Wilk z Wall Street po polsku, czyli gdzie się podziało 430 milionów

dodał 19 kwietnia 2019 o 08:22 w kategorii Prawo  z tagami:
Wilk z Wall Street po polsku, czyli gdzie się podziało 430 milionów

Polski kapitał, polskie huty, kolosalne zmiany – autor tego hasła w ciągu kilku lat zarobił fortunę. Wprowadził na rynek nowy tytuł prasowy. Dziś jest udziałowcem trzech spółek i Luksemburskiej Fundacji Praw Człowieka. Uosobienie sukcesu. Czy na pewno?

W 2009 roku nowe pismo „Donos” trafiło do poczty polskich parlamentarzystów. Znajdowały się w nim doniesienia o oszustwach w stołecznej palestrze, nieuczciwości sądów i licznych przekrętach z udziałem polityków. Wydawcą „Donosu” był Józef Jędruch, prawnik, który jeszcze na studiach rozpoczął działalność biznesową. Nie bał się rozmachu, działał odważnie, inwestował w reklamy i brał udział w przekształceniach własnościowych. Jeśli dziś nie jest za bardzo znany, to nie tylko dlatego, że „Donos” nie osiągnął sukcesu wydawniczego. Jednym z powodów jest pewnie to, że po wyroku za wyłudzenia z 2013 roku Jędruch zniknął z oczu opinii publicznej.

Bystry umysł

KFI Colloseum zostało zarejestrowane jako spółka w 1996 roku. Kapitał zakładowy – 4 tysiące złotych – minimalny wymagany ówczesnymi przepisami. Józef Jędruch miał wtedy 24 lata i już niemałe doświadczenie w polskim biznesie. W wywiadach opowiadał, że zaczął studiować prawo i po prostu miał czas, żeby zająć się dodatkową działalnością. Firma zaczęła od handlu samochodami. Używane auta to był doskonały biznes.

Jędruch doszedł do wniosku, że skoro dobrze sprzedają się używane auta, to dobrze sprzedawać się też będą używane huty.

Zarabiamy na długach” mówił w wywiadach i tłumaczył, jak się robi interesy: „Uczestniczymy w prywatyzacji branży, która przez ostatnie lata została doszczętnie zniszczona. Weźmy przykład Huty Baildon posiadającej nowe linie produkcyjne, które pochłonęły masę pieniędzy – dziś jest w stanie upadłości, bowiem zabrakło pieniędzy na wsad. Złożyliśmy ofertę, żeby zagospodarować jedną z linii i niewykluczone, że zrealizujemy ten projekt. Poprzez inwestycje w hutnictwie osiągnęliśmy udział w pakietach większościowych dwóch hut. Huty Pokój, która być może jest jedyną w Polsce przynoszącą rzeczywisty, a nie papierowy zysk. Drugą hutą jest Ferrum, spółka giełdowa, w której blisko ukończenia jest proces restrukturyzacji. Akcje tej huty są warte przeszło 50 milionów złotych. W lubelskim PRIM-ie posiadamy 51% akcji, a z Warpleksem mamy podpisane umowy co do współpracy. I w przyszłości zamierzamy nabyć jego akcje.” I dalej: „Colloseum zarabiało i zarabia na długach. Jesteśmy obecni w branżach hutniczej, górniczej i energetycznej. Wiadomo też, że wszystkie inwestycje wiążą się z zaciąganiem kredytów inwestycyjnych. I muszę powiedzieć, że z bankami współpracuje się nam bardzo dobrze. Dlatego że zawsze spłacamy kredyty w terminie. (…) W obrocie wierzytelnościami nie jest istotny posiadany kapitał. Liczy się to, jakim jesteś człowiekiem i co sobą reprezentujesz. Potrzeba bystrego umysłu, żeby wiedzieć, co zrobić z osobą, która zalega pieniądze”.

