działać​ TunnelBear, choć warto odnotować, że próby „unieszkodliwienia” tej usługi trwały od 2018 r., kiedy to wpisano ją do rejestru. Z kolei w lipcu na cenzurowanym znalazły się: ProtonVPN,​ VPN Proxy Master,​ Browsec,​ VPN – Super Unlimited Proxy,​ Melon VPN,​ Windscribe i VPN RedCat, o czym wiemy z pisma, które Centralny Bank Rosji rozesłał do podlegających mu instytucji finansowych. W październiku rosyjskie media donosiły o planowanej blokadzie rozwiązań takich marek, jak CyberGhost, McAfee, UltraSurf, ​ZenMate, ​VPN Russia – Unblock VPN Proxy, VPNhub oraz QuarkVPN, ale nie znaleźliśmy potwierdzenia, że faktycznie ograniczono do nich dostęp. Istnieją za to mocne przesłanki, że w grudniu niektórzy dostawcy internetu zablokowali Surfsharka.​

W tym roku z kolei operatorzy działający w różnych regionach Rosji – w ramach bliżej nieokreślonych testów – zaczęli blokować otwartoźródłowe protokoły, takie jak OpenVPN i WireGuard, na których bazują liczne VPN-y, również w środowiskach korporacyjnych. Część użytkowników skarżyła się też na problematyczne działanie IKEv2, opracowanego przez Microsoft i Cisco. Działo się to bez jakichkolwiek oficjalnych postanowień ze strony Roskomnadzoru, a że blokady miały charakter krótkotrwały (choć powtarzalny i masowy), to zaczęto je łączyć z wdrażaniem sprzętu TSPU przez poszczególnych dostawców sieci. Warto nadmienić, że zgodnie z niedawno przyjętym projektem ustawy regulującej rynek telekomunikacyjny wszyscy operatorzy muszą się wyposażyć w TSPU do końca roku. Niedostosowanie się może skutkować nałożeniem kary w wysokości od 1 do 5 mln rubli, czyli od 45 do 225 tys. zł.

Ostatnie sekundy „społecznej” reklamy zniechęcającej do VPN-ów

Warto też wspomnieć o wiosennej kampanii zniechęcającej ludzi do korzystania z VPN-ów. Stało za nią Regionalne Społeczne Centrum Technologii Internetowych (ros. Региональный общественный центр интернет-технологий, w skrócie РОЦИТ), które przygotowało kilka absurdalnych reklam i zasiliło nimi krajowe media społecznościowe. Wszystkie pokazywały ludzi w codziennych sytuacjach – płacących za zakupy w sklepie, czekających na autobus, odbierających przesyłkę itp. – którym ktoś znienacka zaczynał recytować ich poufne dane. Na końcu można było zobaczyć planszę, z której jasno wynikało, że źródłem wycieku są VPN-y. Namierzyliśmy 10 takich reklam, ale nie wykluczamy, że coś przegapiliśmy.

Trudno uwierzyć, że była to oddolna inicjatywa, bo za dobrze się wpisywała w działania rosyjskich organów kontroli i nadzoru. Komentując kampanię na Telegramie, Roskomnadzor przypomniał, że zgodnie z ustawą „O łączności” wszelkie sposoby omijania blokady treści uznawane są za zagrożenie, ponieważ stwarzają warunki do nielegalnej działalności. W dalszej części komunikatu można było przeczytać, że VPN-y dają użytkownikom błędne wrażenie anonimowości w sieci, podczas gdy zagraniczni dostawcy tego typu usług zyskują dostęp do wszystkich informacji, które Rosjanie przesyłają za ich pośrednictwem. Komunikat skonstruowano w taki sposób, by nieobeznane technicznie osoby mogły dojść do wniosku, że VPN-y przechwytują prywatne/poufne dane wpisywane na odwiedzanych stronach (co nie jest możliwe w przypadku stron obsługujących HTTPS, a przecież większość obsługuje). Roskomnadzor pominął fakt, że wyciec mogą co najwyżej dane, które użytkownicy dobrowolnie przekazują podczas zakładania konta lub opłacania usługi, a ryzyko takie istnieje po zarejestrowaniu się gdziekolwiek.

