Dziennikarstwo śledcze jest wtedy, gdy dziennikarz poszukuje prawdy, której wielu się boi. Peter R. de Vries, dziennikarz śledczy, walczył zawsze o prawdę. Wczoraj zmarł, kilka dni po tym, jak został postrzelony na ulicy.
7 lipca około 19.30 na jednej z amsterdamskich ulic padły strzały. Oddano je w kierunku Petera R. de Vries. Mężczyznę trafiło pięć kul. W związku ze sprawą zatrzymano trzy osoby, jedną wkrótce zwolniono. Dwie pozostałe to 34-letni Polak, zamieszały dotychczas w Maurik oraz 21-letni Holender z Rotterdamu. Mordercy strzelali niedaleko studia, w którym de Vries, doświadczony dziennikarz śledczy, wystąpił jako gość w programie TV. Dlaczego 64-letniego mężczyznę próbowano zabić w biały dzień?
Komu narażał się Peter R. de Vries?
Wieczorem 7 lipca w stronę dziennikarza poleciało pięć kul. Jedna z kul trafiła w głowę. To, że walczył kilka dni o życie, wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Peter R. de Vries był jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych. Pracował od lat nad trudnymi sprawami, z których – jak do tej pory – każda mogła przynieść mu wyrok śmierci.
Ostatnie dni przed strzelaniną pracował nad sprawą Tanji Groen, studentki, której zniknięcie pozostaje niewyjaśnione od blisko trzydziestu lat. Nazwisko dziewczyny wiązano z kilkoma głośnymi sprawami, między innymi zbrodniami Marca Dutroux, mającego koneksje w najwyższych sferach pedofila, gwałciciela i mordercy.
W tym samym czasie zajmował się też sprawą Ridouana Taghi, określaną w Niderlandach jako proces stulecia. Sprawa dotyczy szefa mafii oraz 16 jego ludzi, sądzonych za przynajmniej sześć morderstw. De Vries był rzecznikiem kluczowego świadka w tym procesie. Zanim de Vries postanowił zaangażować się w tę sprawę, świadek ten stracił już brata i swojego prawnika. Proces miał być wznowiony 12 lipca.
Dziennikarz działał też aktywnie w sprawie Nicka Verstappena. Nick, 11-latek, został zgwałcony, poddany torturom i zamordowany w 1998 roku. Od tej pory postępowanie w jego sprawie się wlekło, a proces odwoławczy skazanego za tę zbrodnię miał ruszyć właśnie teraz, rok po wydaniu wyroku w pierwszej instancji. Oskarżony Johannes „Jos” Brech walczy o uniewinnienie, a de Vries był rzecznikiem rodziny Nicka.
Willem Frederik Holleeder, a.k.a. „Nos”, porywacz, oszust i wielokrotny morderca odsiadywał już wyrok dożywocia, ale jego sprawa wcale nie była zakończona. W ubiegłym roku „Nos” złożył kolejne odwołanie od wyroku, a dziennikarza szczerze nienawidził – jako drobiazgowego, upartego świadka, który wdawał się z nim w kłótnie na sali sądowej. De Vries mógłby znów stawić się w sądzie i unicestwić szanse Nosa na złagodzenie wyroku lub uwolnienie. Holleeder publicznie odgrażał się dziennikarzowi. Dostał nawet za to osobny wyrok, ale przy dożywociu zapewne niespecjalnie go to obchodziło.
Dziennikarz w ostatnim czasie angażował się też w sprawy, jak się wydaje, o mniejszym ciężarze gatunkowym, np. wyłudzeń finansowych rapera Lil’ Kleine, nakłaniającego swoich uczniów do wpłacania mu po 2 tysiące euro.
Na pytanie, komu mógł narazić się Peter R. de Vries, odpowiedzieć można, że wszystkim. A dla kogo mogli pracować 34-letni Polak i 21-letni Holender, zatrzymani w kilka godzin po strzelaninie?
