Historia bossa mafii, którego nie martwi przegranie 66 mln dolarów w jedną noc

dodał 16 lutego 2020 o 20:20 w kategorii Prawo, Wpadki  z tagami:
Historia bossa mafii, którego nie martwi przegranie 66 mln dolarów w jedną noc

60 mln w jedną noc można przegrać, gdy graczowi się powodzi. Pan Lop zarabia dużo, bo jest udziałowcem światowego rynku narkotyków. Ma opinię „drugiego El Chapo”, ale w przeciwieństwie do niego nie został aresztowany. Pan Lop dobrze sobie radzi z policją.

Światowy rynek narkotykowy to gałąź gospodarki, która przynosi osobom bezpośrednio zaangażowanym miliardy dolarów. Każdy region świata ma swoje specjalności, nie pogardzając oczywiście uzupełnianiem oferty o produkty bardziej niszowe. Przyjrzyjmy się temu zjawisku i jego najnowszemu bohaterowi.

Rynek narkotyków syntetycznych wg UNODC, źródło: https://www.unodc.org/wdr2018/prelaunch/WDR18_Booklet_3_DRUG_MARKETS.pdf

Świat na mecie

Rok 2019 przyniósł nowości w postaci rozbicia kartelu El Chapo Guzmana i wydawać by się mogło, że światowy rynek narkotykowy zostanie w ten sposób osłabiony. Jednak gracze tego rynku doszli do wniosku, że choć pewna przemoc jest niezbędna w prowadzeniu tego rodzaju biznesu, to można zorganizować go ostrożniej i prowadzić działalność skuteczniej. Rynek bowiem jest ogromny i chłonny.

W samych Stanach Zjednoczonych w 2017 ilość uzależnionych od narkotyków szacowano na 12,8 mln. Nowa świadomość produktu sprawia, że rośnie liczba uzależnionych w wieku powyżej 54 roku życia. Potrzeby społeczne zwiększają się w krajach nowoczesnych, otwartych na wolności obywatelskie i jednocześnie dbających o system leczenia uzależnień (np. w krajach skandynawskich), ale też w konserwatywnych państwach, takich jak Iran, gdzie za posiadanie narkotyków grożą najsurowsze kary.

Inteligentny biznesmen wysnuje wnioski z historii ludzi takich jak El Chapo i ułoży swoją historię znacznie korzystniej.

Azjatycki nie-El Chapo

Pan Tse Chi Lop, urodzony w Chinach obywatel Kanady, w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat stworzył azjatycki syndykat narkotykowy. Organizacja już jest bardzo bogata, dobrze zorganizowana i mniej gwałtowna niż południowoamerykańskie kartele. „Sam Gor” (a.k.a. The Company) jest sprawnie działającą siecią utworzoną z sojuszu pięciu azjatyckich triad, które trudnią się przemytem m.in. metamfetaminy i heroiny. Powstanie tej struktury było naturalną konsekwencją sytuacji, którą zaledwie 3-4 lata temu media określały jako zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.

W 2015 r. w Chinach miało miejsce 165 tysięcy przestępstw narkotykowych. Aresztowano 194 tysiące podejrzanych, skonfiskowano ponad 100 ton narkotyków. Chińska Narodowa Komisja Kontroli Narkotyków ostrzegała, że przestępstwa narkotykowe stają się coraz gwałtowniejsze. Raport komisji donosił o 2,3 mln osób uzależnionych od narkotyków w Chinach. Na 1,4 mld mieszkańców to niedużo, nawet jeśli statystyki rządowe są przekłamane. Inne światowe raporty pokazują, że konsumenci narkotyków znajdują się często bardzo daleko poza Chinami – wystarczy więc dobrze zorganizować produkcję i transport, by nie zmieniając konsumpcji w Chinach, osiągnąć znaczne zyski.

Tym organizatorem był nieznany do niedawna z imienia Tse Chi Lop. Działalność prowadził z Hongkongu, Makao i Azji Południowo-Wschodniej. Świat poznał jego tożsamość dzięki śledztwu dziennikarskiemu Reutersa.

Historia Tse Chi Lopa brzmi bardzo spektakularnie – azjatycki El Chapo przemieszcza się własnym odrzutowcem, chroni go oddział tajskich kickbokserów, a do pieniędzy mafiozo ma stosunek bardzo swobodny. Zgodnie z powiedzeniem, że jeśli coś łatwo przychodzi, to i może łatwo odejść, Lop bawi się pieniędzmi, np. przepuszczając je w kasynie. Podobno podczas jednej nocy w kasynie w Makau przegrał skromne 66 mln dolarów i niespecjalnie się tym zmartwił.

