Efekt Instagrama na przykładzie Anny Delvey, czyli o nowoczesnym oszustwie

dodał 17 maja 2019 o 09:34 w kategorii Prawo, Socjo  z tagami:
Efekt Instagrama na przykładzie Anny Delvey, czyli o nowoczesnym oszustwie

Panna Delvey, założycielka Anna Delvey Foundation, ciekawa świata młoda dama z wizytą w Nowym Jorku, Niemka, dziedziczka fortuny. Albo – Anna Sorokina, urodzona w Moskwie, średnio znająca niemiecki, oszustka. O której chcecie przeczytać?

Anna uważa, że każdy ma prawo do dobrego życia i ma w tym wiele racji. Każdy byłby szczęśliwszy, mogąc zjeść raz dziennie coś na gorąco i żeby do pierwszego starczyło. Anna też tak chciała. Prawdę mówiąc, chciała o wiele więcej: mieszkania w Nowym Jorku, tańca pod gwiazdami, podróży, luksusu, pieniędzy. Pragnienie ludzkie i ze wszech miar zrozumiałe, zwłaszcza gdy pomyśli się o nudnej egzystencji córki rosyjskiego kierowcy ciężarówki.

Anna postanowiła podejść do tego nowatorsko, wykorzystując nowe media i marzenia innych o bajkowym życiu. Anna pokazała, jaką potęgą we współczesnym świecie może być wizerunek.

Źródło: https://www.instagram.com/p/l_yVQyFaMv/

Narodziny gwiazdy

Anna Delvey nie jest i nigdy nie była przestylizowaną, nienaturalną instagramową pięknością. Podczas gdy panny Kardashian wykładają gigantyczne pieniądze dla podniesienia swojej wartości rynkowej, Anna była niczym baśniowa królewna, delikatna, dziewczęca, urocza i skromna. Anna budziła zaufanie swoją autentycznością. Elegancka, ale nieprzestylizowana. Okrągła miła buzia, wielkie lazurowe oczy, w których można utonąć, puszyste blond włosy.

Ten wygląd to był potężny kapitał, pierwszy krok do idealnego wcielenia.

Anna urodziła się w 1991 roku w podmoskiewskim Domodiedowie jako Anna Sorokina (Анна Вадимовна Сорокина), córka kierowcy i gospodyni domowej. Żyło im się przyzwoicie, ale gdy dzięki kontaktom zawodowym ojca trafiła się możliwość przeprowadzenia do Niemiec, rodzina spakowała dwoje dzieci i manatki i zamieszkała w Eschweiler w okolicach Kolonii. Ojciec handlował urządzeniami do klimatyzacji, matka zajęła się młodszym dzieckiem. Rodzina uzyskała prawo pobytu, potem wszyscy dostali obywatelstwo niemieckie.

Anna miała wtedy już 16 lat. W Rosji, przed wyprowadzką, była pewną siebie, przebojową nastolatką, ponoć nieco arogancką, doskonale wiedzącą, czego chce od życia. Nie kroił się z niej materiał na potulną kurkę domową – chłopaków wodziła za nos, była ambitna, marzyła o karierze dziennikarki modowej. Jej byli koledzy szkolni twierdzą, że zawsze lubiła kłamać i że była w tym niesłychanie wiarygodna, bo wierzyli jej wszyscy, nawet rodzice.

Ponoć nauka niemieckiego nie szła jej najlepiej, choć do języków ogólnie miała talent. Ale przebojowość charakteryzująca ją od dziecka pozwoliła jej rozwinąć się w kierunku, o którymś kiedyś marzyła – zająć się modą.

View this post on Instagram

Sunday Funday

A post shared by Anna Delvey (@theannadelvey) on

Dość szybko wyjechała z Niemiec i nie tęskniła za nową ojczyzną – w szkole bowiem nie udało się jej powtórzyć sukcesu w budowie pozycji, z językiem była na bakier. Próbowała kontynuować kształcenie w Londynie, ale niespecjalnie się jej to udało. Złapała staż w berlińskiej firmie PR, po czym przeniosła się do Paryża i dostała się na staż do magazynu modowego Purple. Za jej utrzymanie, czynsz i dodatkowe wydatki płacił handlarz urządzeniami klimatyzacyjnymi, przekonany, że to doskonała inwestycja w przyszłość córki. Rodzice, jak twierdziła Anna, mieli wobec niej wysokie oczekiwania, ale pokładali ufność w jej zdolność podejmowania właściwych decyzji.