Superman
Peter R. de Vries od czterdziestu lat grzebał w każdej niewygodnej i trudnej sprawie, jaka się mu napatoczyła. Najbardziej znana jest ta z udziałem „Nosa” Holleedra, człowieka, który porwał producenta piwa, Freddy’ego Heinekena. De Vries prowadził w tej sprawie własne śledztwo, które potem opisał w książce.
Angażował się w liczne sprawy kryminalne, najczęściej te, w których poszkodowanymi były dzieci. Dzięki jednej z takich spraw zyskał popularność w Stanach Zjednoczonych.
Próba zamordowania dziennikarza nigdy nie pozostaje bez echa, ale zamach na kogoś takiego jak de Vries obudził polityków, działaczy społecznych, prawników oraz innych dziennikarzy na całym świecie. De Vries był jak superman. Wielokrotnie walczył o prawdę, występował jako ekspert w sprawach kryminalnych, był rzecznikiem ofiar i – tak jak w przypadku sprawy Taghi – świadków w procesach. Założył z synem, adwokatem, kancelarię prawną, by lepiej reprezentować potrzebujących.
Grożono mu wprost i anonimowo, lecz to go nigdy nie powstrzymywało. Potrzeba było dopiero pięciu strzałów, żeby zamilkł. „Jest dla nas wszystkich bohaterem narodowym. Rzadkim, odważnym dziennikarzem, który niestrudzenie szukał sprawiedliwości” – komentowała zaraz po zamachu burmistrz Amsterdamu, Femke Halsema.
Wiele osób mogło chcieć śmierci dziennikarza. Przede wszystkim byli to różni członkowie organizacji przestępczych – o tych pogróżkach było bardzo głośno już od 2019 roku, kiedy to de Vriesa oficjalnie ostrzegła o groźbach policja. Reporter miał nawet otrzymać ochronę od władz, ale gdy teraz zapytano o to polityków, dyplomatycznie opowiadali o zamachu na demokrację i naród holenderski. Czy brak tej ochrony to biurokratyczne zaniedbanie, czy też mógł być celowym działaniem?
Syn Petera, Royce de Vries, powiadamiając o zamachu na ojca, napisał „nasz koszmar stał się rzeczywistością”. Zapewne Robert i cała jego rodzina wiedzieli, czego się mogą spodziewać.
Nieświęty Peter R. de Vries
De Vries miał też inną twarz, nie tak doskonałą. Po zamachu wszyscy wypowiadali się o reporterze w superlatywach, chwalili go i nazywali bohaterem. Tymczasem dziennikarza bardzo wiele osób po prostu nie lubiło. Określany był jako irytujący do zarzygu (to dość swobodne tłumaczenie). W oczach Holendrów był arogancki, bezczelny, wcinał się do każdej dyskusji i obrażał rozmówców. Gospodynię pewnego telewizyjnego talk show nazwał gangsterską dziwką, stając się jej najbardziej znienawidzonym wrogiem.
Był żelaznym gościem wielu telewizyjnych spotkań. Wypowiadał się o przestępczości, polityce, wiadomościach bieżących, a nawet o sporcie. Jego przeciwnicy bali się otworzyć lodówkę – bo i w niej mógł siedzieć de Vries i obrażać wszystkich.
Mieli go dość zwykli widzowie telewizji, politycy, koledzy po fachu, a także przestępcy, którymi się interesował. Pojawiały się zarzuty, że Peter R. de Vries posuwa się do oszustw i manipulacji, gdy chce doprowadzić do czyjegoś aresztowania oraz że wychodzi poza rolę dziennikarza i rozgrywa swoje własne gierki.
Prawdopodobni sprawcy
Najbardziej znane sprawy Roberta R. de Vriesa to oczywiście te, w których stawał po stronie ofiar przeciwko mafii. Bieżąca sprawa przeciwko Taghi jest jedną z tych, przy których warto byłoby się zatrzymać i powiedzieć „to na pewno ci” – tyle, że Ridouan Taghi, zawodowy mafiozo i morderca, zaraz po strzelaninie wysłał do mediów oficjalne oświadczenie, że nie jest prawdą, jakoby kiedykolwiek groził śmiercią reporterowi. Cóż, nie należy wierzyć bandycie, ale takie zachowanie nie należy do typowych zwyczajów bandytów.