Będziński Zakład Elektroenergetyczny (BZE) był winien Polskim Sieciom Elektroenergetycznym (PSE) setki (nowych) milionów złotych za energię elektryczną. Jędruch w imieniu Konsorcjum Finansowo-Inwestycyjnego Colloseum podjął negocjacje dotyczące tej wierzytelności. Przedstawił też plan oddłużenia BZE. Plan był prosty – KFI Colloseum wykupiło długi BZE od PSE. Za dług zapłacono wekslami. Część długu KFI Colloseum po prostu umorzyło, a około 345 mln zł wyegzekwowało od BZE.

W 2001 roku Konsorcjum Finansowo-Inwestycyjne Colloseum wykupiło za pół miliona złotych ogólnopolską kampanię bilboardową pod hasłem: „polski kapitał, polskie huty, kolosalne zmiany”. Jędruch osobiście firmował kampanię swoją twarzą i czynił odważne kroki, by dalej brać udział w kolejnych przekształceniach i oddłużeniach. Zainteresował się też polityką.

źródło: https://www.stonoga-zbigniew.pl/

Zresztą polityka była mu bliska od dawna. W 1998 został asystentem społecznym posła Henryka Długosza z SLD, z okręgu kieleckiego. Poznali się przy okazji działalności Długosza w Staropolskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej. Długosz był przewodniczącym rady głównej Izby, Jędruch zaś zdolnym i odważnym biznesmenem. Młody przedsiębiorca od tego momentu miał otwarte drzwi Sejmu i mógł spotykać się z politykami z pierwszego szeregu. Po kilku latach twierdził nawet, że z własnych środków finansował kampanię wyborczą SLD i pomógł w ten sposób 21 politykom tej partii.

Jędruch zresztą rozumiał, że mądry biznesmen nie powinien wiązać się tylko z jednym ugrupowaniem, bowiem biznes powinien być apolityczny. W latach 2000 i 2001 wsparł więc fundację powiązaną z działaczem AWS – koalicji o charakterze centroprawicowym, stojącej w opozycji do SLD. Fundacja na Rzecz Rodziny Ludgardy i Jerzego Buzków otrzymała w tych latach od Jędrucha dwie darowizny – 200 tysięcy z przeznaczeniem na koncert Wojciecha Kilara oraz 100 tysięcy na inne cele charytatywne. Super Express twierdził, że w 2000 roku na konto fundacji wpłynęło prawie 500 tysięcy złotych. Prasa pisała też o współpracy Colloseum z Andrzejem Lipko, byłym ministrem przemysłu i handlu oraz byłym szefem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.

Interesy Konsorcjum rozkwitały przy niebanalnie działającym biznesmenie. Firma kupiła nawet pałacyk w Ornontowicach.

By Photo: Hons084 / Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=28357142

Zresztą jej manager miał ciekawy pomysł – zamiast po prostu wyremontować zabytkową nieruchomość i przerobić w ociekającą pieniędzmi siedzibę spółki, zaproponował gminie, że w zabytku utworzy uczelnię wyższą. Władze gminy były zachwycone i w 1998 sygnowały transakcję z KFI Colloseum z upustem 4 miliony złotych – pałacyk został sprzedany za niecałe 500 tysięcy.

Bogacił się również sam Józef Jędruch, nabywając prywatnie dla siebie dwa samoloty cessna, kilka samochodów, nieruchomości oraz oczywiście składając oszczędności na kontach bankowych.

Nic nie mogło zatrzymać autora rozpędzonego sukcesu. Nic prócz weksli bez pokrycia.

Wielki wybuch

Rok 2001 rok był pierwszym trudnym rokiem w działalności Konsorcjum. Wtedy to bowiem obrotami KFI Colloseum zainteresowało się kilka urzędów, w tym prokuratura i skarbówka. Powodem tego zainteresowania była transakcja przejmowania długów Będzińskiego Zakładu Elektroenergetycznego. Weksle, którymi KFI Colloseum posłużyło się w transakcji, były bez pokrycia.