I tak Anna podjęła decyzję, że wybiera sztukę, modę, efektowne życie nocne i we właściwym otoczeniu przerodziła się w Annę Delvey. Jej ojciec, drobny przedsiębiorca, stał się potentatem mało znanej branży grzewczej, ona sama zaś dziedziczką wielomilionowej fortuny, miłośniczką sztuki, kolekcjonerką.

Już, gotowe.

Powitajmy Annę Delvey

Anna Delvey przybyła do Nowego Jorku z planami stworzenia Anna Delvey Foundation, fundacji mającej na celu gromadzenie nowej, awangardowej sztuki. Wylądowała w Ameryce w 2014 r. jako właścicielka funduszu powierniczego o wartości 60 milionów euro. Zatrzymała się w ekskluzywnym hotelu i szybko poznała wiele osób, zainteresowanych towarzystwem bogaczki.

Plany stworzenia fundacji wydawały się prawdziwe – Anna wysyłała e-maile, przeprowadzała rozmowy i umawiała spotkania z wpływowymi osobami, m.in. pracownikami banków. Twierdzi dziś, że otaczał ją zespół wspaniałych ludzi i że cudownie się bawiła. Jednak kolacje w atmosferze blichtru i bogactwa były „na poważnie”, to były „spotkania robocze”, a nie brylowanie w towarzystwie.

Anna zresztą nie wyglądała na osobę, która chce brylować. Jej bogactwo pojawiało się jakoś naturalnie, robiła wrażenie kobiety, która nie do końca wie, ile ma pieniędzy, bo ich posiadanie jest dla niej jak oddychanie. Latała prywatnymi samolotami. Podróżowała do Berlina i Wenecji. Czasami zapominała pieniędzy, czasami brała ich za mało. Np. gdy wyjechała ze swoją przyjaciółką Rachel Williams do Maroko, po prostu nie zabrała pieniędzy. To pech, bo miała na sobie tylko czarny, nowojorski outfit, potrzebowała ubrań. „Wszystko ci oddam” – zapewniła przyjaciółkę.

View this post on Instagram

#BASEL

A post shared by Anna Delvey (@theannadelvey) on

Anna nie była jakoś spektakularnie piękna, nie wyróżniała się szczególnie wiedzą czy obyciem towarzyskim i – to pojawia się w wielu relacjach świadków – nie była nawet specjalnie miła. Robiła wrażenie, że w towarzystwie przebywa od niechcenia i choć na imprezach poznawała takie osoby jak choćby McCaulay Culkin, to nie rzucała się na nie jak wygłodniała fanka. Mieszkała w the Standard High Line, luksusowo, ale nie cały czas. Tłumaczyła, że jako obywatelka Niemiec nie może non stop przebywać w Ameryce.

Anna prowadziła życie odpowiednie do swojej pozycji, no i oczywiście starała się założyć fundację.

Efekt Instagrama

Wiele ze swoich kontaktów Anna zawarła dzięki postom na Instagramie. Zajrzyjcie – żadnych kaczych dzióbków, żadnego Photoshopa. Dość naturalne nieliczne zdjęcia samej Anny, sporo sztuki, baseny, hotele, krajobrazy. Taki obraz oddziałuje na widza o wiele bardziej niż profile trenerek osobistych z sześciopakiem lub celebrytek z plastikowymi ustami. W zdjęcia z tego profilu chce się wejść, to ten wiarygodny, wymarzony styl życia, cud.

Wspomniana już Rachel Williams właśnie dzięki Instagramowi zainteresowała się Delvey. Osoby takie jak Rachel po prostu zazdrościły Annie i chciały żyć tak jak ona. Anna może i była dość przeciętna jako osoba i niezbyt miła, ale uosabiała przepych, wygodę i PIENIĄDZE. Śmiejecie się, że lajki to nie waluta? Anna przekuła lajki w pieniądze.

View this post on Instagram

Waitin

A post shared by Anna Delvey (@theannadelvey) on

Anna, krótko mówiąc, dzięki przemyślanej strategii w social media, stworzyła produkt, znalazła jego nabywców i nieźle na tym zarobiła.