Dziennikarza ze szczerego serca nienawidził też Willem „Nos” Holleeder, zawdzięczający mu wszystkie swoje kłopoty od czasu genialnego pomysłu na porwanie starszego pana Heinekena. To w dużej mierze właśnie przez reportera ostatecznie aresztowano wszystkich uczestników porwania.
Za Heinekena wypłacono niewiarygodny okup – równowartość dzisiejszych 30 milionów dolarów w czterech różnych walutach. Okup, jak podaje Forbes, ważył ponad 200 funtów. Porywaczy było pięciu (Cor van Hout, Willem Holleeder, Frans Meijer, Jan Boellaard i Martin Erkamps), a całość została zaplanowana z wielką precyzją. Porywaczom chodziło o coś więcej niż jednorazowy, wspaniały strzał, który miałby ich ustawić na resztę życia. Oczywiście chcieli być po prostu bardzo bogaci, bo przywiązali się do życia na wysokim poziomie, a kryzys gospodarczy (niewielki) ograniczał ich możliwości. Ale w gruncie rzeczy od dawna byli bandytami, zaś legalne interesy, które prowadzili, miały być tylko przykrywką ich wcześniejszych działań. Porwanie browarnika miało im zapewnić przewagę nad konkurencją w ich bandyckim świecie, zapewnić dobre życie i bezkarność.
Ostatecznie porywacze zostali aresztowani i ukarani, a pieniądze przepadły. Główny autor scenariusza akcji, Cor van Hout, zginął w 2003, gdy został zastrzelony na ulicy, po tym jak wyszedł z restauracji. Zabił go jego przyjaciel z dzieciństwa, wspólnik i szwagier, Willem „Nos” Holleeder. Holleeder najwyraźniej ma nosa do strzelania w twarz w biały dzień do wrogów.
Ale to zbyt łatwe – posądzać osadzonego w tej chwili Holleedera o zorganizowanie zamachu na dziennikarza. Zbyt łatwe, bo uciszenie de Vriesa było na rękę bardzo wielu osobom.
Dalekie połączenia
Peter R. de Vries zabrał się w ostatnim czasie za odświeżanie sprawy Tanji Groen, studentki, która zaginęła w 1993 roku. Sprawa, jak się wydaje w pierwszej chwili, tuzinkowa, choć tragiczna. Co roku giną bez śladu tysiące osób: dzieci i dorosłych, kobiet i mężczyzn. Za tymi tragediami stoją wypadki, samobójstwa, morderstwa, a czasami decyzje, których nikt nie rozumie – chęć ucieczki, zniknięcia, zatarcia śladów. Po zaginionych zostają zrozpaczone rodziny, które mając nadzieję, że ich bliski żyje, proszą o jakikolwiek znak, by zyskać choć trochę spokoju. Jeśli myślicie, że najczęściej giną dzieci i młode kobiety, mylicie się, choć nieletni to rzeczywiście znacząca grupa.
Tanja Groen miała 18 lat, gdy wszelki ślad po niej zaginął. 4 września 1993 jej rodzice zgłosili na policji, że córka nie daje znaku życia i nie można jej nigdzie znaleźć. Szukano jej bezskutecznie przez wiele lat. W sprawie pojawiały się zeznania zatwardziałych przestępców, przyznających się do wszystkich zbrodni, o jakie ich pytano, a także wyjaśnienia tych, którzy przedstawiali twarde alibi. Dziewczyna miała być utopiona w rzece, zakopana w lesie, a nawet pochowana w cudzym grobie. Żadna ze wskazówek, jakie trafiły do policji, nie pozwoliła na odnalezienie choćby śladu po kobiecie.