Duma Państwowa (będąca odpowiednikiem naszego Sejmu) przymierza się zresztą do zakazania stron zawierających informacje o sposobach obchodzenia blokady treści. Podpisane przez prezydenta zmiany w ustawie „O łączności” wejdą w życie 1 marca 2024 r. i będą obowiązywać do 1 września 2029 r. Wbrew doniesieniom m.in. polskich mediów władze nie zabronią używania VPN-ów, zakażą natomiast publikowania wskazówek, jak z terytorium Rosji dostać się na objęte cenzurą strony. Co istotne, ograniczenia mają nie dotyczyć materiałów naukowych, naukowo-technicznych i statystycznych.

Przypadek szczególny: Wikipedia i atak klonów

Jak wynika z raportów przejrzystości systematycznie publikowanych przez Fundację Wikimedia, w całym ubiegłym roku z Rosji wpłynęło 36 wniosków o zmianę lub usunięcie treści z Wikipedii oraz 2 z pytaniem o dane użytkowników (dla porównania – z USA odpowiednio 72 i 4). Żaden nie został zaakceptowany, nikogo nie powinno więc dziwić, że rosyjscy oficjele zaczęli podejmować próby ujarzmienia projektu na swoim gruncie. Pierwszą w historii grzywnę Tagański Sąd Rejonowy w Moskwie nałożył na Wikipedię w kwietniu 2022 r. za odmowę usunięcia 6 artykułów poświęconych wydarzeniom w Mariupolu, Buczy i Kijowie. Kara wyniosła 3 mln rubli, czyli według obecnego kursu 136 tys. zł, a linki do nieprawomyślnych materiałów znalazły się w rejestrze zakazanych stron. Ostatnia znana nam decyzja tego typu zapadła rok później i dotyczyła artykułu o walkach w okolicy Ochtyrki na północy Ukrainy, które nie zakończyły się dla Rosjan pomyślnie. W tym przypadku sędzia zawyrokował o grzywnie w wysokości 1,5 mln rubli. Gdyby fundacja postanowiła uregulować wszystkie nałożone na nią kary finansowe, to według naszych obliczeń musiałaby zapłacić już 13,3 mln rubli (ok. 600 tys. zł). Składane przez nią apelacje nie odniosły żadnego skutku, a działające w rosyjskiej sieci wyszukiwarki zostały zobligowane do oznaczania Wikipedii jako naruszającej prawo (teoretycznie w związku z niespełnianiem wymogów tzw. ustawy o zakładnikach, która wymusza na zagranicznych podmiotach otwieranie biur w Rosji, ale nawet w komunikacie Roskomnadzoru można było przeczytać, że chodzi o fake newsy).

Strona główna projektu Runiwersalis

Niejaki Walerij Fadiejew, szef rosyjskiej Rady Praw Człowieka (niemającej nic wspólnego z tą, która działa przy ONZ), opowiedział się za zamknięciem Wikipedii, ponieważ jest to „ideologiczny, upolityczniony produkt”. Co miałoby ją zastąpić? Tu zdania są podzielone – niektórzy zwracają uwagę na działający od ponad roku Runiwersalis (ros. Руниверсалис), inni z sympatią spoglądają na Wielką Rosyjską Encyklopedię, znaną wcześniej pod nazwą Wiedza (ros. Знания), niemało zwolenników ma też uruchomiona w czerwcu Ruwiki (ros. Рувики). Wszystkie te projekty – w odróżnieniu od Wikipedii – są zgodne z obowiązującą linią propagandową. Gdzieś po drodze pojawiła się jeszcze Rapedia (ros. Рапедия), która do dziś nie przetrwała, ale sądząc z opisu, nie ma czego żałować.