Pieniądze do Anny przychodziły same, tak naprawdę nawet nie starała się bardzo, by namówić ludzi na ich oddawanie i w sumie nie oszukała ich na wiele. Taki np. Bary Minkow wprowadził na giełdę fałszywe przedsięwzięcie, wyceniane w najlepszym momencie na 280 milionów dolarów. Jako fałszywy pastor wyłudzał setki tysięcy dolarów od naiwnych parafian, nie cofał się przed oszustwami na kilka tysięcy. Anna nawet nie zbliżyła się do podobnego wzorca postępowania. Anna uczyniła nieco inny cud – sprawiła, że ludzie, bez obietnicy nagrody, oddawali jej swoje pieniądze. Np. Rachel, ta od podróży do Maroka, oddała jej ponad 60 tysięcy dolarów.

Influencerka

Gdy Anna Delvey, a właściwie znów Sorokina, trafiła przed sąd, prokurator podkreślał, że jest wysoce zdemoralizowana, ponieważ bardziej od procesu i kary martwi ją właściwy ubiór na kolejnych rozprawach.

Na sali rozpraw znalazła się z oskarżeniem o wyłudzenie kilku pożyczek z banków oraz pieniędzy od znajomych. W sumie zarzuty dotyczyły kwoty 275 tysięcy dolarów. Cała kwota została pożyczona, ponieważ – jak podsumował to prokurator – Anna Sorokina udawała, że ma 60 milionów euro. I to było jej całe narzędzie oszustwa – Instagram i udawanie.

Anna naciągnęła w ten sposób hotele, sklepy, swoich „przyjaciół” i banki. Kwota – porównując z innymi oszustwami – niewielka. Angela Gulbenkian jedną transakcją wyłudziła 1,4 miliona dolarów od prywatnej osoby, Sanjay Shah – 2 miliardy dolarów z duńskiego budżetu, a ksiądz Morawiec – 210 tysięcy euro za pomoc w sprzedaży nieruchomości nieistniejącej firmie (szczegóły znajdziecie w cyklu „Parada Oszustów”). Jednak Anna bije ich wszystkim swoją metodą, tym, że pieniądze w zasadzie same wpadały jej do rąk.

Wzbudziła tym wściekłość i skryty podziw. Z procesu zrobiła kolejny eksperyment społeczny, z braku Instagrama oddziałując na odbiorców poprzez relacje prasowe. Anna „załatwiła” sobie zawodową stylistkę, która pomogła skompletować jej uniwersalny zestaw kreacji, dzięki któremu zapewniła sobie stałe zainteresowanie mediów. I – jak można przypuszczać analizując „efekt Instagrama” – kolejne tysiące zafascynowanych followersów. Anna Sorokina/Delvey stała się kimś więcej niż kolejną oszustką – Annę można podziwiać, wielbić, wierzyć, że może kiedyś znów się odrodzi.

Zresztą – to już się dzieje. Netflix planuje produkcję serialu w oparciu o historię Anny. Ona sama nie zobaczy z tego ani grosza, ale skoro Barry Minkow mógł grać sam siebie w filmie, to i Anna – być może – wyrwie z tego jakieś korzyści. Na razie Anna ma do odsiedzenia wyrok od 4 do 12 lat, a potem deportację do Niemiec – bo legalnego prawa pobytu w USA nie ma.

I mimo że wyrok to oczywiście klęska, to jednak w całej tej sprawie jest jedna maleńka grupka ludzi, która naprawdę przegrała i naprawdę dała się oszukać. To rodzice Anny.

Jej ojciec, indagowany dziś o córkę, odpowiada, że wychowywali ją najlepiej, jak umieli, że uczyła się zawsze na piątki, że miała wszystko, czego chciała. I że brała od nich pieniądze – zawsze, przez całe życie. Ale podkreśla też, że cała sprawa to na pewno nie tylko jej wina. Mówi, że pracownicy banku sami dawali jej pożyczki i na pewno coś od niej chcieli, może seksu, a teraz udają niewiniątka. I że w domu bardzo czekają na Annę, biedną ofiarę złych ludzi. On wierzy w niewinność córki.