Facebook jest ogromną kopalnią informacji. Prędzej czy później przekonają się o tym również polskie organy ścigania. Tymczasem spójrzmy, jakie dane o swoim użytkowniku serwis ten zebrał oraz przekazał na żądanie amerykańskiej prokuratury.
Na wykopie znaleźliśmy linka do historii o tym, jak to jeden z amerykańskich serwisów znalazł w aktach postępowania zestaw informacji, które Facebook przekazał organom ścigania na temat swojego użytkownika. To pierwszy udokumentowany przypadek ujawnienia takich informacji, dlatego ich analiza może dać ciekawy obraz współpracy Facebooka z organami ścigania.
Jak to robią w USA
W kwietniu 2009 w Bostonie dokonano brutalnego zabójstwa młodej kobiety, którą ogłaszała swoje usługi masażystki w serwisie Craigslist. Zabójca został wyśledzony dzięki drobnym śladom, jakie zostawił w internecie (historia śledztwa zasługuje na osobny artykuł, który już wkrótce ukaże się na naszych łamach). By lepiej poznać poszukiwanego, zobaczyć dobrej jakości zdjęcia oraz sprawdzić, jakie ma plany na najbliższe dni, prowadzący śledztwo wystąpili do Facebooka o wydanie posiadanych danych na temat podejrzanego o zabójstwo.
Serwis The Boston Phoenix opublikował dokumentację śledztwa, dzięki której możemy poznać szczegóły postępowania. Prośba prokuratora rejonowego o udostępnienie danych obejmowała takie kategorie informacji jak:
- dane kontaktowe
- adresy email
- prywatne wiadomości: wysłane, odebrane oraz usunięte
- zdjęcia i filmy umieszczone w serwisie przez podejrzanego
- zdjęcia i filmy, na których podejrzany został oznaczony
- grupy, których jest członkiem
- pełną listę przyjaciół
- wszystkie wpisy, notatki i powiadomienia umieszczone przez podejrzanego w serwisie
- wszystkie wpisy i komentarze umieszczone przez innych użytkowników na profilu podejrzanego
- listę adresów IP, z których logowano się na konto podejrzanego
W odpowiedzi Facebook przekazał większość materiałów, o które prosił prokurator. W dokumencie zawierającym odpowiedź serwisu nie znaleźliśmy jedynie wiadomości ze skrzynki podejrzanego (być może żadnych nie wysyłał ani nie otrzymywał, ale to mało prawdopodobne). W logach IP można za to zobaczyć nie tylko adresy IP komputera podejrzanego, ale tez listę adresów www, które odwiedził w ramach serwisu. Można z niej na przykład wywnioskować, na czyje profile i kiedy zaglądał. Wśród udostępnionych materiałów znaleźliśmy także usunięte wpisy ze ściany, co oznacza, że Facebook również je archiwizuje.
A co by było w Polsce?
Kiedy wiemy już, jakie informacje Facebook przekazał amerykańskiej prokuraturze, zastanówmy się, co mógł przekazać, gdyby prośba przyszła z Polski. Jeśli Facebook prowadziłby działalność jako podmiot prawa polskiego, podlegałaby ona regułom opisanym w Ustawie o świadczeniu usług droga elektroniczną. Artykuł 18 tej ustawy opisuje zakres danych przetwarzanych przez usługodawcę oraz określa obowiązek ich udostępniania „organom państwa na potrzeby prowadzonych przez nie postępowań”. Jakich danych dotyczy ten przepis?
- imię i nazwisko usługobiorcy
- numer PESEL lub dowodu tożsamości
- adres zameldowania i do korespondencji
- adresy elektroniczne (cokolwiek oznaczają)
- identyfikacja zakończenia sieci telekomunikacyjnej (adres IP, nr telefonu)
- inne dane niezbędne ze względu na właściwość świadczonej usługi lub sposób jej rozliczenia – w której to kategorii mogą znajdować się wszelkie pozostałe dane, które przetwarza usługodawca
Oznacza to, że Facebook, gdyby działał wg polskiego prawa lokalnego, mógłby przekazać organom ścigania ten sam zakres posiadanych informacji, co w przypadku sprawy toczącej się na terenie USA. Jednak Facebook w Polsce działa jako spółka prawa irlandzkiego i twierdzi, że nie podlega polskiej jurysdykcji. Co to oznacza dla polskich organów ścigania? O to trzeba by zapytać samych zainteresowanych.
Komentarze
To jakieś stare dane. Po pierwsze, wszystko, powtórzę, wszystko jest zapisywanie i przechowywane na serwerach. Pamięć przestała być problemem po 1995 roku a Facebook, Twitter czy Google zapisują każde klikniecie w klawiaturę. Nawet jak coś umieścimy na Facebooku i po chwili skasujemy, to pozostaje na zawsze. Dzisiejsza technologia pozwala z gałki ocznej patrzącego zbudować profil osoby na którą on/ona patrzy. Każda fotografia ma swój „dowód osobisty”, swoje ID, po którym można prześledzić historię zdjęcia, kiedy było zrobione, kiedy było oddane obróbce i jak wędrowało w sieci. Poza tym „lingwistyka śledcza” pozwala budować dokładny profil psychologiczny użytkownika Facebooka czy innych portali.
O tym wszystkim i innych rzeczach mówi w swoim wykładzie prywatny detektyw Steve Rambam. Ten wykład powinien być przetłumaczony na polski już dawno.
https://www.youtube.com/watch?v=dNZrq2iK87k