Najwięcej kontrowersji wzbudza Runiwersalis, na rosyjskim gruncie prześmiewczo nazywany Z-pedią (od litery Z umieszczanej na czołgach i innych pojazdach uczestniczących w inwazji na Ukrainę). Nic dziwnego, skoro stałym elementem strony głównej tego projektu jest dział „Specjalna operacja wojskowa”, który epatuje takimi artykułami, jak „Prowokacja w Buczy” czy „Zbrodnie wojenne Sił Zbrojnych Ukrainy”. Runiwersalis wystartował w czerwcu 2022 r. z zaledwie 9 tys. haseł w swojej bazie. Zainteresowanie mediów i pozytywne wypowiedzi Antona Gorełkina, zastępcy przewodniczącego parlamentarnej komisji ds. polityki informacyjnej, przyciągnęły na stronę tłumy chętnych do pomocy. Dziś projekt może się pochwalić ponad 2 mln artykułów, w zdecydowanej większości skopiowanych z oryginalnej Wikipedii i dostosowanych do wymogów rosyjskiego prawodawstwa. Pół roku temu możliwość dołączenia do grona edytorów została wyłączona, a spośród wcześniej zarejestrowanych użytkowników upoważnienie do wprowadzania zmian zachowali tylko ci pozytywnie zweryfikowani przez założycieli serwisu. Media szumnie zapowiadają, że do następnego roku liczba haseł w Runiwersalisie powinna przekroczyć 3 mln.

Strona główna Wielkiej Rosyjskiej Encyklopedii (wcześniej – portalu Wiedza)

Wielka Rosyjska Encyklopedia, jakby wbrew swojej nazwie, jest najmniejszym z wymienionych projektów. Bazuje na 35-tomowej encyklopedii wydanej drukiem z polecenia prezydenta Putina w latach 2004-2017. Ponad 80 tys. zawartych w niej artykułów scyfryzowano (można je znaleźć w starszej wersji portalu), a ok. 25 tys. zaktualizowano i uatrakcyjniono za pomocą materiałów multimedialnych – to wystarczyło, by tej wiosny oficjalnie wystartować z projektem, rozwijanym w kuluarach od 2019 r. Portal nie korzysta z silnika MediaWiki, publikowane informacje nie są dostępne na wolnej licencji i nie mają podanych źródeł, nad każdym artykułem pracuje tylko jedna osoba i nikt inny nie może wprowadzać w nim zmian, choć istnieje możliwość wysłania autorowi swoich uwag. Trudno taki projekt uznać za pełnoprawny odpowiednik Wikipedii.

Strona główna encyklopedii Ruwiki

Najmłodszym klonem otwartej encyklopedii jest Ruwiki, tworzona z inicjatywy Władimira Medejki i Dmitrija Rożkowa, związanych do niedawna z organizacją Wikimedia RU, która w komunikacie prasowym zdecydowanie odcięła się od tego projektu. Inaczej zareagował wspominany już tu Anton Gorełkin, który przyklasnął na Telegramie „oczyszczaniu wikipedyjnych treści z manipulacji i jawnych kłamstw”. Jeszcze zanim uruchomiono stronę, wiadomo było, że jej twórcy nie będą pisać artykułów od zera, tylko skopiują je z nieprawomyślnej wersji oryginalnej, usuwając lub zmieniając niepożądane fragmenty. Nikogo nie powinno więc dziwić, że już na starcie, do którego doszło pod koniec lipca br., Ruwiki zawierała ponad 1,9 mln haseł. W odróżnieniu od omawianego wcześniej projektu Runiwersalis ten nie bije po oczach rządową propagandą dotyczącą wojny w Ukrainie – na stronie głównej mamy parę artykułów niezwiązanych z sytuacją polityczną, rubrykę z ciekawostkami, wybór wydarzeń historycznych odnotowanych danego dnia w różnych latach i zaproszenie do wspólnego redagowania (za najlepsze artykuły przewidziane są nagrody pieniężne). Władimir Medejko, ogłaszając w maju powstanie Ruwiki, zapowiadał zachowanie neutralności i na razie chyba faktycznie się tego trzyma. Ciekawe, jak długo…