Widoczne online wpisy do KRS pokazują informacje o aktywności Jędrucha w różnych spółkach od 2001 do 2014 roku. Potem – choć w dalszym ciągu jest on powiązany z trzema podmiotami i fundacją – nie ma śladów aktywności.

Obecne powiązania kapitałowe Jędrucha, źródło: https://rejestr.io/osoby/1282380/jozef-jedruch

Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy właśnie od początku XXI wieku pasmo sukcesów młodego biznesmena okazało się być pasmem oszustw.

Śledztwo w sprawie działalności Colloseum i jego szefa było prowadzone na przełomie lat 2001-2002. W październiku 2001 roku Jędruch wraz ze swoim wspólnikiem, Piotrem Wolnickim, został zatrzymany przez Urząd Ochrony Państwa i aresztowany na trzy miesiące. Ku zdziwieniu śledczych za Jędruchem i Wolnickim wstawili się związkowcy z hut oddłużanych przez Colloseum. Poręczeń udzielali parlamentarzyści. Z wsparciem wystąpił też rektor uczelni wyższej. Obu wspólników wypuszczono, a potem aresztowano ponownie. I znów wypuszczono.

Gdy 13 marca 2002 katowicki sąd wydał nakaz kolejnego aresztowania Jędrucha i Wolnickiego, wystarczyło po prostu zapukać do domów każdego z nich i obaj trafiliby za kratki. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności dokumenty z sądu trafiły na policję dopiero dzień później, zaś wiadomość o wszczętej procedurze dotarła do obu mężczyzn jeszcze tego samego dnia. Ani Jędruch, ani Wolnicki nie czekali biernie na policjantów. Jeszcze tego samego dnia obaj opuścili kraj. Przez jakiś czas wszelki słuch o nich zaginął.

Człowiek bez skazy

Jędrucha ścigały CBŚ, ABW oraz Interpol. Ówczesny minister MSWiA, Marek Biernacki, twierdził, że „Sprawa Jędrucha była jedną z bardziej prestiżowych spraw o zacięciu gospodarczym, którymi zajmowały się służby”. Namierzono go i zatrzymano – w lipcu 2003 roku. W Izraelu. Nie działa mu się krzywda – zatrzymanie miało miejsce w luksusowym hotelu, aresztowany mieszkał tam od dawna. W momencie aresztowania był podwójnie żonatym człowiekiem, posługiwał się też dokumentami, które przygotowane były jeszcze przed ucieczką, w Polsce. I nie były autentyczne. Najnowsza żona Jędrucha, obywatelka Izreala, Amal Kennedy, nie była zachwycona, gdy okazało się, że jej mąż ma w Polsce inną żonę, zupełnie nierozwiedzioną. Bigamisty w państwie Izrael nikt nie potrzebował. Polaka deportowano.

W polskim areszcie spędził dokładnie 4 lata i 7 miesięcy, do 2007 roku. Wyszedł na wolność dzięki wpłaceniu zań 3 miliony złotych kaucji. Wpłaty dokonała mająca polskie korzenie 80-letnia obywatelka USA. Natychmiast po znalezieniu się na wolności Jędruch wystąpił z wnioskiem o zawieszenie postępowania, które toczyło się przeciwko niemu – legitymując się paszportem dyplomatycznym Republiki Gwinei oraz pełnomocnictwami do reprezentowania jej na arenie międzynarodowej. Jako dyplomata zasłaniał się immunitetem. Republika Gwinei nie potwierdziła jednak akredytacji Józefa Jędrucha. Postępowanie ruszyło dalej.

W śledztwie pękł główny księgowy Polskich Sieci Elektroenergetycznych, Krzysztof Ł., który przyznał się do winy i zaczął składać obszerne wyjaśnienia. Z jego zeznań wynikało, że na „sukces” collosmenów pracowali ludzie z każdego zakładu, z którym mieli do czynienia i z każdego środowiska. „To bardzo prężni biznesmeni; tacy, na których w przyszłości będzie opierała się Polska” – zachwalał mu Jędrucha i Wolnickiego niejaki N., główny księgowy z Będzina.