United Nations Office on Drug and Crime szacuje nieprecyzyjnie wartość obrotu Sam Gor na 8 do prawie 18 mld dolarów rocznie. Biuro ONZ szacuje, że kartel ma 40–70% udziału w hurtowym regionalnym rynku metamfetaminy i realnie wpłynął na zwiększenie go co najmniej czterokrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat.

Lop jest oczywiście osobą poszukiwaną, w dodatku śledczy nie chwalą się prowadzonymi działaniami. Nad sprawą pracuje Australijska Policja Federalna (AFP) wraz z innymi służbami z 20 krajów Azji, Ameryki Północnej i Europy, w tym Birmy, Chin, Tajlandii, Japonii, Stanów Zjednoczonych i Kanady oraz całkiem nieoficjalnie współpracującego Tajwanu.

Tse Chi Lop należy do ligi El Chapo, a może Pablo Escobara – twierdzi Reuters i nie wiemy, czy Lop uważa to określenie za komplement czy obelgę. W każdym razie Tse Chi Lop to ktoś w rodzaju dyrektora generalnego. Nadzoruje pełen zakres działań organizacji – produkcję i dystrybucję narkotyków, rozszerzając sieć daleko bardziej niż kiedykolwiek robili to wymienieni przywódcy karteli. Zbudował strukturę odmienną od dyktatorskich schematów rodem z Ameryki Łacińskiej – syndykat Sam Gor jest wspólnie zarządzany przez min. 19 liderów z różnych krajów. Tse Chi Lop to T1 – główna postać. Handel prowadzony jest z bardzo rozproszoną siecią odbiorców lokalnych, co również różni The Company od wzorców El Chapo. Produkty trafiają tak do Yakuzy, jak i np. do Australii, Libanu, Tajlandii czy Wietnamu.

Poza tym T1, choć lubi pobawić się zarobionymi środkami, jest skromny. Nie kupuje rządów, nie pali w kominku pieniędzmi, nie fotografuje się z dziećmi pod Białym Domem.

źródło: http://historiajednejfotografii.blogspot.com/2016/11/smierc-pablo-escobara.html

Teraz trzeba go aresztować

Tse Chi Lop nie jest człowiekiem znikąd. Jako młodzieniec, wbrew przymusowemu porządkowi Mao, został członkiem lokalnej triady, by przy pierwszej okazji uciec z ChRL do Hongkongu, a stamtąd do Kanady. Całe swoje życie trudnił się narkotykowym biznesem i rynek azjatycki zna jak własną kieszeń. Odsiedział 6 lat w USA za przemyt. Wybronił się od dożywocia i obiecał działania na rzecz społeczeństwa. Jako odpowiedzialny obywatel założył firmę w 2011 r. – China Peace Investment Group Company Ltd. To podwaliny The Company. Od tego momentu jego działania były bardzo przemyślane.

Zasłynął wśród dealerów jako dobry dostawca, dający gwarancję i doskonały serwis posprzedażowy. Jeśli dostawa została przechwycona przez policję, Tse wysyłał bez opłat nową lub oddawał pieniądze. Poza tym był miły, przyjazny, rodzinny i nie używał gróźb. Oczywiście ten biznes ma swoje prawa, więc jeśli trzeba było, zlecał normalne tortury z użyciem lampy lutowniczej i prądu, a filmy z tych zabiegów przesyłał dalej dla uzyskania odpowiedniego efektu psychologicznego. Przemyt odbywał się na ogół w paczkach z liśćmi herbaty. Fabryki, które produkowały dla niego m.in. metamfetaminę (i wiele innych narkotyków), były tak duże i tak jawnie zorganizowane, że pracownicy nie przejmowali się nawet charakterystycznym zapachem, którym przesiąkali podczas produkcji. Jak to rozwiązywano? Bardzo prosto: „nie rozmawialiśmy o tym”.

Co dalej z panem Tse? Najbardziej poszukiwany przestępca świata na razie pozostaje nieuchwytny. To, że jego tożsamość jest znana, nie oznacza jeszcze, że pozwoli się złapać i zamknąć swój biznes. Utrata towaru i pewne straty operacyjne to nieodzowna część biznesu narkotykowego i jak do tej pory Tse Chi Lop doskonale rozumiał tę kwestię – zupełnie inaczej niż Pablo Escobar czy El Chapo, którzy swoje narkotykowe imperia i biznesy traktowali jako sprawy bardzo osobiste. Dla Tse to, co robi, to biznes. Ma wiedzę, doświadczenie, sieć wdzięcznych klientów i otwarte, wciąż powiększające się grono odbiorców. To daje poważną szansę na uniknięcie spotkania z systemem sprawiedliwości.