Monitorowanie mediów społecznościowych

Na koniec warto wspomnieć o narzędziach, którymi posługują się rosyjskie służby w internecie. Na wyróżnienie zasługuje uruchomiony w lutym tego roku system automatycznego wyszukiwania zakazanych treści o nazwie Oculus (ros. Окулус), który potrafi przeanalizować ponad 200 tys. obrazów na dobę. Tak przynajmniej twierdzi Główne Centrum Częstotliwości Radiowych (ros. Главный радиочастотный центр, w skrócie ФГУП ГРЧЦ) podległe Roskomnadzorowi. Wcześniej podejrzane treści były analizowane ręcznie – operatorom udawało się przetworzyć średnio 106 obrazów i 101 filmów dziennie, widać więc wyraźny postęp. Twórcy systemu otwarcie przyznają, że jego wdrożenie związane jest z ogromem informacji dotyczących „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie, choć na cenzurowanym znalazły się też materiały pronarkotykowe, mogące przyczynić się do samobójstwa i „propaganda LGBT”, z którymi Roskomnadzor walczy od lat. Informacje o przetargu na opracowanie podobnego systemu opublikowano na stronie zamówień rządowych już we wrześniu 2021 r., a cena wywoławcza wynosiła 15 mln rubli, czyli ok. 675 tys. zł. Zadania podjęła się firma Execution RDC (ros. Эксикьюшн Эр Ди Си). Ostateczna kwota wydana na stworzenie Oculusa – według rosyjskich mediów – wyniosła 57,7 mln rubli (2,6 mln zł). To jednak nie koniec – istnieją plany ulepszenia systemu do 2025 r., rozważana jest np. „możliwość dodania nowych klas i typów naruszeń, a także funkcji określania pozycji ludzi i ich działań”.

Media donoszą, że w drugiej połowie 2023 r. powinno także dojść do integracji Oculusa z innym testowanym przez służby narzędziem o nazwie Wieprz (ros. Вепрь), które ma wykrywać „potencjalne punkty napięć w sieci”. Zgodnie z dostępną specyfikacją system ten będzie przeciwdziałać rozpowszechnianiu „istotnych społecznie informacji”, które stwarzają zagrożenie dla życia lub zdrowia obywateli bądź ich mienia oraz takich, które mogą skutkować naruszeniem porządku lub bezpieczeństwa publicznego. Co to dokładnie znaczy, nie wiadomo – przypuszcza się, że chodzi o fake newsy i inne nieprawomyślne treści. Drugim zadaniem Wieprza ma być wykrywanie autorów wspomnianych wiadomości. Nad jego rozwojem od 2022 r. czuwa petersburska firma Neobit (ros. Необит), która w przeszłości współpracowała m.in. z Ministerstwem Obrony, Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB) i nie bez powodu trafiła na listę sankcyjną USA. Koszt systemu szacuje się na 30 mln rubli (ok. 1,3 mln zł), choć pierwotna cena kontraktowa była dwukrotnie wyższa.

Jak już wspomnieliśmy, Wieprz ma współdziałać z innymi systemami Roskomnadzoru, czyli Oculusem i używanym od 2021 r. MIR-em (skrót od ros. мо­нито­рин­г ин­тер­нет-ре­сур­сов – monitorowanie zasobów internetowych). Ten ostatni pełni rolę robota indeksującego (ang. crawler), który zbiera i dość pobieżnie sortuje wiadomości z różnych źródeł. Oculus analizuje zebrane obrazy i filmy pod kątem zgodności z prawem, a Wieprz ma się zająć tekstami – będzie znajdować między nimi powiązania semantyczne i wysnuje prognozy co do ich dalszej dystrybucji. Zdaniem Roskomswobody oba systemy można wykorzystać zarówno do podejmowania decyzji o blokowaniu treści, jak i do karania osób fizycznych za rozpowszechnianie niepożądanych informacji w sieci. Nie jest to dobra wiadomość, ponieważ rosyjskie sądy z zasady nie kwestionują prawidłowości kar i ograniczeń nakładanych w trybie zautomatyzowanym. Jakby tego było mało, pod koniec września media poinformowały o planowanej rozbudowie systemu MIR, która ma pochłonąć ponad 43 mln rubli (czyli 1,9 mln zł). Wszystko po to, by w zasięgu cenzury znalazło się jeszcze więcej treści.