Około 1997 roku w sprawie pojawił się wątek Marca Dutroux, potwora z Charleroi. Dutroux przez lata porywał, torturował, gwałcił, a także mordował dziewczynki i młode kobiety. Udowodniono mu zbrodnie dotyczące sześciu dziewcząt i morderstwo czterech, ale już podczas rozprawy sądowej nagłaśniano liczne matactwa w śledztwie i ukrywanie dowodów. Belgijski wymiar sprawiedliwości skompromitował się, choć przestępcę skazano ostatecznie na dożywocie. Kompromitacja dotyczyła zagrzebania bez dalszego powstępowania wątków wskazujących na to, że Dutroux w rzeczywistości wykorzystał i zabił więcej dzieci, zaś jego postępowanie było latami ukrywane przez ludzi z establishmentu, mających rzekomo korzystać z jego działań i współuczestniczyć w procederze.
Niderlandzcy śledczy próbowali sprawdzić, czy Groen nie trafiła w ręce kogoś z siatki Dutroux. Rodzicom dziewczyny okazano „trofea”, które Belg gromadził po swoich ofiarach, w nadziei, że rozpoznają cokolwiek, co mogło należeć do córki. Na próżno.
Czy upierdliwy, pchający się do mediów i sądów Holender, rozgrzebujący po 30 latach sprawę nastolatki, mógł naruszyć poczucie bezpieczeństwa kogoś wysoko postawionego, kto w 1993 roku przyłożył rękę do – prawdopodobnie – porwania i morderstwa Tanji?
Za mało danych
Prawie zaraz po morderstwie policja dokonała aresztowania trzech osób. Jedną zwolniono. Dwie pozostałe to 34-letni osiadły w Niderlandach Polak i młody Holender.
Czy to oni byli wykonawcami wyroku i dlaczego go wykonywali? Na czyje zlecenie oddali pięć strzałów, jeden w głowę Petera R. de Vriesa? Bo koncepcja, że polski emigrant zarobkowy wspólnie z młodym Holendrem postanowili postrzelać do irytującego dziennikarza z własnej inicjatywy, nie wydaje się wiarygodna.
Komentarze
Szkoda że Polak strzelał. Szkoda że znów polska nacja daje się poznać z najgorszej strony w cywilizowanym Zachodzie Europy. Oczywiście, szkoda że ktokolwiek strzelał do dziennikarza.
.
Charakter, osobowość de Vriesa i to czym się zajmował, skazywało go wręcz na przemoc.
Niestety, trochę zaszkodziła mu też nadmierna pewność siebie. Przez lata głośno krzyczał, narażał się, miał gdzieś pogróżki, które – tylko do czasu – się nie realizowały. W końcu chyba uwierzył że oprócz gróźb bez pokrycia, nic mu nie grozi. Oswoił się z takim życiem i zaczął tracić czujność. W końcu go dopadli. Klasyka.
.
Niderlandy to dziś kraj wielokulturowy, pełen imigrantów, wielu nacji oraz… wielu grup przestępczych i wielu obcych wywiadów, nierzadko współpracujących albo wysługujących się zorganizowaną przstępczością. Szczególnie wyrafinowane są służby rosyjskie lub z krajów byłych republik radzickich, bo na obcym terenie najlepiej posłużyć się lokalnym światem przestępczym lub którąś z rosyjskich grup przestępczych rezydujących w Holandii.
To gdzieś tam, na splocie interesów którym de Vries zagrażał, zdecydowano o jego egzekucji.
Pan taki poinformowany. Moze trzeba bylo mu maila wyslac to uniknalby swojego losu. Zawsze ciekawia mnie madrale, ktore po danym wydarzeniu sa najmadrzejsi i potrafia wszystko rozpracowac z chirurgiczna wrecz precyzja wywodzac wiedze z eteru… A przed danym wydarzeniem… Nie ma goscia.