W tym czasie ukrywał się cały czas Wolnicki. W 2008 wiceprezes Colloseum za pośrednictwem pełnomocnika zwrócił się do sądu o wydanie listu żelaznego, obiecując, że od tego momentu będzie się stawiał na każde wezwanie i nie będzie utrudniał postępowania. Prokurator wyraził zgodę, a wtedy ku zdumieniu wszystkich – sąd odmówił wydania listu.

W 2009 roku Jędruch wydał swój „Donos” i postanowił z nim trafić prosto do skrzynek parlamentarzystów. Twierdził jeszcze przed aresztowaniem, że większość z nich miał – teraz lub w przeszłości – w kieszeni i zapewne liczył na wsparcie takie, jakiego udzielono mu po pierwszych aresztowaniach w 2001 roku. Redakcja „Donosu” miała siedzibę w Katowicach, a jej oznakowanie do dziś widać na mapach Google. Urwany baner, podły dojazd – pieniędzy na promocję pisma starczyło tylko na pierwsze numery.

źródło: Google Maps

Spółka Colloseum już oczywiście nie istniała – sąd przychylił się do wniosku syndyka i ogłosił upadłość Konsorcjum już w 2003 roku. Zlicytowano majątek spółki. Dworek w Ornontowicach wrócił do gminy, zresztą Jędruch nie zrobił nic, by – jak obiecywał – powstała tam filia wyższej uczelni. Sprzedano samoloty, samochody i kilka nieruchomości z majątku firmy i prezesa. Zabezpieczono majątek wraz z gotówką na łączną kwotę około 5 milionów złotych. Reszta z około 430 milionów po prostu zniknęła.

W 2011 zapadł wreszcie wyrok w pierwszej instancji. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Józefa Jędrucha za oszustwa na kwotę 430 milionów złotych. Wyrok: 8 lat więzienia i 720 tysiące złotych grzywny oraz zakaz pełnienia stanowisk w spółkach prawa handlowego na 10 lat (pod karą więzienia i grzywną), a także zobowiązanie do częściowego naprawienia szkody, tj. zwrotu w wysokości 55 milionów złotych. Wyrok nie był prawomocny. Jędruch nie chciał wracać do więzienia i nie zamierzał rezygnować z odwołania.

Wolny człowiek

Aby ogłosić wyrok, sąd pierwszej instancji potrzebował pięciu lat. To była jedna z największych spraw w Polsce. Potrzeba było 177 terminów rozpraw, 240 tomów akt, 66-stronicowego wyroku i trzech godzin ustnego uzasadnienia, by w końcu usłyszeć „będę apelował”.

Jędruchowi jeszcze nie skończyły się środki na obronę. Jak słusznie zauważał w 2003 roku dziennikarz RFM: „nikt nie ma pojęcia, ile pieniędzy wywieźli za granicę Jędruch i Wolnicki, wiceprezes Colloseum”. Jędruch zresztą przez wszystkie lata śledztwa i procesu robił, co się dało, by wykręcić się od odpowiedzialności i utrudniać postępowanie. Tę strategię kontynuował, gdy przyszło do walki w II instancji. Prokuratura też postanowiła walczyć dalej i wniosła o podwyższenie kary.

W 2014 roku zapadł wyrok w sądzie apelacyjnym. Oskarżony powinien był być z niego zadowolony, bo oto okazało się, że sąd wykazał większą pobłażliwość dla jego czynów. Tym razem mowa była o karze 6 lat więzienia oraz 400 tysięcy złotych grzywny. Miał oddać poszkodowanym 54 miliony złotych i przez 10 lat nie mógł zasiadać w zarządach spółek prawa handlowego.