Artykuł powstał głównie na podstawie źródeł rosyjskich, zarówno takich, których władze nie darzą sympatią, jak roskomsvoboda.org, meduza.io czy zona.media, jak i zgodnych z rządową linią propagandową typu xakep[.]ru, securitylab[.]ru, habr[.]com, kommersant[.]ru itp. Do tych drugich nie linkujemy, coby nie podbijać ich popularności za granicą.

Powrót

Komentarze

  • avatar
    2023.10.22 18:56 Humantarysta

    Artykuł niezły, ale razi po oczach ten błąd językowy „w Ukrainie”. Mówmy poprawnie, a nie ulegajmy politycznym manipulacjom naszym ojczystym językiem, bo wtedy niczym się nie będziemy różnić od Rosjan.

    Odpowiedz
    • avatar
      2023.10.22 19:10 Anna Wasilewska-Śpioch Odpowiedz
      • avatar
        2023.10.22 21:33 End of line

        To że rada języka polskiego to dopuszcza to tylko z powodu by „nie razić uczuć” sami wiecie kogo. Sama jednak zaleca używać „na Ukrainie” gdyż od czasów Mickiewicza tak właśnie pisano

        https://tvn24.pl/polska/w-ukrainie-czy-na-ukrainie-jak-pisac-i-mowic-poprawnie-opinia-rady-jezyka-polskiego-5889703

        Odpowiedz
      • avatar
        2023.10.23 01:19 Humanitarysta

        Polecam zapoznać się z opinią autorytetu w tytule profesora Miodka, a nie jakiejś influencerki:

        „Zdecydowanie „na”. I proszę się nie martwić tym, bo ja teraz słyszę: Litwa jest teraz samodzielnym państwem, Białoruś samodzielnym państwem, Ukraina samodzielnym państwem – powinniśmy przestać z tym „na” i mówimy „w”. Nie, proszę pana. Odwieczna tradycja jest taka, że jeździmy do Urugwaju, do Paragwaju, do Argentyny, do Niemiec, do Portugalii, do Francji, do Hiszpanii. Ale od wieków jeździmy na Węgry, na Litwę, na Łotwę, na Białoruś i na Ukrainę. To jest tylko znakiem, proszę pana, właśnie tych odwiecznych relacji między nami”.

        Odpowiedz
    • avatar
      2023.10.22 21:56 PPJ

      Mi też to „trzeszczy” w uszach, ale nic nie poradzę.

      „Wyrażenia: w Ukrainie, do Ukrainy są więc zgodne z systemem językowym, zresztą były używane też dawniej (w XVII w. i później).”
      https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/W-Ukrainie-czy-na-Ukrainie;21778.html

      Odpowiedz
      • avatar
        2023.10.23 01:39 Humanitarysta

        Autorytety w dziedzinie języka polskiego sami są zdziwieni nagłą popularnością tej formy od początku wojny, co samo w sobie dowodzi, że miała na nią wpływ polityka. Zresztą warto zauważyć, że praktycznie wszyscy dziennikarze piszący na temat Rosji czy Ukrainy w ostatnim czasie używają w swoich artykułach tych samych wyświechtanych zwrotów, których używanie jest „zalecane” w specjalnych poradnikach o tym, jak powinno pisać się o wojnie na korzyść Ukrainy m. in. należy pisać z tą jedną literką. Celowo używam cudzysłowu, gdyż niestosowanie się do tych norm jest karane ostracyzmem społecznym i oskarżeniem o współpracę z Rosją. W ten sposób nie jesteśmy bardziej rzetelni od kremlowskich propagandystów, bo stosujemy identyczne standardy, tylko na odwrót. A najgorsze, że pomagamy w ten sposób rosyjskiej propagandzie w pokazywaniu jak „zakłamane” są zachodnie media.