Prosze spojrzec w swoja kule szpiegule i ostrzec kolejne 10 ofiar zamachow na swiecie. Zrobi Pan cos dobrego dla swiata.
„Szkoda że znów polska nacja daje się poznać z najgorszej strony w cywilizowanym Zachodzie Europy.” – Sądzę, że powinieneś pojechać, uklęknąć i przeprosić. Zachodnia Europa taka cywilizowana, a my taki barbarzyński naród… Nic tylko jeździmy po świecie i mordujemy wszystkich na około!
„cywilizowanym Zachodzie Europy” – czytajac jakimi sprawami zajmowal sie ten dziennikarz, uzycie slowa „cywilizowany zachod” jest po prostu groteskowe.
„Szkoda że Polak strzelał.” – Fakt, 5 strzałów w głowę i gość żył. Tylko Polak tak potrafi. Jakby gość albo ktoś z rodziny pomodlił się do Matki Boskiej to by przeżył jak JP2.
To nie Polak strzelał, był „tylko” kierowcą. Żródło:
De 35-jarige Pool Kamil E. zou de vluchtauto die op de A4 klemgereden werd hebben bestuurd. Volgens Poolse media werd hij ook in Polen gezocht door de politie, wegens meerdere gevallen van diefstal en inbraak.
Ook in Nederland kwam de Pool al in aanraking met de politie. Vorige week werd hij volgens de Volkskrant nog gearresteerd in zijn woonplaats Maurik.
> w cywilizowanym Zachodzie Europy
Czy to zdanie ma sugerować jakoby wschód Europy był mniej cywilizowany lub mierzony miarą zachodnią w ogóle nie był cywilizowany? Pytam z przekąsem bo dla wielu ludzi zamieszkujących kraje wschodniej i co śmieszne dla niektórych zamieszkujących zachodnią Europę najbardziej cywilizowane w Europie są kraje wschodnie, jest w nich najbezpieczniej i to z wszystkich krajów na całym świecie a stabilność społeczna i bezpieczeństwo to jedna z miar ucywilizowania danej społeczności :)
Z cały szacunkiem ale ciśnie się pytanie odnośnie „…Szkoda że Polak strzelał. Szkoda że znów polska nacja daje się poznać z najgorszej strony w cywilizowanym Zachodzie Europy…” stąd taka statystyka. Jakieś źródło? Zapoznam się raportem: nacja / ilość per interwał czasowy / rodzaj zdarzenia.
Podasz?
Na stronach Europolu znajdziesz odpowiedź na swoje rozterki.
Zamiast klepać się po plecach, miej odwagę przyznać się że Polska to przestępczy i bandycki kraj. A od rozpoczęcia rządów PiS, często nie przestrzegający praw człowieka i demokratycznych wartości.
nie bądź taki agresywny w odpowiedziach, ja nikogo nie mam zamiaru klepać po plecach i nie będę przyznawał że Polska pierwsza lub ostatnia w rankingach.
Zadałem pytanie, bo nie mam takich źródeł, jak wcześniej zapoznam się i będę mógł swoją opinie wydać.
@Duży Pies, raport Europolu nie mówi o przewadze Polski nad innymi krajami (na przełomie lat również). Możesz podać źródło ew. która strona raportu?
„Dlaczego 64-letniego mężczyznę próbowano zabić w biały dzień?” – czyli dziennikarz żyje?
Nie zabito go w dniu zamachu, zmarł po tygodniu.
Czyli nie próbowano go zabić.
Obawiam się że ustalenie zleceniodawcy będzie niemożliwe. Ludzie zlecający zabójstwa raczej nie podają powodów, a przyjmujący zlecenia nie pytają o nic innego niż kwotę. Jeżeli maczały w tym łapy osoby z kręgów rządowych to przykleją to temu gangusowi, który aż wydał oświadczenie (pewnie widział co się kroi)
wniosek z tego taki, że nie należy denerwować ludzi, bo można się nie obudzić na kolejny dzień. A jak już, to anonimowo.