W sierpniu 2011 do ambasady USA w Rejkiawiku zgłosił się wolontariusz WikiLeaks, twierdząc, że posiada informacje cenne dla śledztwa toczącego się w sprawie tej organizacji. Kim był ochotnik, co dostarczył FBI i czemu postanowił donosić?
Sigurdur „Siggi” Thordarson miał 17 lat, kiedy w 2010 dołączył do WikiLeaks. Należał do sporej grupy obywateli Islandii, którzy chcieli wesprzeć serwis w podziękowaniu za ujawnienie dokumentów dotyczących islandzkiego kryzysu bankowego. Kiedy we wrześniu 2010 część współpracowników opuściła WikiLeaks w proteście przeciwko przedwczesnemu ujawnieniu wojskowych materiałów z Afganistanu, Siggi (występujący pod pseudonimem „q”) awansował na administratora oficjalnego czatu serwisu.
Choć funkcja „administrator czatu” nie brzmi zbyt imponująco, to Siggi stał się pierwszym punktem kontaktowym dla wielu wolontariuszy i informatorów, którzy od wizyty na kanale IRC zaczynali współpracę z WikiLeaks. Pośredniczył między innymi w negocjacjach, prowadzących do przekazania przez WikiLeaks 15 tysięcy dolarów na fundusz obrony Bradleya Manninga i szybko stał się bliskim współpracownikiem Juliana Assange’a.
Jego osoba budziła wątpliwości niektórych aktywistów. Birgitta Jonsdottir, która pracowała z WikiLeaks nad aferą „Collateral Murder”, wprost poprosiła, by Siggi trzymał się z daleka od tego projektu. Jeden z byłych współpracowników WikiLeaks nazwał Sigurdura psychopatą i oskarżył go o liczne nadużycia w organizacji. W styczniu 2011 Sigurdur był zamieszany w sprawę tajemniczego laptopa, odkrytego w pustym pomieszczeniu islandzkiego parlamentu, podłączonego do parlamentarnej sieci i podsłuchującego jej ruch, jednak nie postawiono mu żadnych zarzutów. Mimo tych wydarzeń nie utracił zaufania Assange’a.
W czerwcu 2011, w trakcie trzeciej wizyty w Ellingham Hall, gdzie Assange czekał na ekstradycję do Szwecji, nagrał krótki film, na którym widać szefa WikiLeaks, jak pracuje nad laptopem. Film ten wykorzystał, by uwiarygodnić się przed członkami Lulzsec, których chciał namówić na zaatakowanie rządowych serwerów Islandii. Nie wiedział, że FBI od tygodnia korzystała już z usług Sabu, przywódcy Lulzsec, który informował agentów o wszystkich działaniach grupy. FBI powiadomiło o zagrożeniu rząd Islandii, jednak do żadnych istotnych ataków nie doszło.
Czemu Siggi dwa miesiące później postanowił zacząć donosić na swoich współpracowników? Zapytany przez dziennikarzy magazynu Wired odpowiedział, że nie chciał, by WikiLeaks współpracowało z Lulzsec, ponieważ było by to namawianie do łamana prawa. Pewnie się zastanawiacie, czemu przytoczył właśnie ten powód, skoro sam namawiał Lulzsec do współpracy. Niestety Siggi wydaje się sam nie do końca to rozumieć. Drugim powodem, który przytoczył, była „chęć przygody” i ta odpowiedź wydaje się być bardziej wiarygodna. Z kolei dla Ars Technica na to samo pytanie odpowiedział, że nie zgadzał się ze sposobem pozyskiwania informacji przez WikiLeaks oraz obawiał się amerykańskiego systemu sprawiedliwości.
Sam Sigurdur był wielokrotnie łapany na kłamstwie przez dziennikarzy, jednak historia, którą im opowiedział, jest w wielu miejscach poparta namacalnymi dowodami. Kiedy 23 sierpnia 2011 wysłał na adres [email protected] email, w którym zaoferował swoją pomoc w toczącym się śledztwie, nie spodziewał się, że jeszcze tego samego dnia zadzwoni do niego pracownik ambasady a następnego dnia na rozmowę z donosicielem przyleci z USA ośmiu agentów FBI i dwóch prokuratorów.
Agentów interesowała jego współpraca z Lulzsec oraz informacje, których mógł dostarczyć na temat WikiLeaks. Chcieli, by z założonym podsłuchem spotkał się z Assange’em i namówił go do wygłoszenia pogrążających go kwestii lub rozmowy na temat Bradleya Manninga. Zaproponowali mu nawet wymianę zegarka na taki, który umożliwi nagranie rozmowy. Siggi rzekomo odmówił ze względu na sympatię do Assange’a.