        Odpowiedz
    • avatar
      2023.10.23 00:48 wk

      Też sobie problem znaleźliście. Idźcie na studia polonistyczne, skoro niuanse polszczyzny interesują Was bardziej niż wyrażone w liczbach aspekty bezpieczeństwa, cenzury i prywatności w Internecie. Tam możecie o tym nawet doktoraty pisać.

      A tu tylko tworzycie szum tła.

      Odpowiedz
      • avatar
        2023.10.23 14:52 Humanitarysta

        Dla mnie to istotne, bo stanowi wyznanie poglądów politycznych autorki. A wolałbym jednak neutralne podejście do tematu. Ale poza tym i kilkoma innymi zbędnymi politycznymi wstawkami, artykuł jest dość rzetelny, a o to obecnie trudno w tym temacie.

        Odpowiedz
    • avatar
      2023.10.23 14:46 Humanitarysta

      Fajnie, że poprawność polityczna nakazuje Ci jak masz mówić, a pewnie też jak masz myśleć ;)

      Odpowiedz
      • avatar
        2023.10.23 17:49 TK

        Dlatego nie należy poddawać się politpoprawności i np. czarnych majtek nazywać bielizną ;-)

        Odpowiedz
  • avatar
    2023.10.23 00:58 wk

    Dzięki za bardzo szczegółowy artykuł, uzupełniający mi wiele luk w wiedzy na temat działań roskomnadzoru, zarówno od strony prawnej jak technicznej. I liczby budujące obraz sytuacji.
    Czytam z wielkim zainteresowaniem. Szczególnie TPSU mnie tu intryguje. Kawał przedsięwzięcia i duże utrudnienie dla działań „nieprawomyślnych”. Szczególnie jeśli nie wyciekną exploity.

    Odpowiedz
  • avatar
    2023.10.23 13:06 Duży Pies

    Bardzo dobry artykuł!
    Kawał dobrej roboty!
    Anna rządzi!

    Odpowiedz
    • avatar
      2023.11.05 12:44 Bezpieka

      Amen :)

      Odpowiedz
  • avatar
    2023.10.24 16:26 Motyc

    Im bardziej oddalamy się od roku 2000, tym 1984 coraz bliżej.

    Odpowiedz
  • avatar
    2023.10.24 23:15 JPI

    Dzięki za interesujący, analityczny artykuł – daje pogląd, jak głęboko w nasze cyfrowe życie może sięgnąć totalitarne państwo. Więc pilnujmy swoich swobód, korzystając z tego, że (jeszcze) są…

    Odpowiedz
  • avatar
    2023.10.28 15:32 just another row in excel

    Zabawne, ze 'redaktor’ pisze o cenzurowaniu przez Rosję, samemu cenzurujac nieprzychylne komentarze o jego wątpliwej działalności dla szeroko pojętego bezpieczeństwa it..

    Odpowiedz
    • avatar
      2023.10.28 16:49 Anna Wasilewska-Śpioch

      Komentarze zawierające wulgaryzmy i wyzwiska nie są zatwierdzane.

      Odpowiedz
    • avatar
      2023.11.05 12:46 Bezpieka

      Chętnie przeczytam Twój komentarz, tylko napisz takim językiem by Cię znowu Anna nie ocenzurowała ;)

      Odpowiedz
  • avatar
    2024.01.01 19:15 LDA

    Tak się składa, że podobne metody stosuje też nasz wspaniały 'zachód’. Dlatego, każdy, kto przeczytał powyższy tekst może spokojnie założyć, że im bliżej globalnej wojny tym częściej i my będziemy obiektami cenzury.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Jeśli chcesz zwrócić uwagę na literówkę lub inny błąd techniczny, zapraszamy do formularza kontaktowego. Reagujemy równie szybko.

Wieprz, VPN-y i atak klonów, czyli jak Rosja cenzuruje internet

Komentarze