Jędruch powinien w tym momencie wrócić do więzienia, by odsiedzieć resztę wyroku (spędził w areszcie ponad 4,5 roku i zaliczono mu to w poczet kary), ale z miejsca zaczął się ubiegać o przedterminowe zwolnienie. Najpierw powoływał się na depresję syna, który miał zachorować po śmierci ukochanej babci. Potem wnosił o zwolnienie w związku z rozpoczęciem doktoratu. Ponieważ oba te wnioski zostały przez sąd odrzucone, Jędruch przedstawił zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, że boli go kolano. „Umieszczenie go w zakładzie karnym byłoby niehumanitarne” – argumentował adwokat Jędrucha.

I faktycznie, Jędruch do więzienia już nie wrócił.

Ciąg dalszy nastąpi?

Jędruch zniknął ze sceny, chwilowo jego historii nie przywołuje nawet piszący swego czasu o nim sporo Zbigniew Stonoga. Ale w rejestrach wciąż można go znaleźć.

W 2009, jeszcze podczas procesu w sądzie I instancji, Jędruch postanowił spróbować kariery politycznej, ale innej niż na początku.

Wystartował w wyborach do europarlamentu z listy „Samoobrony”. Obiecywał konkrety, czyli zamiast mglistego programu wyborczego 100 złotych darowizny dla każdego wyborcy, który odda nań głos. Nie powiodło mu się.

Na pewno jednak powiodło mu się zrobienie doktoratu z prawa. Założył więc Luksemburską Fundację Praw Człowieka. Strona internetowa Fundacji na razie nie jest aktywna, ale wciąż istnieje fanpage na Facebooku. Ostatni wpis pochodzi z lutego 2016.

W 2015 roku Gazeta Wyborcza informowała, że Jędruch jest dyrektorem do spraw rozwoju warszawskiej kancelarii prawniczej Chmaj i Wspólnicy sp. z o.o. Jędruch co prawda zaprzeczał, ale mecenas Chmaj potwierdzał. Na LinkedIn można przeczytać, że Jędruch jest doradcą prawnym w Rafinerii Glimar.

Ta rafineria to ciekawa firma – gorlicki podmiot wielokrotnie zmieniał właściciela i był sceną wielu afer, w tym grabieży, upadłości i teatru z udziałem detektywa Rutkowskiego. Od 2014 nie ma żadnych śladów działalności w KRS. W 2018 o rafinerii miejscowe media piszą głównie w kontekście magazynowania tam nielegalnych toksycznych odpadów.

Co się dzieje z innymi bohaterami naszej opowieści? Np. Henryk Długosz z SLD, który wprowadził Jędrucha w świat wielkiej polityki w latach 2006-2007 odbywał karę więzienia za udział w tzw. Aferze Starachowickiej. Potem zniknął ze sceny politycznej.

Wiceprezes Colloseum Piotr Wolnicki rozpłynął się w powietrzu, acz niejaka Elżbieta Wolnicka jest powiązana z jedną ze spółek, w której akcjonariuszem jest Jędruch. Czy to coś znaczy? Nie wiemy.

Zbigniew Stonoga aktualnie przebywa w zakładzie karnym i – to jedno jest pewne – sprawą Jędrucha nie zajmuje się od dawna.

Fundację Na Rzecz Rodziny Państwa Buzków prowadzi – według informacji na stronie buzek.pl – żona byłego premiera, Ludgarda. Sprawa rzekomych darowizn od Jędrucha nigdy nie została ostatecznie wyjaśniona – były premier po prostu zaprzeczył, a Jędruch nigdy nie komentował sprawy.

Były minister Andrzej Lipko w okresie, gdy nie był już ministrem, a nie był jeszcze szefem PGNiG, korzystał z trzech samochodów od Jędrucha – porsche, bmw i opla. Twierdził jednak, że wszystkie samochody oddał, bo tylko je pożyczał, jak to między znajomymi. Około 2001 roku odpowiadał za przekształcenia w PGNiG. Trudno znaleźć jakiekolwiek wzmianki o jego działalności po odwołaniu z funkcji prezesa tej spółki.

No i nie wiadomo też, gdzie podziała się reszta z prawie 430 milionów złotych.