Według informacji islandzkiej policji, FBI wprowadziło islandzkie władze w błąd, prosząc o zezwolenie na przylot swoich funkcjonariuszy i rozmowę z Sigurdurem. W oficjalnej dokumentacji wspomniano jedynie o sprawie Lulzsec, podczas kiedy głównym punktem zainteresowania funkcjonariuszy było WikiLeaks. Kiedy po pięciu dniach władze poprosiły agentów FBI o opuszczenie kraju, przekonali oni Siggiego, by ten poleciał z nimi do Kopenhagi na ciąg dalszy rozmów. Kolejne spotkania również odbywały się poza terytorium Islandii – w Danii i USA.
W październiku 2011 Siggi wyleciał z hukiem z WikiLeaks. Okazało się, że bez wiedzy współpracowników otwarł sklep z koszulkami WikiLeaks, z którego zyski przelewał na swój rachunek bankowy. Prawdopodobnie jego zyski wyniosły ok. 50 tysięcy dolarów. Z kolei sam Siggi twierdzi w wywiadzie dla Ars Technica, że organizacja pozwoliła mu zachować przychody z działalności sklepu, by mógł pokryć koszty biletów lotniczych, które kupił, by odwiedzać Assange’a w Wielkiej Brytanii.
Przez kolejne kilka miesięcy Siggi próbował otrzymać od FBI jakiekolwiek wynagrodzenie (wcześniej zeznawał gratis). Po wielokrotnych prośbach FBI w końcu zgodziło się przekazać mu 5 tysięcy dolarów jako wynagrodzenie za opuszczone dni w pracy (Siggi poinformował dziennikarzy, że pracował w szkole dla ochroniarzy). W lutym 2012 FBI zaprosiła go do USA, gdzie przepytywali go przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości. W marcu 2012, na ostatnim spotkaniu, przekazał FBI 8 dysków twardych, zawierających ponad 1TB danych na temat WikiLeaks, w tym logi z czatu oraz zdjęcia i filmy nakręcone w trakcie pracy dla organizacji.
Siggi twierdzi, że lutym 2013 poinformował o współpracy z FBI swoich dawnych przyjaciół z WikiLeaks. Dzisiaj ma jednak poważniejsze problemy niż gniew współpracowników. Jest oskarżony w sprawie dotyczącej oszustw finansowych i podatkowych, nie dotyczących jego działalności w WikiLeaks, ciągle trwa także sprawa związana z prowadzonym przez niego sklepem z koszulkami WikiLeaks. W jego życiorysie uzbierało się już sporo oryginalnych wpisów jak na dwudziestolatka…
Tymczasem śledztwo przeciwko WikiLeaks trwa. Poprzednik Siggiego na stanowisku administratora czatu, Herbert Snorrason, otrzymał niedawno informację od Google’a, że cała jego skrzynka Gmail wraz ze wszystkimi informacjami, które na jego temat posiadało Google, została w 2011 przekazana na żądanie amerykańskich organów ścigania. Jak widać, Amerykanie nie ustają w wysiłkach, by umieścić Assange’a na ławie oskarżonych.
Komentarze
mam lepszy temat na artykuł, uzyskajcie dostęp do informacji dotyczących śledztwa i złapania tego/tych od bomb. przedstawcie akta sprawy, w których będą ekspertyzy i techniczne informacje dot. śledztwa
Popieram, również chciałbym wiedzieć w jaki sposób dochodzili do tego kto kiedy z kim i dlaczego ;)
Mam jeszcze lepszy: Co właściwie stało się z PBM? Oraz „Jak dać się podejść i zinfiltrować. Prace zbiorowe autorów POP.”
Polecam – Zdzisław Dyrma, zasadniczo.
Czy ja dobrze zrozumiałem – rząd Stanów Zjednoczonych wystawił złodziejowi pokwitowanie odbioru kradzionej własności cyfrowej? A wcześniej FBI prowadziło na Islandii śledztwo w sprawie organizacji kierowanej przez własnego agenta?
To chyba niemożliwe…?
:)))
Na pokwitowaniu nie ma zawartości dysków.
Nie zdziwilbym sie jak by to wszystko bylo ukartowane przez Wikileaks, zeby dac im lipne dyski i zbic ich z tropu.
Gra pozorów.
Jaki jest związek między Assangem a Snowdenem? http://pokazywarka.pl/zub27j/
Polecam też źródło tego tłumaczenia – rewelacyjny artukuł otwierający oczy na polityke zagraniczną USA i ich podstawianych 'bohaterów’.
Rozwalilo mnie to, szczurek za wybłagane 5k zniszczył sobie życiorys. Nikt z nim nie będzie chciał współpracować.
Świetnie się czyta te artykuły, trzymajcie tak dalej!